Weźcie wy sobie dobrze do serca te słowa.

Łk 9,37-56
KKK 101-104

  • Kilka scen z Ewangelii i w każdej z nich apostołowie coś knocą. Nie potrafią wyrzucić złego ducha z epileptyka, nie pojmują zapowiedzi męki Jezusa, boją się Go pytać o rzeczy im niejasne, walczą ze sobą o najwyższe miejsce w hierarchii, są zazdrośni i mściwi. Całkiem niezła wiązanka. Daleko im do doskonałości, tak jak i mnie. W swej pysze nie robię codziennego rachunku sumienia, bo we własnych oczach wydaję się sobie doskonały. Ale obiektywnie rzecz biorąc…
  • Gdy coś mnie zawodzi, natychmiast szukam lepszego zamiennika. Przeglądarkę internetową zmieniam średnio co kilka miesięcy. Wystarczy, że jakaś strona nie chce się otworzyć i już zapada wyrok. Gdyby Jezus szukałby do skutku doskonałych uczniów, to krzyż musiałby do dziś czekać na Niego. Mój grzech, moja słabość nie dyskwalifikuje mnie w oczach Pana. Za każdym razem daje mi kolejną szansę. I przepisuje skuteczne lekarstwo uodporniające – swoje Słowo. «Weźcie wy sobie dobrze do serca te słowa».
  • Słowo Boże to dla mnie najlepszy antydepresant. Sposób na stres i niegasnący żar gniewu. W momentach, gdy mnie nosi, lektura tych słów mnie uspokaja. Gdy mój rozum otumaniony złymi emocjami ciągle wiedzie mnie na manowce, tylko pełne miłości słowa Boga mogą przywrócić mi zdrowy rozsądek. Gdy w desperacji wyję w duszy, że nikt mnie nie kocha, to najlepszymi zastrzykami ratującymi życie są takie teksty jak: Jr 31,3; Pwt 31,8; Iz 41,10, Iz 54,10; J 3,16; 1J 3,1. Przyjąć te słowa z wiarą, to szansa na przemienienie piekła wokół siebie w niebo.
  • Celowo zacząłem od cytatów ze Starego Testamentu. Do dzisiaj bowiem brzmią mi w uszach słowa jednego mojego znajomego, który uprzedzał przed czytaniem tych żydowskich świętych ksiąg, jako nieaktualnych i ukazujących Boga w złym świetle.
  • Bóg chce okazać nam Swą bezgraniczną miłość, dlatego, jak każdy zakochany, tą miłość wyznaje językiem dla mnie zrozumiałym. Wie doskonale, co do mnie szczególnie przemawia, jak może mnie wzruszyć, oczarować, zmotywować, rozbawić, zainteresować. Nie jest nudziarzem. Gdyby żona wyłącznie mnie krytykowała, dawała mi instrukcje co mam zrobić w domu w czasie jej nieobecności, albo zanudzała technicznymi opisami swej pracy, to… Nic nie napiszę, bo nie chcę sobie tego nawet wyobrażać. Czułe słowa, są równie ważne jak czuły dotyk. Notoryczny brak pochwał też nie mobilizuje do zintensyfikowania pracy nad sobą. My te prawdy musimy bez przerwy sobie przypominać, by dbać o relacje z bliskimi. Słowo Boże może być świetnym podręcznikiem w tej sztuce.

Cierpliwość i pociecha

Rz 15, 4-9

  • Matką jest ta, która nosi swoje dziecko. Nie tylko przez dziewięć miesięcy,  gdy nowe życie rozwija się w jej łonie. Prawdziwa matka jest nierozłącznie powiązana ze swoją pociechą do końca swoich dni. Jej serce jest pełne troski i dumy. Jej pamięć wypełniona jest obrazem ukochanej twarzy, cennymi informacjami o upodobaniach dziecka, jego radościach i troskach. Dlatego nawet na starość, gdy już dorosły pojawia się z wnukami u starowinki, ona dobrze pamięta jak podać ulubione danie na obiad i trzyma w szafce kapcie lub piżamę w wymiarach pasujących jak ulał. Maryja, jak każda dobra matka, również bezustannie nosi w sobie Jezusa. Ona wręcz jest najdoskonalszą i najpiękniejszą monstrancją. Dlatego Bóg z jej serca zechciał uczynić najgodniejszą Siebie świątynię. Uwolnił ją od skazy grzechu pierworodnego, którym obarczeni są wszyscy inni ludzie. Maryja jest wolna od naturalnej skłonności do zła, od uległości pokusom, od tego swoistego rozłamu, któremu jesteśmy poddani, że chcemy dobra, ale i tak czynimy zło. To wielki przywilej, godny wspominania w osobnej uroczystości. W Maryi bowiem mogę dostrzec to wszystko, co w swym zbawczym planie ma mi do zaoferowania Bóg. To nasza Królowa jako pierwsza została wprowadzona do nieba, przed tron swojego Syna, by mogła radować się Jego chwałą. Pełna tej radości zachęca mnie do wspólnego wyśpiewywania Panu chwały.
  • Wielkie rzeczy jej Bóg uczynił. Znalazła u Niego łaskę jako najukochańsza córka. Moje własne dzieci są moją największą radością i dumą. Pragnę dla nich z całego serca szczęścia. Nawet wtedy, gdy mnie już zabraknie. Myślę, że moja żona a ich matka, ma z natury rzeczy jeszcze bardziej gorące uczucia. Istnieje pokusa, by te swoje największe skarby traktować jak drogocenne klejnoty. Z jednej strony ozdabiać jak najpiękniej, by cieszyły moje oczy i wzbudzały podziw u innych. Z drugiej strony chronić za wszelką cenę. Tak łatwo wtedy rozpieścić swoje pociechy lub zamknąć pod szklanym kloszem. Jak kwoka wysiadująca jajka.
  • Czy Bóg zaoferował wybranej przez siebie Maryi takie cieplarniane warunki? Czy jej życie było usłane płatkami róż, czy też ostrymi cierniami? Nie trzeba wertować Ewangelii, by znać odpowiedź na to pytanie. Jakże mogło być inaczej, skoro nawet własnego Syna posłał Ojciec na świat, by stał się sługą obrzezanych dla okazania wierności Boga i potwierdzenia przez to obietnic danych ojcom. A nie była to łatwa służba, skoro zaprowadziła na krzyż. Szkoła służby jest najdoskonalszą lekcją miłości. Jak każda szkoła wiąże się z wyrzeczeniami i trudami. Jednakże Bóg bezustannie wspiera gorliwych uczniów tej szkoły cierpliwością i pociechą. Najzdolniejszą swą uczennicę – Maryję, najszczodrzej obdarzył tymi łaskami. Dlatego dziś, jako Matka Kościoła, te same uczucia żywi względem mnie i ciebie – swoich dzieci. Pocieszycielko strapionych módl się za nami, uczniami z ostatniej ławki.

Panie, Panie!

Wpierw przeczytaj: Mt 7,21.24-27

Sand_castle,_Cannon_Beach

Wołam do Ciebie we dnie i w nocy. Odrywam się od absorbującej codzienności, by w różańcu, psalmie czy rozważaniu uświęcić trudy i nurtujące myśli. Ale czy jest to już modlitwa?

Chcę pełnić Twoją wolę i żyć po Bożemu. Ale jak ją odczytać, zanim się za nią podąży? Czy mam wertować Pismo Święte, by szukać tam wskazówek na każdym życiowym skrzyżowaniu? Czy o wszystkim decydować ze spowiednikiem? Jak rozróżnić głos sumienia od własnego widzimisię?

Pytań mam bez liku a życie toczy się w swoim tempie. Szczególnie się niepokoję o dom i rodzinę. Powołałeś mnie wszak do tego, bym jako mąż i ojciec nad wszystkim mądrze czuwał. Jak święty Józef. Tymczasem zupełnie sobie nie daję rady. Pocieszam się tylko tym, że większość młodzieńców o podobnym podejściu do życia jak moi chłopcy, dochodzą do takiej wprawy, że i jako dorośli potrafią żyć wygodnie a godnie przy minimalnych kosztach. Tylko czemu za bardzo w to nie wierzę?

Panie, Panie! Czy to srogi wiatr uderza o ściany mego domu na skalę? Czy też wali się zamek z piasku pod naporem pierwszej lepszej fali?