Wpierw przeczytaj: Rdz 41, 55-57; 42, 5-7. 14-15a. 17-24a
Czasami przychodzi wątpliwość, albo spotyka się z takim zarzutem, że wszelkie obietnice szczęścia, jakie składa nasza wiara, ziszczą się dopiero po śmierci. Królestwo Boże to królestwo niebieskie. A tu na ziemi czeka trud, walka z pokusami i rozpaczliwie niezaspokojone pragnienie szczęścia. Gdy upadam pod ciężarem swego krzyża, wydaje mi się, że całe moje życie jest wyłącznie monotonnym dźwiganiem się z prochu, w który co chwilę się staczam. Cierpiąc – tak łatwo o uogólnienia!
Tymczasem Królestwo Boże już tu jest. We mnie i wokół mnie. Wszędzie tam, gdzie spełnia się wola Króla. Gdzie panuje miłość. Bliskie już jest królestwo niebieskie, gdyż zdolny jestem bronić prawdy, bezinteresownie kochać, szczerze wybaczać, z radością służyć i z ochotą świadczyć o Bogu. Moje serce staje się przedsionkiem nieba, gdy uświęcony i uzdolniony łaską, przemieniam swoje serce według Serca Jezusowego.
Jezus wzywa mnie i ciebie, byśmy szli i głosili. Mamy być zwycięską armią, która bez śladu przemocy rozprzestrzenia granice Królestwa. Wzywając apostołów do zapoczątkowania tej misji, polecił im, by nie szli do pogan i miast samarytańskich. Głosić mieli nadejście Królestwa wyłącznie wśród braci z narodu wybranego. Na światowe misje miał dopiero nadejść czas.
Myślę, że łatwiej jest dawać świadectwo wśród całkowicie obcych sobie ludzi. Którym, jak dostawca lub kurier, bezosobowo przekazuje się nadaną przez Boga przesyłkę Dobrej Nowiny i odchodzi się dalej. Bez żadnych zobowiązań. Jezus jednak chce byśmy budowali Jego królestwa od siebie samego i od swoich najbliższych. Przemiana ma być bowiem fundamentalna i trwała.
Rodzina może się stać przedsmakiem nieba, jeśli wszyscy sumiennie będą dbali o wzmacnianie autentycznych więzi miłości. Ale może też stać się polem zażartej walki o zbawienie swoje i bliskich. A właściwie – pozornie „bliskich”. Iluż z nas zaharowuje się na kilku etatach, by stać go było na kupienie wdzięczności najbliższych. Czy mam świadomość wręczając dziecku kolejny „wypasiony” telefon, że dopuszczam się przestępstwa łapówki? Iluż z nas – rodziców, zabija w swych dzieciach zdolność do zawiązywania zdrowych relacji, nie mając dla nich czasu? A iluż z nas już musi walczyć o uwagę dziecka i przegrywać z bezduszną wirtualną rzeczywistością?
O tym, że budowanie Królestwa niebieskiego w gronie rodzinnym nie jest łatwym prologiem na rozgrzewkę, świadczy historia szczególnego rodzeństwa – Józefa i jego starszych braci. Józef był praktycznie rozpieszczanym jedynakiem, choć jego ojciec miał jeszcze całe stadko dzieci z trójką innych kobiet. Jego bracia zaś dyszeli chęcią zemsty, gdyż nie doświadczyli ani krzty miłości ojca Jakuba i byli wyłącznie instrumentami w walce pomiędzy jego żonami. Ktoś, kto nie doświadczył miłości w swojej rodzinie łatwo ulegnie pokusie nienawiści, gniewu lub rozpaczy. W ataku takiego szału sprzedali Józefa do Egiptu.
Po kilku lub kilkunastu latach, gdy przypędzeni głodem stanęli przed jego obliczem, nie rozpoznali go. Nie poznali swego rodzonego brata! Tak bardzo był im obcy. Nawet potrzebowali tłumacza, by znaleźć z nim wspólny język…
Ile potrafię dzisiaj powiedzieć o swoich dzieciach? Czy znam ich przyjaciół, znajomych z portali społecznościowych, z którymi tyle godzin komunikują się przez internet? Czy znam ich pragnienia, marzenia, lęki? A to przecież moje dzieci! Właśnie do nich, do swojej żony i rodzeństwa mam iść i głosić, że przybliżyło się królestwo niebieskie. Czy zdobędę się na taką odwagę. Czy znajdę sposób, byśmy wspólnie oddali się we władanie Jezusowi?
Czy też będę dramatycznie potrzebował tłumacza w obcym sobie Egipcie – ich świecie?