Opuściliśmy wszystko

Mk 10, 28

  • Łatwo przychodzi mi składanie zapewnień o swojej wierze i przywiązaniu do Jezusa. Jeśli miałbym ułożyć swoją osobistą hierarchię wartości, bez wahania Boga wpisałbym na pierwszym miejscu. Wszystko pięknie i wzorcowo… ale tylko w deklaracjach. Gdy przychodzi bowiem co do czego, życie demaskuje kruchość moich zapewnień. Zupełnie jak w życiu apostoła Piotra. Gorąco wierzymy w Jezusa, ale abstrakcyjnym wydaje się nawiązanie z Nim rzeczywistych, intymnych relacji. Gorliwie się modlimy, ale wśród setek różańców, litanii i psalmów trudno znaleźć miejsce na dialog. Tak często chodzimy do kościoła, ale tak rzadko jesteśmy aktywnymi uczestnikami niebiańskiej Liturgii. Spowiadamy się, ale przed trybunałem własnego serca wciąż uznajemy się za śmiertelnie winnych…
  • Sądzę, że opuściłem wszystko i poszedłem za Jezusem. Że On i tylko On jest najważniejszy w moim życiu. Żadną miarą nie potrafię jednak porzucić samego siebie. Dlatego modlitwa, choć formalnie skierowana do Boga, jest monologiem nieskończonych próśb i żalów, przerywanych codziennymi troskami i planami. Dlatego rachunek sumienia jest stawianiem sobie samemu zarzutów za brak doskonałości, a nie uczciwą pracą wewnętrzną pod przewodnictwem Mistrza. A nawet jeśli zdarzy mi się pomyśleć wprost o Bogu, to raczej w kontekście jak Mu się bardziej przypodobać a mniej podpaść, by przypadkiem gorzej mi się nie wiodło w życiu. W MOIM życiu.
  • Czemu się zatem dziwię, że nie otrzymuję stokroć więcej niż podobno zostawiam za sobą z powodu Jezusa i z powodu Ewangelii? W co przecież święcie wierzę!

Ewangelia (Mk 10, 28-31)

Piotr powiedział do Jezusa: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą».

Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym. Lecz wielu pierwszych będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi».

Czy to mi się opłaca?

Mt 8,34

  • Gadareńczycy chyba mieli problem z rozstrzygnięciem dylematu, czy ich szklanka jest w połowie pełna, czy też pusta. Cieszyć się, że Jezus wkroczył w ich życie i na dzień dobry uzdrowił dwóch opętanych obywateli? Czy też martwić się, że już na początku znajomości ich dotychczasowy świński interes sięgnął dna? Musieli mieć chyba ekonomię we krwi, skoro tak szybko wykalkulowali, że wizyta Jezusa im się zupełnie nie opłaca. Tysiąc świńskich łbów to dużo więcej niż dwie ludzkie. Gdy w życiu nastawiony jestem, by niczego mi nie brakowało, wtedy zawsze ból z powodu straty czegokolwiek będzie większy niż radość z zyskania czegoś.
  • Nie chcę dzisiaj dyskutować nad tą smutną rzeczywistością, w której prawa zwierząt są stawiane wyżej niż dobro ludzkie. Przecież Gadareńczycy nie ubolewali nad biednymi świnkami, które potopiły się w morzu. Z pewnością bardziej żałowali tych szyneczek i golonek, które nie wypełnią ich brzuchów. W ich postawie, jak w lustrze, diagnozuję tego wirusa zła, który nęka nie tylko mnie. Moje własne „ja” jest najwyższą wartością. Mój ból jest większy niż twój. Przeżywając jakąkolwiek stratę, tracę z pola widzenia nowe perspektywy, szanse większego dobra. Walcząc do ostatniego tchu, by pozostać sobą, zamykam sobie drogę rozwoju. Ileż relacji z innymi popsułem tylko z tego powodu, że kurczowo trzymałem się swoich reguł gry. Nawet tych bezsensownych. Podejmując jakąkolwiek decyzję, cały czas ubolewam nad kosztami. To prowadzi do tak absurdalnych sytuacji, jak wtedy, gdy młode małżeństwa rezygnują z posiadania dzieci, bo straciliby dotychczasową swobodę. Lub wcześniej – nie biorą ślubu, by nie stracić możliwości wymiany partnera na „nowszy model”. Wolą zerwać ze swoją narzeczoną, niż zrezygnować ze starokawalerskich zwyczajów – wszak nikt nie może ograniczać ich świętej wolności. I tak kolejna szansa na dobro w życiu, na lepszą zmianę, przechodzi koło nosa. Wpatrzeni w siebie nawet nie wiemy jak wiele tracimy.
  • Panie Jezu, spraw łaskawie, bym był otwarty na Ciebie, na dobre natchnienia Twojego Ducha, na drugiego człowieka. Niech nas nie odgradza żadna moja kalkulacja, czy mi się to opłaca, czy też nie. Być z Tobą i dla Ciebie to największy skarb. Stracić wszystko jest niczym, gdy mogę Cię zyskać. Pal licho świnie! Moje granice stają przed Tobą otworem.

Ewangelia (Mt 8, 28-34)

Gdy Jezus przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wyszli Mu naprzeciw z grobowców dwaj opętani, tak bardzo niebezpieczni, że nikt nie mógł przejść tamtą drogą. Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, Jezusie, Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?»

A opodal nich pasła się duża trzoda świń. Złe duchy zaczęły Go prosić: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń». Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w wodach.

Pasterze zaś uciekli i przyszedłszy do miasta, rozpowiedzieli wszystko, a także zdarzenie z opętanymi. Wtedy całe miasto wyszło na spotkanie Jezusa; a gdy Go ujrzeli, prosili, żeby opuścił ich granice.

Dziecinada w loży szyderców

Iz 48,18

  • Narzekanie i krytykowanie – gdyby to były dyscypliny olimpijskie walczylibyśmy o komplet medali. Sam mógłbym zgłosić akces do startu. Co kilkadziesiąt minut zaglądam w statystyki tego blogu i na jego fanpage, by załamywać ręce. Dlaczego tak mało wejść? Dlaczego tak mało komentarzy? Za każdym razem, gdy stoję przed jakimś wyzwaniem, staram się stać niewidzialnym. Dopiero gdy znajdzie się jakiś śmiałek, wychodzę z cienia i zaczynam krytykować i podważać jego wybory. Jestem wtedy jak typowy polski kibic. Z brzuchami wylewającymi się spod podkoszulka, siedząc wygodnie na kanapie przed telewizorem, śmiejemy się z polskich piłkarzy, święcie będąc przekonanym, że my lepiej przeprowadzilibyśmy tę akcję, gdybyśmy tylko chcieli. Ale nam się nie chce…
  • Pozycja widza w loży szyderców jest bardzo wygodna. Zwalnia z wszelkiej odpowiedzialności. Pozwala nie oglądać się na innych, bo w końcu jest się ekspertem we wszystkich dziedzinach. Uważasz, że nie mam racji? Bo sam się mylisz i mi bezustannie zazdrościsz w swej małostkowości. Tobie też nie jest obca taka drwina? Wiem wszystko lepiej, każdy inny się myli, więc układam swoje życie wedle własnych planów. Inni mają tańczyć, tak jak ja im zagram. Myślę, że taki skrajny egoizm staje się udziałem młodszych pokoleń, które już od okresu prenatalnego przyzwyczajone są, że świat cały wokół nich się kręci, a im samym pozostaje konsumowanie tej okoliczności i ganienie za opieszałość.
  • W ten niecny plan próbujemy wciągnąć nawet samego Boga. Obwiniam Go w głębi serca za każde niepowodzenia i opóźnienia w realizacji pomysłu na życie. Wydaje mi się, że coś mi się od Niego należy, za uczciwe życie. W ostateczności czuję żal, że muszę liczyć tylko na siebie, że postawienie na swoim kosztuje sporo stresu i niepokoju. Kiedy ranne wstają zorze, nikt z łóżeczka wstać nie może. Tobie śpiewa żywioł wszelki, ja mam prawo do swej drzemki. Tymczasem, zamiast zachowywać się jak rozkapryszone dziecko dyrygujące innymi na placu zabaw, mam zrezygnować z własnego planu, porządku na życie i zarazem pokazać, że z kimś się jednak muszę liczyć. Tym KIMŚ jest Bóg. Rezultat jest widoczny – pokój jak rzeka, sprawiedliwość jak morskie fale, potomstwo jak piasek… Czyż to nie lepszy wybór niż podskakiwać jak pchła przed Panem Bogiem?

Ewangelia (Mt 11, 16-19)

Ci, którzy odrzucili Jana Chrzciciela, nie przyjmą Chrystusa

Jezus powiedział do tłumów:

«Z kim mam porównać to pokolenie? Podobne jest do przesiadujących na rynku dzieci, które głośno przymawiają swym rówieśnikom: „Przygrywaliśmy wam, a nie tańczyliście; biadaliśmy, a wy nie zawodziliście”. Przyszedł bowiem Jan, nie jadł ani nie pił, a oni mówią: „Zły duch go opętał”. Przyszedł Syn Człowieczy, je i pije, a oni mówią: „Oto żarłok i pijak, przyjaciel celników i grzeszników”. A jednak mądrość usprawiedliwiona jest przez swe czyny».