By oświecić to, co w mroku i cieniu

Łk 1, 78b-79

Na bożonarodzeniowej choince skrzą się lampki. Światełka odbijają się od szklanych bombek, oświetlając pomieszczenie barwnymi plamami. Ich blask jest niczym w porównaniu z żarem wschodzącego słońca. Podobnie nasza dobroć i otwartość na drugiego człowieka, która w wigilijny wieczór wznosi się na szczyty swoich możliwości, jest niczym w porównaniu z olbrzymią miłością Jezusa, który przychodzi na świat, aby się nam oddać całkowicie. Spoglądając na Dzieciątko złożone w żłobie, instynktownie pragniemy Je chronić, otoczyć ciepłem, przytulić. Tyle w nas tkliwości, gdy nucimy Mu kołysanki. Niech te uczucia i te pragnienia rosną w sercu, za każdym razem, gdy rodzi się tam jakiekolwiek pragnienie dobra, przebaczenia, służby. Gdy pogrążone w mroku i cieniu śmierci człowieczeństwo odkrywa w sobie pokłady miłości, walczmy o to Życie, które się znów rodzi. Tego sobie i Wam wszystkim z całego serca życzę.

Wesołych Świąt!

Oni są dorośli, więc robią, co chcą.

Łk 1,61

  • Tytułowe zdanie jest odpowiedzią mojego syna, ucznia liceum, na pytanie, czy jego znajomi, z którymi gra teraz w grę komputerową nie obchodzą świąt. Nawet sam zaangażowałem się w przygotowywanie świątecznych wypieków. (Mam nadzieję, że wyjdzie mi sernik z gruszkami). Wokoło wesoło pobrzmiewa przedwigilijna krzątanina. Należy uporządkować, wypucować do czysta swoje serca, relacje, mieszkania i kuchenne zapasy. Na szczęście kupując prezenty, nie wyczyściłem do czysta portfela. Ostatnie zapasy zapału oraz radości mobilizuję na finał tego Adwentu. Dlatego o tak późnej porze zamieszczam ten ostatni wpis moich adwentowych rekolekcji. Zajęć zatem co niemiara. Niektórzy jednak wciąż grają w swoje gry. Bo chcą. Ale czy tak jest rzeczywiście?
  • Z dumą podkreślam swoją wolność, niezależność poglądów, swobodę wyborów. Tymczasem bez przerwy jestem pod presją. Nie tylko własnych przyzwyczajeń, rutyny i nałogów. Presję wywierają na mnie wszyscy, z którymi konfrontuję swoje własne zdanie. Albo to co uważam za własne zdanie. Zazwyczaj za swoje uznaję poglądy innych, zasłyszane, przeczytane, dostrzeżone. Jeśli jakąś opinię usłyszę z trzech, czterech ust, natychmiast uznaję ją za prawdziwą i powszechną. Tak mówią wszyscy! Potoki informacji zalewają mnie bardziej niż wody potopu. Do czasów przeszłych trzeba zaliczyć tę epokę, kiedy swoje sądy opieraliśmy na własnym doświadczeniu. Dziś wyrocznią są portale społecznościowe a nawet magazyny plotkarskie.
  • Na Elżbietę i Zachariasza wywierała presję cała grupa sąsiadów i krewnych. Z ich ust słyszeli uświęcone „nikt” oraz „wszyscy”. Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię. Przecież taki jest zwyczaj, tak decydują wszyscy. Nie ma o czym dyskutować. Kierując się opinią innych, a nie Bożą wolą, własnym rozsądkiem i sumieniem, wychowanie dziecka staje się drogą pełną pułapek. Zaczyna się od wyboru imienia. Wcale się nie dziwię, że w szkołach funkcjonują przezwiska. Jak zawołać w czasie przerwy konkretnego Antosia, Kubę, Zuzę czy Julcię? Później już idzie z górki. Przecież wszystkie dzieci są tak karmione, już od kołyski uspokajane są ekranami, na komunię dostają kolejne smartfony. To normalne, że wszyscy chłopcy grają na smartfonach i coraz później chodzą spać. To normalne, że po północy najlepiej czatować z przyjaciółkami. Przecież wszyscy są wtedy w sieci… Jan wychowywany był wedle Bożego planu. A wszyscy, którzy o tym słyszeli, brali to sobie do serca i pytali: «Kimże będzie to dziecię?» Bo istotnie ręka Pańska była z nim.

Pan da wam znak

Iz 7,14

  • Król Achaz był w trudnej sytuacji politycznej. Wspólny atak wojsk syro-efraimskich był bliski pozbawienia go władzy. Wyznaczony był już nawet jego potencjalny sukcesor. Nie pomogło nawet złożenie własnego syna w ofierze Molochowi. Zapewnienia Izajasza, że nawrócenie odwróci zły los, nie przekonywały króla Judei. To musiałby być spektakularny cud, na miarę przejścia przez Morze Czerwone. A w takie cuda Achaz już nie wierzył. Skoro kult Jahwe w Jerozolimie był w totalnym odwrocie, czyż taki Bóg, który nie potrafi zadbać o samego siebie, może zdziałać cuda? Izajasz był gotów przedstawić dowód Bożej troski w postaci jakiegokolwiek wskazanego przez władcę znaku. On jednak dyplomatycznie odmówił. Już wysłał posłańca do Asyrii z hołdem lennym i prośbą o polityczne i militarne wsparcie.
  • Dziś tak wielu również wątpi w Bożą pomoc. Kościół dotyka cios za ciosem – Bóg jest zatem słaby, albo wcale nie istnieje. Szukać trzeba zatem pomocy gdziekolwiek indziej – w potędze ludzkiego rozumu, pieniądza czy władzy. Nawet jeśli praktykuję i uważam się za wierzącego, za każdym razem, gdy myślę, że mogę liczyć wyłącznie na siebie, przypominam Achaza. Podobnie, gdy popadam w rozpacz i w beznadzieję.
  • „Gdy my odmawiamy wierności, Bóg wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć samego siebie” (2 Tm 2,13). Pomimo tego, że Achaz wzgardził Nim, Bóg słowami Izajasza zapowiada znak. Nie ma on przekonać króla, bo on już podjął ostateczną decyzję. Znak ma pokazać, kto rzeczywiście ma rację. Bożym znakiem ma być następca tronu. Za panowania zapowiadanego Ezechiasza miało się okazać, że Asyryjczycy okażą się jeszcze większym zagrożeniem niż Syryjczycy. Zmiotą oni z politycznej sceny władców Damaszku i Izraela. Dziesięć plemion z pólnocy narodu wybranego zostanie wygnanych i straconych. Ezechiasz jednak, w przeciwieństwie od swego ojca, zwróci się o pomoc do Pana i uchowa Jerozolimę przed zniszczeniem. Oblegająca miasto armia asyryjska zostanie zdziesiątkowana przez zarazę i zmuszona do odwrotu. Pan ochroni swoich wiernych, pomimo tego, że przeciwnik będzie dużo silniejszy niż wrogowie za czasów Achaza.
  • Trudno w to uwierzyć, ale niewierny król Achaz jest jednym z przodków Jezusa. Obietnica, że potomek króla uprzytomni ludziom, że nie mają się czego lękać, gdyż Bóg jest z nimi, znalazła swoje wypełnienie kilkaset lat później w osobie Mistrza z Nazaretu. Pan Bóg w wypełnianiu swoich obietnic jest wierny. Działa jednakże według swoich planów a nie oczekiwań proszących. Podczas, gdy przegrywający wojnę z Syryjczykami Judejczycy prosili o zwycięstwo, Pan bardziej martwił się tym, że Izrael już sam się poddał w niewolę bałwochwalstwa. Zamiast piorunów z nieba, który poraziłby rydwany z Damaszku, Bóg przygotowuje miejsce i czas na zesłanie małego Dzieciątka. Narodzi się Ono w szopce w Betlejem. Słowo stanie się ciałem. Emmanuel zostanie nam dany. Może nie tego się spodziewasz, gdy zanudzasz Ojca niebieskiego prośbami o zdrowie, pieniądzem, wygraną w totolotku, najpiękniejszą kobietą na ślubnym kobiercu u twego boku, zdanymi egzaminami, czy dronem pod choinką. Pan postanowił nam dać coś znacznie wspanialszego. Chce dać to, czego najbardzie potrzebujemy w każdej chwili swego życia. Siebie samego.

1. czytanie (Iz 7, 10-14)

Czytanie z Księgi proroka Izajasza

Pan przemówił do Achaza tymi słowami: «Proś dla siebie o znak od Pana, Boga twego, czy to głęboko w Szeolu, czy to wysoko w górze!»

Lecz Achaz odpowiedział: «Nie będę prosił i nie będę wystawiał Pana na próbę».

Wtedy rzekł Izajasz: «Słuchajcie więc, domu Dawidowy: Czyż mało wam uprzykrzać się ludziom, iż uprzykrzacie się także mojemu Bogu? Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel».