Nie bawmy się w chowanego

Iz 40,4

  • Koszmarem dla rodzica gromadki dzieci, który w pojedynkę próbuje ogarnąć całą tę ferajnę, jest moment zebrania wszystkich do wyjścia. Ubierając jedno dziecko, drugie akurat ma ochotę się rozebrać. Gdy w końcu ubierze się wszystkie sweterki, szaliki, kurtkę, czapeczkę, rękawiczki i buty, wtedy właśnie brzdącowi przypomina się, że chce siusiu. Powie to tak słodkim głosem, że na tle przekleństw cisnących się na usta wywołuje ciarki po plecach. Szczytem wszystkiego jest jednak, gdy właśnie w tym momencie dzieciom zechce się zabawić z tobą w chowanego. Lata praktyki czynią ich mistrzami w tej sztuce. Nie wystarczy zajrzeć za drzwi czy pod stół. Przezornie byłoby zajrzeć do szuflad, piekarnika, a nawet pralki. Najmłodszemu, temu najbardziej naiwnemu, zdaje się, że skoro po zamknięciu oczów nie widzi ojca, sam jest dla niego niewidzialny.
  • Zabawa w chowanego to ulubiona rozrywka człowieka w relacji ze swoim Stwórcą. Mamy to w genach od czasu nieszczęsnej przygody z rajskim jabłkiem. Już wtedy zmartwiony Bóg musiał chodzić po ogrodzie wołając „Gdzie jesteś?” Nie jest bowiem wolą Ojca naszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych. Pozostawia zatem 99 owiec i rozpoczyna chodzenie za rozbrykanym, samowolnym człowiekiem, który udaje niewidzialnego ninję. Słuszniej byłoby odwrócić proporcję. Wszak liczba błądzących i grzeszników w Kościele jest bliska 100%.
  • Jeśli jestem kochającym dzieckiem swego niebieskiego Ojca, odpuszczę sobie zabawę w chowanego. Jeszcze lepiej dla mnie będzie, gdy uczynię wszystko, by jak najszybciej skrócę dystans pomiędzy nami. Wyprostuję wszystkie ścieżki, podniosę się ze wszystkich dołków, zejdę ze szczytów pychy. Jak wielkim musi być szczęściem ten moment, gdy rozradowany Pasterz chwyci swojego barana za rogi i powiedzie z troską do innych owiec na górach.

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 40, 1-11)

Pan pocieszył swój lud

«Pocieszajcie, pocieszajcie mój lud!» – mówi wasz Bóg. «Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie swe grzechy».
Głos się rozlega: «Drogę Panu przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec dla naszego Boga! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i pagórki obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną. Wtedy się chwała Pańska objawi, razem ją każdy człowiek zobaczy, bo usta Pańskie to powiedziały».
Głos się odzywa: «Wołaj!». – I rzekłem: «Co mam wołać?» – «Wszelkie ciało jest jak trawa, a cały wdzięk jego – jak polnego kwiatu. Trawa usycha, więdnie kwiat, gdy na nie wiatr Pana powieje. Prawdziwie, trawą jest naród. Trawa usycha, więdnie kwiat, lecz słowo Boga naszego trwa na wieki».
Wstąp na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny na Syjonie! Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: «Oto wasz Bóg! Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie jak pasterz pasie On swoją trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie.

EWANGELIA (Mt 18, 12-14)

Bóg nie chce zguby zbłąkanych

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak wam się zdaje? Jeśli ktoś posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich, to czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się błąka? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę, powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały.
Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło nawet jedno z tych małych».

Nowy człowiek

Wpierw przeczytaj czytania z 18 niedzieli zwykłej, rok B

fatima

Trochę mnie nie było na blogu, gdyż pielgrzymowałem do Fatimy. Jestem urzeczony tym miejscem. Jego pięknem wypływającym z prostoty i przesiąknięcia światłem. Szczególnie mocno przeżyłem modlitwę w Kaplicy Najświętszego Sakaramentu w podziemiach nowej bazyliki. Białe ściany bez żadnych malowideł, dekoracji, witraży. Tylko dwa świeczniki, dwa wazony z kwiatami, prosty ołtarz i On. Bez złotej, ozdobnej monstrancji. Żadnych rozproszeń, niczego, co by odciągało uwagę od Gospodarza tego miejsca. Rzeczywisty namiot spotkania z Bogiem twarzą w twarz. Nic nie mogło zakryć przed Panem mojej nagości i pustki. Nic nie mogło stłamsić Prawdy.

Rzeczywistość własnej marności i bałaganu w sercu może być przygnębiająca. Dysproporcja pomiędzy ogromem Bożego Miłosierdzia a lichością dotychczasowego życia może wpędzić w rozpacz. Gdyż żadną miarą nie zasłużyłem na mnogość łask z Jego strony. Stojąc twarzą w twarz z Najświętszym ma się dość dotychczasowego życia. Pamiętając swe grzechy, trudno mieć nadzieję, że można żyć inaczej. Bardziej godnie.

Rzeczywiście nie można. Nie da się żyć po staremu, pozostać sobą i spoglądać ze spokojem w Oblicze Pana. Trzeba porzucić starego człowieka z jego zepsuciem i gnilizną. Przed Panem stanąć z czystą kartą, jak nowo narodzony. Bo tylko na czystej, białej kartce, tak czystej i białej jak adorowana Hostia, można zapisywać czytelnie słowa pełne nadziei i wiary.

Narodzić się na nowo – pobożny slogan, który łatwo powiedzieć, trudno zrealizować. Trudno porzucić swoje wieloletnie przyzwyczajenia, nałogi, sposób myślenia. Czym się otaczasz, czym się żywisz, na co patrzysz i czego słuchasz, ma wpływ na to kim się stajesz. Dlatego Izraelici byli karmieni przez Pana nowym pokarmem, którego wcześniej nie znali. Który miał zaspokoić ich głód, by tęsknota za egipskimi garnkami mięsa nie przeszkadzała im w przemianę w Naród Wybrany. Ten pokarm też był prosty, czysty, niby szron na ziemi.

Jezus zaprasza mnie do siebie. Woła mnie, bym porzucił za sobą starego człowieka. Nie oczekuje niczego więcej niż tylko wiary. Autentycznej wiary, która niesie za sobą cud przemiany w nowego człowieka. Na trud tej drogi daje mi prawdziwy pokarm z nieba.

Panie dawaj mi zawsze ten chleb! Niech inni, którzy mnie jutro zobaczą, zadziwią się, gdy ujrzą mnie wraz z Tobą na przeciwległym brzegu. By pytając się, kiedy tu przybyliśmy, sami zapragnęli dotrzeć do Twych stóp.

Krokodyl czy mucha?

Wpierw przeczytaj Mt 11,20-24

Crocodile_in_Kachikali_kevinzim

Jak myślisz, które zwierzę jest groźniejsze? Krokodyl, czy mucha, która brzęczy koło ucha? Oczywiście, że ten owad, gdyż jego złośliwe bzykanie irytuje mnie właśnie tu i teraz. A krokodyla mogę sobie co najwyżej wygooglować i dopóki nie muszę drukować jego zdjęcia w wysokiej rozdzielczości, może mi nawet służyć jako oryginalna tapeta na pulpit, lub tło do cytatu biblijnego.

Z pewnością mucha, która mnie drażni, nie ma złych intencji. Nie uwzięła się na mnie. Jej celem nie jest moja dziurka w nosie, lecz poszukuje czegoś do skonsumowania. Lub innej muszki do figlowania. Najprawdopodobniej skończy jednak pod moim papciem. I zakończy swój marny żywot.

Przyjąłem Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela. Zaprosiłem do swojego życia, by być blisko Niego. Zamiast oddawać Mu chwałę i rozszerzać w świecie Królestwo Boże irytująco grzeszę, marudzę i roznoszę zarazki grzechów. I robię to w kółko, pomimo ostrzegawczych machnięć i upomnień. Jak natarczywa mucha.

Biada mi, jeśli nie zacznę żyć z godnością jak przystało na Bożego współdziedzica. Bo mój kres może nadejść szybciej niż krokodyla na fotce powyżej. I wcale nie z powodu mściwej natury Boga, lecz z powodu własnego chorobliwego podążania za smrodem. Gorzej niż sodomita.