Mt 7, 6.12-14
Czy istnieje jedna złota zasada, która regulowałaby normy współistnienia z każdym człowiekiem? Niezależnie od jego pochodzenia i kultury? Czy jest płaszczyzna na której chrześcijanin może żyć spokojnie obok muzułmanina, a hinduista obok ateisty? Czy ogólnoludzka harmonia jest możliwa?
Jej poszukiwania trwają od początków ludzkości. Człowiek przez wieki wsłuchuje się w głos sumienia, analizuje dobre i złe doświadczenia. Poprzez wieki myśliciele dochodzili do podobnej prawdy. Konfucjusz rzekł: „Czego nie narzucasz sobie, nie narzucaj i innym”. Podobnie Tales z Miletu w starożytnej Grecji radził: „Nie czyńmy tego, co ganimy u innych”. Immanuel Kant szukając podstawy prawa etyki, która byłaby niejako niezależna od istnienia Boga, zapisał swój imperatyw kategoryczny. „Postępuj tylko wedle takiej maksymy, co do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się ona prawem powszechnym”. Złota zasada moralności brzmi w niezliczonych przysłowiach ludowych, przekazywana z pokolenia na pokolenie jako mądrość.
„Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. To przysłowie jest żywcem przejęte z rad udzielanych Tobiaszowi przez ojca w Starym Testamencie. Złotej zasady nie mogło zabraknąć w Prawie i Prorokach. Wszak Boże Prawa zawierają się całe w przykazaniu miłości Boga i bliźniego, jak siebie samego.
Jezus regułę życia sformułował w pozytywny sposób. Radykalizm Ewangelii polega na tym, że nie wystarczy unikać zła. Powołani jesteśmy do rozsiewania dobra po całym świecie. Wszystko co bym chciał, żeby ludzie mi czynili, ja wpierw mam im uczynić. Motywem każdego mojego działania ma być wyłącznie miłość do drugiej osoby. Genialne w swej prostocie. Jak każde powszechne prawo.
Jeśli chcę być kochany, mam kochać. Jeśli chcę być obdarowywany, mam dawać. Jeśli chcę radości i szczęścia, mam uszczęśliwiać wszystkich wokoło. Jeśli chcę być bogaty, mam ubogacać innych sobą i tym co posiadam. Jeśli chcę odpuszczenia win, sam muszę odpuścić swoim winowajcom. Jeśli chcę być wysłuchany, muszę przestać w końcu gadać i dopuścić innych do głosu. Jeśli chcę szacunku od dzieci, sam muszę z szacunkiem ich traktować. Jeśli chcę upojnych chwil z żoną, muszę przestać tylko brać i zadbać równie dobrze o jej szczęście… Wyliczać można w nieskończoność. Ile jest sytuacji w życiu, tyle razy złota reguła ma zastosowanie.
Dlaczego zatem wciąż na świecie tyle niesprawiedliwości, jeśli od wieków dobrze wiemy jak żyć?
Pokusa szerokiej bramy i przestronnej drogi pcha mnie i ciebie do szukania najlepszych opcji w życiu. Ma być jak najlepiej i najwygodniej. To motor postępu i inspiracja wszelkich wynalazków. Stanowi jednak wygodną furtkę dla egoizmu. Bo komu ma być w końcu najlepiej, jak nie mnie? Dbam zatem o siebie, aż do przesady. Poszerzam swoje bramy i drogi. Budując autostrady do szczęścia, rozpycham się coraz szerzej łokciami. I wkurzam się, gdy ktoś inny wchodzi mi w paradę i depcze po piętach. Złota zasada wzajemności staje się jednokierunkowa.
Jest też inne zagrożenie, o którym wspomina Jezus. W swym wychodzeniu z dobrocią do innych, łatwo mogę się stać ofiarą nieroztropnej naiwności. Oszuści różnej maści wykorzystują niejednego, który rozrzucił perły swojej dobroci pomiędzy wieprze. Ileż rodziców wychowało na swym łonie pasożytów, dając im wszystko nie oczekując niczego w zamian. Dzieciom swoim odmówisz? – retorycznie potem pytają ze łzami w oczach.
Nie da się bowiem osiągnąć szczęścia bez stawiania wymagań sobie i innym. Czyż nie taka jest istota Prawa i Proroków?