Dziecko

Wpierw przeczytaj: Łk 9,46-50

arms-baby-birth-47219

Szczerze powiedziawszy, im starsze mam dzieci, tym trudniej mi przyjąć ewangeliczne wezwania do stawania się jak dziecko. Roszczeniowość dzieci mnie poraża. Wedle argumentów przytaczanych przez mych chłopców, w innych rodzinach jest znacznie gorzej. Jakby zmieniono przykazanie dekalogu na „Czcij dziecko swoje.” Coraz powszechniejszą normą staje się bezrefleksyjne spełnianie każdej dziecięcej zachcianki. Zasypując dziecko kosztownymi upominkami, rodzic staje się podobnym do starożytnych pogan składających hekatomby przed złotą figurką bożka. Quad na pierwszokomunijny prezent? Już ktoś dostał, nasze dziecko nie może być gorsze i nieszczęśliwe z tego powodu. A że potem wjedzie na ulicy pod autobus? Bóg, tak chciał… Chce się żywić słodyczami i słonymi przekąskami a w piłkę woli pograć na monitorze niż na boisku? Przecież nie odbierzemy dziecku uroków dzieciństwa? Siedzi godzinami przed telewizorem zamiast odrabiać lekcje i uczyć się? Jakim prawem nauczyciele zamęczają moje dzieci, a te słabe oceny, to dlatego, że się na mojego syna uwzięli. Bez żadnego powodu! Albo uczyć nie potrafią, dlatego moje dziecko źle zrozumiało. Poraża mnie widok dorosłego, który w szatni szkolnej ubiera jak lalkę ucznia podstawówki i kornie zgina swój kark, by zawiązać mu sznurówki.

A dziecko dorasta i coraz silniej jest przekonane, że jest pępkiem świata, że jest największe, najlepsze, najpiękniejsze. Jeśli jego rówieśnicy myślą podobnie (a czemu nie?) po trupach udowodni, że ono jest zwycięzcą tego swoistego wyścigu szczurów wśród dzieci. Ja mam najnowszy model telefonu; przeszedłem wszystkie levele w tej strzelance; nie masz jeszcze tego najnowszego skina do gry za 50 zł? Ale z ciebie dzieciak, ja chodzę spać po północy. Te szmaty to chyba masz z ciucholandii, przecież ta bluza wyszła już z mody miesiąc temu! Chyba jesteś idiotą, że idziesz na ten nudny różaniec.

Czyż pełna pychy i chciwości postawa części duchowieństwa, która gorszy tak wiele osób nie ma swych początków już w pierwszych latach ich życia? Takich mamy wszak kapłanów, jakie mamy dziś rodziny. Nie zmieniło się to od lat. Nawet Jezus miał problemy ze swymi apostołami. Jego umiłowany uczeń Jan zazdrośnie strzegł swoich „przywilejów” przed „świeckimi”.

Czyż zatem mam się stać, jak te zepsute dzisiejsze dzieci?

Zaraz, zaraz. Przeczytałem uważniej perykopę ewangeliczną i się uspokoiłem. Największym jest ten, KTO PRZYJMUJE DZIECKO. Zdecydować się na dziecko, to dzisiaj nie lada wyzwanie. Wygodniej mieć pieska lub kotka. Wychować je na uczciwego człowieka, wobec tak wielu negatywnych przykładów – to absolutna wielkość. Przyjąć tak zrozumiane wyzwanie, zamiast spełniać dla świętego spokoju zachcianki dziecka, to droga do świętości.

Choć niejednokrotnie słyszałem, że jestem z najgorszych spośród rodziców, nie poddaję się.

 

 

Bogurodzico!

Wpierw przeczytaj: Łk 2, 16-21

Bartolomé_Esteban_Perez_Murillo_-_Holy_Family_with_the_Infant_St_John_-_WGA16368

Spoglądam na kartkę kalendarza i czytam w nim, że dziś – pierwszego dnia nowego roku kalendarzowego, spoglądać mam szczególnie na Bogurodzicę. Skoro od tego zaczynam rok, znaczy to, że rodzicielstwo to priorytet. Sprawa pierwszorzędnej wagi!

Nie jestem na szczęście Bogu rodzicem ani ojcem wszystkich  wierzących. Pan pobłogosławił jednakże mojej chęci współuczestnictwa w akcie stwarzania i zlecił mi misję bycia ojcem dla dwóch synów. (Ha, ha, ha. Akurat byłem tego świadomy, gdy w upojnej chwili zapisywałem się do tego biznesu). Dziś mam się rozliczyć przed Tym, który mnie powołał do rodzicielstwa, przed dziećmi i przed samym sobą, jakim jestem rodzicem. Ogólny rachunek rozdziera moje serce żalem i lękiem. Zapewne to nie tylko moje doświadczenie. Dlatego Pan posyła nam troskliwą Pocieszycielkę i Patronkę – Królową Pokoju. Jakże gorąco pragnę tego pokoju w swoim sercu! O Matko!

Przeczytałem dziś wypowiedź Anny Jadowskiej, że „dziecko jest katalizatorem naszych emocji, widzimy w nim to, co w nas najgorsze, co nas drażni, męczy i przeszkadza. Mam też świadomość, że w sytuacjach kryzysowych, kiedy ludzie nie mają wsparcia w innych członkach rodziny albo nie potrafią sobie ułożyć życia, czy też mają kłopoty finansowe, posiadanie dziecka jest wielkim wyzwaniem, czasami nawet przekraczającym możliwości psychiczne i fizyczne. Nasze czasy są pod tym względem bardzo wymagające.”

Moi synowie to istne tajfuny emocjonalne, Zwłaszcza ten młodszy. Wielokrotnie doświadczam na swojej skórze jego niepohamowane „głupawki”, które błyskawicznie mogą się przerodzić w furię złości albo histerię. Z wiekiem człowiek zazwyczaj osiąga dojrzałość emocjonalną, ale przy mym nastoletnim synu łatwo wpaść w fałszywe przeświadczenie, że ten proces wydłuża się niemiłosiernie. Nie tylko ja tracę cierpliwość, ale i nauczyciele. Co gorsza, również starszy brat, który z tego powodu wylewa na niego pomyje obelg. Mnie pozostaje później skrycie wylewać morze łez, że nie jest tak, jakbym pragnął. Że miłość jest tak trudna.

Spoglądam na Świętą Rodzinę i pragnę się od niej uczyć rodzicielstwa. Gdy cisną mi się na usta kolejne narzekania lub okrzyki złości, wspominam milczącego świętego Józefa. Jego milczenie w Ewangelii jest słynne. Sceptyk i szyderca zadrwią, że Cieśla z Nazaretu w tym układzie po prostu nie miał nic do powiedzenia. Ale to przecież on uczynił faktycznie z Jezusa mężczyznę. On uczył Go męskiej odpowiedzialności za drugiego człowieka, zdrowej relacji do kobiet, przekazał Mu swój fach. (Ale miłości do ciesielki raczej już nie, skoro w barwnych wypowiedziach Jezusa nie sposób znaleźć odniesień do tego typu zajęć. Jezusowi bliżej było do najemnych robotników rolnych i pasterzy niż do techników budowlańców.) To Józef też wpajał Jezusowi modlitwy, zaprowadzał Go do synagogi i prowadził od małego z pielgrzymką do Jerozolimy.

Jezusowa wrażliwość, uczynność, troska, pogoda ducha – tu odkrywam wychowawczą rękę Maryi. Tak jak Ona biegła z pośpiechem do Elżbiety, by pomagać jej w trudnych chwilach mocno spóźnionej ciąży, tak Jezus przemierzał wzdłuż i wszerz Palestynę lecząc choroby dusz i ciał.

Wspaniałe przykłady. Tymczasem ja koncentruję się na tym, co mnie męczy. Epatuję własną niedojrzałością emocjonalną, wpadając raz w złość raz w depresję przy większych problemach wychowawczych. Mam tyle powodów do dumy z powodu moich wspaniałych synów. Zamiast się cieszyć nimi, przeżywam niepokój. Rodzicielstwo postrzegam niejednokrotnie jako krzyż, choć jest ono Bożym błogosławieństwem.

Bogurodzico, Dziewico! Jak rycerz dziś wołam do Ciebie. Wstawiaj się za mną w potrzebie. Bym nie miotał się jak baba. Królowo Pokoju, módl się za nami!

Długodystansowiec

Wpierw przeczytaj: 1 Tm 6, 2c-12 oraz Łk 8,1-3

Men's_10000m_Final_-_2012_Olympics_-_1

Bardzo krótki jest ten fragment z Ewangelii Łukaszowej. Choć w czasie rzeczywistym trwał o wiele dłużej, niż potrzeba sekund do jego przeczytania lub odsłuchania. (Mam nadzieję, że korzystasz z linków, które zamieszczam powyżej) Tak bowiem jest z prozą życia. Wbrew szerzonym opowieściom o niesamowitych wydarzeniach, dobrych i złych, to zwyczajna wędrówka przez kolejne dni stanowi większość mojego i twojego życia. Nie inaczej było z Jezusem, którego lata aktywnej działalności wypełnione były przede wszystkim długimi wędrówkami przez miasta i wioski. Cuda, spory, tłumy były tylko szczyptą przypraw dodającą smaku codziennej strawie głoszenia Dobrej Nowiny.

Mogę psioczyć na monotonię codzienności i wszelkimi sposobami szukać atrakcji, urozmaicenia. Przeskakiwać z kwiatka na kwiatek. Na siłę szukać nowinek lub wyzwań. Może się to stać celem samym w sobie. Na smartfonie co kilka tygodni testuję wciąż nowe aplikacje do czyszczenia pamięci. Cały czas spodziewam się czegoś, efektywniejszego i efektowniejszego. Wolę nie myśleć, w jakim stanie jest już rejestr systemu operacyjnego. Podobnie może być z dziećmi, które zasypywane są przez rodziców ciągle nowymi zabawkami, nowymi zajęciami pozalekcyjnymi, szkoleniami, kursami. Chcemy, by były coraz mądrzejsze i coraz bardziej szczęśliwe. Często widzę takie zajechane i przesycone dzieci.

Tymczasem Jezus w swej wędrówce nie traci nigdy z oczu Swojego celu. Jest mu wierny, aż po krzyż, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Nie szukał lepszej ścieżki kariery. Nie bał się „wypalenia zawodowego”. Prawdziwy wzór dla długodystansowców.

Podobnie św. Paweł chrześcijańskie życie porównuje do zawodów sportowych. Do ucieczki i pościgu. Ten całożyciowy maraton to moja profesja. Jeśli to sens i treść mego życia, śmiało mogę powiedzieć, że jestem zawodowcem. A profesjonalny biegacz w zawodach nie idzie na żywioł. Cały czas pamięta o celu biegu, jakim jest zwycięstwo. Wszystko temu podporządkowuje.

Na przeszkodach, podbiegach, wirażach lub w chwilach kryzysu zawodowy długodystansowiec mobilizuje się i skupia. A na długich, prostych, monotonnych odcinkach? Taka jest bowiem w większości trasa. On dobrze wie, że to wymarzony czas na regenerację sił. Albo na przyspieszenie!