- Cyrus, tworząc nowe imperium perskie, zerwał z dotychczasową polityką czystek etnicznych, przesiedleń całych narodów i prześladowań religijnych. By utrzymać w spokoju rozległe tereny od Indusu po Dunaj, pozwolił wygnanym ludom wrócić do swoich ojczyzn. Wprowadził też tolerancję religijną. Izraelitom, wygnanym wpierw przez Asyryjczyków, a później przez Babilończyków z Ziemi Świętej, otworzyła się szansa rozpoczęcia wszystkiego od nowa. Pan Bóg zaoferował im nowy Exodus – swoiste rekolekcje w drodze, podczas których zamierzał przywrócić rozluźnione więzy. Pan przyzywał do powrotu jak ukochany ponaglający swą wybrankę do wyjścia na randkę.
- To była może trudniejsza decyzja do podjęcia niż w czasach Mojżesza. Na pustynię wzywał bowiem Pan nie dzielnych wojowników, twardych pasterzy, ale w większości wypadków mieszczuchów przyzwyczajonych do wygody. To byli kupcy, bankierzy, urzędnicy, rzemieślnicy. Urodzili się z dala od Jerozolimy. Dla nich, jak dla dzisiejszych dzieci polskich emigrantów zarobkowych w Anglii i Stanach, to był już obcy kraj znany tylko z ponurych wspomnień rodziców. Domy ich dziadków były zrujnowane, a ziemie były już uprawiane przez nowych mieszkańców – Samarytan. Jeśli by zdecydowali się na powrót, jeśli by pomyślnie przebrnęli przez pustynię, musieliby nauczyć się z nimi koegzystować. Wszak za wolą Cyrusa i jego następców to nie miał być ponowny podbój Kanaanu, lecz spokojny powrót na ojcowiznę.
- Bóg Izraela dodaje zatem otuchy wątpiącym i wahającym się wygnańcom. Ci, co zaufają Panu, odkryją w sobie niezwykłą siłę. Doda ona im skrzydeł skuteczniej niż beczki napojów energetycznych. Tą siłą umocnieni, pokonają wszelkie przeciwności. Tą siłą jest wiara wypływająca z miłości. Jeśli kocham Boga i podejmuję z ufnością Jego wezwanie, nie może mnie zniechęcić byle trud, byle prześladowanie lub jarzmo przykazań. Jeśli kocham, to zdołam dokonać niemożliwego. Jak samotne matki, porzucone przez wiarołomnych mężów, które w pojedynkę, za grosze, wychowują swoje dzieci na wspaniałych ludzi. Jak uczniowie, którzy przezwyciężają presję rówieśników i pozostają na ostatnią lekcję religii, zamiast iść z kumplami do galerii handlowej. Jak rodzice, którzy podejmują nieludzki wręcz trud urodzenia i obdarzenia miłością niepełnosprawne dziecko. Jak misjonarz, duchowny lub świecki, który porzuca wszystko, by nieść światło Ewangelii zupełnie obcym ludziom. Jak kapłan, który pomimo przyklejonej mu niesłusznie metki złodzieja i pedofila, trwa w wierności swojemu powołaniu i pokutuje za swych grzesznych braci. Jak schorowany i biedny staruszek, który innym ofiaruje to, co mu wyłącznie pozostało – wytrwałą modlitwę.
- Jezus pokrzepiając utrudzonych, nie obiecuje im słodkiego życia nierobów. Nie ukrywa, że opowiedzenie się za Nim, to również przyjęcie uwierającego nie raz brzemienia. Ale zapewnia mnie, podobnie jak proroctwo z księgi Izajasza, że trud ten jest słodki. Ileż słodyczy w sobie ma prawdziwa miłość!
Ewangelia (Mt 11, 28-30)
Chrystus pokrzepia utrudzonych
Jezus przemówił tymi słowami:
«Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie».