- Gadareńczycy chyba mieli problem z rozstrzygnięciem dylematu, czy ich szklanka jest w połowie pełna, czy też pusta. Cieszyć się, że Jezus wkroczył w ich życie i na dzień dobry uzdrowił dwóch opętanych obywateli? Czy też martwić się, że już na początku znajomości ich dotychczasowy świński interes sięgnął dna? Musieli mieć chyba ekonomię we krwi, skoro tak szybko wykalkulowali, że wizyta Jezusa im się zupełnie nie opłaca. Tysiąc świńskich łbów to dużo więcej niż dwie ludzkie. Gdy w życiu nastawiony jestem, by niczego mi nie brakowało, wtedy zawsze ból z powodu straty czegokolwiek będzie większy niż radość z zyskania czegoś.
- Nie chcę dzisiaj dyskutować nad tą smutną rzeczywistością, w której prawa zwierząt są stawiane wyżej niż dobro ludzkie. Przecież Gadareńczycy nie ubolewali nad biednymi świnkami, które potopiły się w morzu. Z pewnością bardziej żałowali tych szyneczek i golonek, które nie wypełnią ich brzuchów. W ich postawie, jak w lustrze, diagnozuję tego wirusa zła, który nęka nie tylko mnie. Moje własne „ja” jest najwyższą wartością. Mój ból jest większy niż twój. Przeżywając jakąkolwiek stratę, tracę z pola widzenia nowe perspektywy, szanse większego dobra. Walcząc do ostatniego tchu, by pozostać sobą, zamykam sobie drogę rozwoju. Ileż relacji z innymi popsułem tylko z tego powodu, że kurczowo trzymałem się swoich reguł gry. Nawet tych bezsensownych. Podejmując jakąkolwiek decyzję, cały czas ubolewam nad kosztami. To prowadzi do tak absurdalnych sytuacji, jak wtedy, gdy młode małżeństwa rezygnują z posiadania dzieci, bo straciliby dotychczasową swobodę. Lub wcześniej – nie biorą ślubu, by nie stracić możliwości wymiany partnera na „nowszy model”. Wolą zerwać ze swoją narzeczoną, niż zrezygnować ze starokawalerskich zwyczajów – wszak nikt nie może ograniczać ich świętej wolności. I tak kolejna szansa na dobro w życiu, na lepszą zmianę, przechodzi koło nosa. Wpatrzeni w siebie nawet nie wiemy jak wiele tracimy.
- Panie Jezu, spraw łaskawie, bym był otwarty na Ciebie, na dobre natchnienia Twojego Ducha, na drugiego człowieka. Niech nas nie odgradza żadna moja kalkulacja, czy mi się to opłaca, czy też nie. Być z Tobą i dla Ciebie to największy skarb. Stracić wszystko jest niczym, gdy mogę Cię zyskać. Pal licho świnie! Moje granice stają przed Tobą otworem.
Ewangelia (Mt 8, 28-34)
Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wyszli Mu naprzeciw z grobowców dwaj opętani, tak bardzo niebezpieczni, że nikt nie mógł przejść tamtą drogą. Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?»
A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy zaczęły Go prosić: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń». Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w wodach.
Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta, rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby opuścił ich granice.