I uchodź

Święto Świętej Rodziny

Merson_Rest_on_the_Flight_into_Egypt

Święty Józef, w obliczu niebezpieczeństwa spakował manatki i po prostu zwiał. W samą porę i skutecznie. I nie było ich w strefie zagrożenia wystarczająco długo, by przeczekać burzę, która zebrała się nad ich głowami. Nie dyskutował, nie rozważał, nie tłumaczył się przywiązaniem do ojcowizny, zobowiązaniami zawodowymi, małym dzieckiem. Jest źle. Więc nie ma co czekać – trzeba uciekać. I dzięki tej rozwadze, kolejne rozdziały Ewangelii mogły się zapisać złotymi głoskami w dziejach ludzkości. Święta Rodzina przetrwała.

Niebezpieczeństwa tak już mi spowszedniały, że uczę się z nimi żyć. Przystosowuję się. Tak już musi być. Jakoś dam radę. Przecież może być gorzej. Jeszcze nic złego się nie dzieje. Hasła klucze zamykające zdroworozsądkowy strach. Powtarzam je tak często, że szybko wchodzą mi w nawyk. A wkrótce przestają być potrzebne. Bo obawy zostały skutecznie stłamszone. Anielskie podszepty szybko ulatują z głowy, jak większość snów.

W ten sposób zamiast chronić siebie i swoją rodzinę, wystawiam się na zmasowany ostrzał pokus.

Wpierw agresja w lekturze, w filmach. Potem między nami. Przecież to nic złego. Bez przesady.

10 minut dłużej przed komputerem. Potem godzinkę dłużej. Dwie. Przecież jeszcze znajdzie się czas, by porozmawiać ze sobą, pobawić się z dziećmi. Chłopcy i tak wolą grać w swoje gry. Nic na siłę. Nie panikujmy.

Cóż złego, że patrzę się w smartfon zamiast w twoje oczy. Tylko skończę pisać tego maila, przeczytam newsa, sprawdzę wynik meczu, powtórzę słówka z hiszpańskiego. Sama też przecież możesz ten czas jakoś wykorzystać. Całe życie przed nami.

Przykłady mogą być drastyczniejsze. Ale po co publicznie smagać się wyrzutami sumienia?

Przeczytałem dzisiaj informację, że odstrzał wyznaczonych żubrów w Polsce właściwie jest egzekucją. Zwierzęta są tak oswojone z widokiem człowieka, że nie czują zagrożenia z ich strony. Nawet jak myśliwy podchodzi do nich ze strzelbą gotową do strzału. Na odległość kilku kroków.

Może mi się zdawać, że jestem silny jak żubr. Że panuje nad wszystkim. Ale to tylko złuda. Zamiast uchodzić, gdzie pieprz rośnie, byle dalej od zagrożenia, pozwalam podejść złu na odległość strzału. I jak gapa patrzę prosto w oczy zacierającemu ręce Herodowi.

Stosownie do czasu

Święto Świętych Młodzianków.

Nicolas_Poussin_-_Massacre_des_Innocents

Święci Młodziankowie. Nie wiadomo jak ich wielu. Nie wiadomo jak wyglądali. Nie wiadomo kim byli ich rodzice. Nie wiadomo nawet jak mieli na imię. Wiem jednak, że są święci. Beztrosko bawią się w niebieskiej piaskownicy pod troskliwym i pełnym miłości spojrzeniem swego Kolegi z betlejemskiego podwórka. A skoro święci, to znaczy, że szczęśliwi. I ofiarowani mi gratis, jako wzór do osiągnięcia szczęścia.

Dziś świętość kojarzy się przeważnie z bohaterami barokowych obrazów w kościołach. Naśladowanie ich przez zwykłego człowieka, skończy się, co najwyżej, świętoszkowatością. Tłumacząc z Moliera na język współczesnych liberalnych komediantów– naiwnym łbem przykrytym moherowym beretem.

Przeciętni katolicy, pogodzeni z dolą grzesznika, mają też inne wyobrażenia. Święty to mistyk wymęczony postami. Cudotwórca, albo przynajmniej stygmatyk. Z kolanami twardszymi niż końskie kopyta od klęczenia. I znajomością Pisma Świętego w jednym paluszku. Najlepiej w językach oryginalnych. Święty to żebrak rozdający ostatni kęs i ostatnią koszulę. To bywalec szpitali i przytułków, z czułością całujący stopy trędowatych. Oczywiście do tego dokładają dziewicę, która nawet nie spojrzy na mężczyznę. Kryjącą się za grubym welonem, by nikt w niej nie dostrzegł kobiety. Albo matka gotowa umrzeć, by spełnić swoje posłannictwo i wydać na świat kolejne dziecko. Niby wszystko prawda. Niby wszystko podparte przykładami. Ale czy tak sobie wyobrażam swoją drogę do szczęścia?

Cała tak postrzegana świętość wydaje się tak nieosiągalna i nierealna, że nie warto nawet próbować jej osiągnąć. Już lepiej się skupić na zdobywaniu szczęścia w tym życiu. Małego i grzesznego – na ludzką miarę. A w tamtym życiu, po śmierci – liczyć na szybką amnestię w czyśćcu. Gdyby spytać się wiernych, tłumnie wypełniających w te dni kościoły, kto z nich pójdzie prościutko do nieba. Pewnie starczyłoby mi palców, by zliczyć optymistów.

Święci Młodziankowie nie byli mistykami. Nie poznamy ich uczynków miłosierdzia względem ciała i duszy. Nawet nie umierali z imieniem Jezus na ustach, jak święci męczennicy. Ba! Nie byli nawet ochrzczeni. Nie zrobili zatem nic, by trafić do nieba. Nic, a nic! Bo na niebo się nie zasługuje. Niebo się otrzymuje jako dar. Trzeba być tylko we właściwym miejscu. Stosownie do czasu. By ten dar otrzymać osobiście. To nie jest poza moim i twoim zasięgiem, by tam trafić. Wystarczy wsłuchać się w głos sumienia, albo dowiedzieć się od Mędrców. Gdzie Pan na mnie czeka z nagrodą. Skoro niemowlakom z Betlejem się to udało…

Spotkajmy się w niebie. Wszyscy szczęśliwi.

Kto wytrwa

Święto świętego Szczepana.

sad-505857_1280

Chrześcijaństwo rodziło się z krwi męczenników. Los Szczepana pisany był, jest i będzie wielu. To co piękne, dobre i prawdziwie wielkie rodzi się zazwyczaj w bólach. Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Tylko te związki się ostoją, które przetrwają długą rozłąkę lub kryzys. Podobnie jest z pracą twórczą. Mało kto rodzi się Mozartem, który tworzył arcydzieła niejako między jednym, a drugim oddechem. Talent nie podparty ciężką pracą nawet jeśli zapłonie, to buchnie płomieniem jak sucha słoma. I tyle go było widać. Pora na następną gwiazdkę.

Unikanie trudów i problemów to priorytet dzisiejszych czasów. Dobrze to mają wbite w głowę zwłaszcza dzieci.

  • Nie chcesz chodzić na wf? Masz zwolnienie.
  • Dyktanda to dla ciebie problem, który wymaga więcej nauki? Pewnie masz dysleksję.
  • Nie smakuje ci to? To nie jedz.
  • Nie chciałeś posprzątać po sobie? Już to za ciebie robię.
  • Nie chcesz się w końcu usamodzielnić i wziąć odpowiedzialność za własne życie? Jesteś jeszcze młody. Masz dopiero 30 lat. Więc dalej możesz żyć na garnuszku u rodziców.
  • Nie potrafię ugotować obiadu? Jeśli mama nie zaprasza, za rogiem jest duże, żółte M.
  • Nie mam cierpliwości do dziecka, by spędzić z nim dobry czas? Zawsze mogę mu dać smartfona. Albo po prostu wstawię telewizor do dziecięcego pokoju.

Wyliczać można w nieskończoność. Tymczasem to co wielkie, dobre rodzi się zazwyczaj w bólu. Wielu, by uniknąć trudu, poprzestaje na małości. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony.