Długodystansowiec

Wpierw przeczytaj: 1 Tm 6, 2c-12 oraz Łk 8,1-3

Men's_10000m_Final_-_2012_Olympics_-_1

Bardzo krótki jest ten fragment z Ewangelii Łukaszowej. Choć w czasie rzeczywistym trwał o wiele dłużej, niż potrzeba sekund do jego przeczytania lub odsłuchania. (Mam nadzieję, że korzystasz z linków, które zamieszczam powyżej) Tak bowiem jest z prozą życia. Wbrew szerzonym opowieściom o niesamowitych wydarzeniach, dobrych i złych, to zwyczajna wędrówka przez kolejne dni stanowi większość mojego i twojego życia. Nie inaczej było z Jezusem, którego lata aktywnej działalności wypełnione były przede wszystkim długimi wędrówkami przez miasta i wioski. Cuda, spory, tłumy były tylko szczyptą przypraw dodającą smaku codziennej strawie głoszenia Dobrej Nowiny.

Mogę psioczyć na monotonię codzienności i wszelkimi sposobami szukać atrakcji, urozmaicenia. Przeskakiwać z kwiatka na kwiatek. Na siłę szukać nowinek lub wyzwań. Może się to stać celem samym w sobie. Na smartfonie co kilka tygodni testuję wciąż nowe aplikacje do czyszczenia pamięci. Cały czas spodziewam się czegoś, efektywniejszego i efektowniejszego. Wolę nie myśleć, w jakim stanie jest już rejestr systemu operacyjnego. Podobnie może być z dziećmi, które zasypywane są przez rodziców ciągle nowymi zabawkami, nowymi zajęciami pozalekcyjnymi, szkoleniami, kursami. Chcemy, by były coraz mądrzejsze i coraz bardziej szczęśliwe. Często widzę takie zajechane i przesycone dzieci.

Tymczasem Jezus w swej wędrówce nie traci nigdy z oczu Swojego celu. Jest mu wierny, aż po krzyż, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie. Nie szukał lepszej ścieżki kariery. Nie bał się „wypalenia zawodowego”. Prawdziwy wzór dla długodystansowców.

Podobnie św. Paweł chrześcijańskie życie porównuje do zawodów sportowych. Do ucieczki i pościgu. Ten całożyciowy maraton to moja profesja. Jeśli to sens i treść mego życia, śmiało mogę powiedzieć, że jestem zawodowcem. A profesjonalny biegacz w zawodach nie idzie na żywioł. Cały czas pamięta o celu biegu, jakim jest zwycięstwo. Wszystko temu podporządkowuje.

Na przeszkodach, podbiegach, wirażach lub w chwilach kryzysu zawodowy długodystansowiec mobilizuje się i skupia. A na długich, prostych, monotonnych odcinkach? Taka jest bowiem w większości trasa. On dobrze wie, że to wymarzony czas na regenerację sił. Albo na przyspieszenie!

Malkontenci

Wpierw przeczytaj: Łk 7,31-35

child-children-girl-happy

Kolejni ludzie zostawiają po sobie puste miejsca w ławkach w kościołach, które nigdy nie spodziewały się ich stracić. Odchodzą bez żalu, zabierając trochę bolesnych wspomnień i rozczarowań. Za moment spalą za sobą mosty, rzucając się w wir zabronionych wcześniej rozkoszy. Porzucili zabobon, ciemnogród, mohery i opium dla naiwnego ludu. Kościół był dla nich jak beton. Przykazania – jak krępujące łańcuchy ograniczające wolność.„Przyznaję, że katolicyzm w Polsce oraz kościół jako instytucja coraz bardziej mnie przeraża. Dochodzę do wniosku, że środowisko hierarchów kościelnych oraz pseudokatoliccy politycy próbują wszystkim ludziom wepchnąć na siłę Chrystusa do życia – od przedszkola, przez szkołę, zakłady pracy, na domach skończywszy. To taka forma 'łagodnych wypraw krzyżowych’, bez mordobicia i rozlewu krwi” 

Tymczasem wewnątrz tego samego Kościoła coraz głośniejsze są krytyczne głosy. Coraz częściej słyszę opinie, że od czasów Soboru Watykańskiego II Kościół się coraz bardziej rozmywa, idzie na zbyt duże kompromisy, liberalnieje.  Prawowierność jest coraz bardziej zagrożona. „Cóż znajdujemy w naszych katolickich kościołach czy innych instytucjach? Grupę ludzi, którzy utracili wiarę i zastąpili ją pluralistyczną, naturalistyczną, modernistyczną i bezdogmatyczną namiastką „katolicyzmu” bez żadnej jedności wiary i bez żadnej identyczności z Kościołem katolickim sprzed Vaticanum II. Skutki? Dezintegracja, rozkład, zniszczenie życia religijnego, zamykanie parafii, szkół, nowicjatów i seminariów, powszechne panowanie herezji, ogólna utrata wiary i pobożności, bluźniercze i świętokradzkie liturgie, brak moralności wśród kleru.”

Podobnym wypowiedzi, w jednym lub drugim tonie, można spotkać tysiące. Każdy wypowiadający się wie lepiej i ma rację, w przeciwieństwie do innych. Tłum niezadowolonych malkontentów. To chyba nasza narodowa przywara.

W Polsce mieszkają dziesiątki tysięcy trenerów piłki nożnej, którzy lepiej poprowadzili by naszą reprezentację, czy kluby występujące w pucharach. Setki tysiące prokuratorów i śledczych, którzy dobrze wiedzą co się naprawdę wydarzyło w Smoleńsku. Miliony polityków i ekonomistów, którzy mają prawo wytykać błędy rządzących. I tyle samo bogów, którzy najlepiej wiedzą, jak żyć, jak być szczęśliwym oraz co jest dobre i złe.

Też się wymądrzam. Jestem przecież Polakiem.

Wstań!

Wpierw przeczytaj: Łk 7,11-17

dried-red-rose

Rozpacz zamyka usta, a uwalnia łzy. Gdy już łez zabraknie, pozostaje tylko niema pustka. Zamiast serca, gdzieś w głębi piersi, niby bije „szara naga jama”, która jednak nie potrafi inspirować. Przyczyną takiej rozpaczy zazwyczaj jest bolesna strata. Na moje szczęście niewiele razy jej doświadczyłem. Po tym, jak moja ukochana babcia, w dniu moich osiemnastych urodzin, została zabrana z naszego domu do szpitala, z którego już nie wróciła. Gdy musiałem opuścić studia i całe dotychczasowe plany na przyszłość momentalnie runęły. Gdy dziewczyna, która była treścią większości moich myśli przez całe młodzieńcze lata, zniknęła z mego życia definitywnie, bez wyraźnego powodu. Przez długi czas męczyła mnie pustka i gorycz. Cząstka mnie umarła i do dziś śmierdzi trupem, gdy nieopatrznie poruszę te obszary.

Jest jednak inna śmierć, która dotyka mnie częściej. Bezbolesna z pozoru. Przyczyną tego zgonu bywa rutyna, monotonia, ale i lenistwo w podejmowaniu nowych wyzwań. Wygaszam się i już niczego się nie chce. Umiera tak wiara, nadzieja i miłość. Jak zombie chodzę do pracy, siedzę przed komputerem po powrocie do domu. Jak zombie odnoszę się do żony i dzieci. Jak zombie bezmyślnie trwam na modlitwie. To już nie rozmowa z Ukochanym, ale słowa bez wyrazu.

Kobieta z Nain nie prosiła Jezusa o cud. Umarła wraz z synem i tylko jej ciało bez sensu szarpało się za marami niesionymi do grobu nie rozumiejąc, po co jeszcze żyje. Pan zrozumiał tę modlitwę, która nie mogła być odmówiona martwymi ustami. Pan życia nie może być obojętny wobec śmierci. Lituje się nad tą, która już nie ma siły prosić i podnosi z powrotem do życia. Tak jak wskrzesił jej syna.

Dlatego nie przerywam swoich codziennych modlitw, choć bywają chwile, gdy słowa modlitwy są tak bardzo obce. Dlatego powtarzam Jezusowi, że Go kocham, choć bywają chwile, gdy serce jest zimniejsze niż bryła lodu. I choć nie proszę o przywrócenie do życia, bo prośba wymaga nadziei, nie palę za sobą ostatnich mostów. Może me stare uszy usłyszą: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań!”

Usłyszały. Właśnie wróciłem od kratek konfesjonału.