Kapitan Hak

Mk 6,48

Wpierw przeczytaj: Mk 6,45-52
  • Życie jest jak nocny rejs łodzią przez wzburzone jezioro. Nie widać drugiego brzegu, dłonie aż parzą od bezustannego wiosłowania. Wiesz bowiem, że do przeciwnego brzegu musisz dopłynąć. Nie jesteś sam, gdyż trudy podróży na równi z tobą znoszą twoi towarzysze. Nieważne jacy oni są. Niezależnie od tego jak się oni odnoszą do ciebie, musisz z nimi współpracować, bo po prostu nie możesz ich wymienić na innych. Nie tu, na środku jeziora.
  • Z żalem stwierdzasz, że wśród otaczających cię osób nie rozpoznajesz twarzy Jezusa. Czyżby cię opuścił? W rozpaczy nie raz dopada cię ta ponura myśl. On jednak towarzyszy ci bezustannie. Właśnie odszedł na górę, by wstawiać się za tobą u swego Ojca. Z uśmiechem zgadzasz się, że o wiele jest skuteczniejszym orędownikiem niż wioślarzem. Jest dobrze…
  • Nie jest dobrze!. Wiatr wieje przeciwny. Noc już przybliżyła się do końca, a ty nie dopłynąłeś nawet do środka jeziora. Tyle marzeń, celów nie zrealizowanych. Czyżby miały przepaść bezpowrotnie? Choć wiosłujecie z całych sił, zdaje ci się, że stoisz ciągle w miejscu. Co gorsza – fale odrzucają cię wstecz. Z dala od zbawczego brzegu. Wołasz Pana w rozpaczy. Ledwie tylko westchnąłeś Jego imię On już pomknął. Szybko mknie Jego słowo – słusznie zauważył psalmista. Ten dystans, na którego przebycie potrzebowałeś tyle czasu – całe swoje dotychczasowe życie, On pokonał w mgnieniu oka. Pomimo fal i przeciwnego wiatru. Już właśnie cię mija!
  • Rozpoznasz Go wbrew swemu lękowi i słabej wiary? Zaprosisz do swej barki, by w Swej wszechmocy uciszył wiatry, które cię zniechęcają? Czy też wciągniesz piracką flagę na maszt i z dziecinną swadą, buńczucznie pójdziesz na dno?

Wy dajcie im jeść

Mk 6, 37a

  • Problem głodu i ubóstwa. Choćbym nie wiem jak starał się go usunąć ze swojej świadomości, nie sposób go przeoczyć. Głód i bieda same wciskają się przed otwarte oczy. Dla własnej wygody i bezpieczeństwa nie zamierzam całe życie chować głowę w piasek. Nie chcę też żyć w złudnej bańce samozadowolenia. Jezus daje mi najlepszy przykład. Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce niemające pasterza.
  • Najczęstszą postawą ucznia jest typowa „spychologia”. Jezu, Ty się tym zajmij! Odpraw ich jak najdalej od nas, by w końcu zadbali sami o siebie i za uczciwie zarobione pieniądze kupili sobie coś do jedzenia. My mamy swoje własne problemy więc niech nie zatruwają naszego życia swoimi.
  • Lecz On im odpowiedział: «Wy dajcie im jeść!» Gdy sumienie nie pozwala przejść obojętnie wobec tego wezwania, zaczynamy „kombinować” jak rozwiązać ten problem najszybciej i najwygodniej. Apostołowie błyskawicznie oszacowali liczbę potrzebujących i wyliczyli kwotę potrzebną do zakupienia odpowiedniej ilości żywności. Wyszła im spora sumka, bo około 25 tysięcy współczesnych nam złotych. Ta kwota z pewnością uszczupliłaby ich oszczędności. Z pewną nieśmiałością przedstawiają ją Jezusowi. Może On uzna, że tę kwotę można zachować na poważniejsze wydatki, niż nakarmienie kilku tysięcy głodomorów? Może poleci wydać mniej? Tak samo i my chcemy dzisiaj uspokoić swoje sumienia „dobrowolną” wpłatą na cele charytatywne. Przecież rzucamy na tacę co niedzielę. Ktoś inny z fanfarową dumą przeznacza na potrzebujących tradycyjną „dziesięcinę”. Przecież wysłanie przelewu jest o wiele skuteczniejsze i wydajniejsze niż wzięcie pod pachę niedomytego żebraka, by go nakarmić…
  • On ich spytał: «Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie!» Symptomatyczne jest, że apostołom policzenie pięciu chlebów i dwóch rybek zajęło więcej czasu, niż wykalkulowanie 200 denarów. Musieli się nawet upewniać, jakby te chleby same chowały się pod pazuchami. Dopiero osobiste zaangażowanie, odjęcie sobie chleba od ust oraz wejście z nim pomiędzy gromady głodnych zaowocowało prawdziwym cudem Jezusowego błogosławieństwa. By apostołowie dobrze zapamiętali tę naukę, każdy z nich otrzymał po jednym koszu ułomków i rybich ości.
  • Nawet jeśli moje osobiste zaangażowanie wydaje mi się nieefektowne i nieefektywne jak pięć małych chlebków lub puszka szprotek wręczana żebrakowi przy wychodzeniu z dużych zakupów w hipermarkecie, jeśli okraszona jest moją miłością i troską, zwielokrotni się w dłoniach Jezusa. O wiele bardziej niż moje dobre rady, czy rzucony dla świętego spokoju lub z przyzwyczajenia grosz na tacę. Wśród biednych bowiem mam szansę dostrzec swoje ubóstwo, zrozumieć, że wszystko co mam, zawdzięczam wyłącznie Bogu. Tu łatwiej uwolnię się od swego samozadowolenia.

Gdzie mieszkasz?

J 1,39

Walking in Jesus’ Footsteps , Photo by Travis and Johanna Silva, Photographed in 2012 © Forgiven Photography

  • Gdzie mieszkasz? Pytają się Jezusa dwaj Jego pierwsi uczniowie. To coś więcej niż prośba, której niejedną wysłuchał Pan w czasie ziemskiej wędrówki i którą dziś też jest zasypywany. To pragnienie zażyłości. Ten głód bliskości odróżniał Andrzeja od uczonych w Piśmie i innych zagadujących Mistrza. Być uczniem to nie tylko selektywnie przyjmować wiedzę. To nie tylko poszukiwać odpowiedzi na nurtujące pytania. Prawdziwy uczeń chce poznać Nauczyciela najlepiej jak potrafi, w każdym aspekcie, nawet najbardziej prozaicznym, by zacząć żyć tak samo jak jego Autorytet. Dom Pana staje się jego domem. Jego ścieżki, drogą po której będzie kroczył. Jego pokarm – codzienną dietą.
  • Jeśli chcę być uczniem Jezusa jak Andrzej, powinienem przylgnąć do Jezusa. Nie wystarczy tylko o Nim słuchać i czytać. Tylko osobisty kontakt prowadzi do zażyłosci. W czasach kwarantanny i innych rozłąk dobitnie sobie uświadamiam, że wszelkiego rodzaju czaty, są tylko namiastką bezpośredniego spotkania. Cyber związek nigdy nie będzie płodny.
  • Odpowiedź Jezusa Chodźcie, a zobaczycie to także istotna porada dla wszystkich dzisiejszych świadków wiary. Nie wystarczy głosić i wskazywać drogę do Jezusa, by być skutecznym ewangelizatorem. Takich podpowiadaczy i nawigatorów ma dzisiejszy świat po dziurki w nosie. Bolączką Kościoła są kapłani i świeccy, którzy tylko wskazują palcem właściwy kierunek a sami stoją w miejscu, lub co gorsza podążają zupełnie gdzie indziej. Dziś potrzeba towarzyszyć w drodze do Jezusa. Tak łatwo bowiem zgubić drogę w potoku słów. Święty Andrzej, gdy przybiegł do swego brata Szymona, nie tylko podzielił się dobrą nowiną o znalezionym Mesjaszu. Dobry brat weźmie młodszego za rękę i przyprowadzi wprost do celu.