Okruchy

Wpierw przeczytaj: J 6, 1-15
New Image

To musiał być zabawny i śmieszny widok. Dumni z siebie apostołowie, którzy po cudownym rozmnożeniu chleba, wobec okrzyków o koronacji Jezusa, już dzielili między sobą dworskie urzędy, zostali posłani na kolana. Wśród źdźbeł trawy mieli szukać pozostawionych okruchów chleba. Robota godna Kopciuszka a nie Książąt Kościoła. (Swoją drogą ci, co marzą o podobnych honorach, mają tu dla siebie najlepszą lekcję pokory.)

Po cóż zbierać te odpady? Na nic się to przecież nikomu nie przyda. Niech ptaki skrzydlate je wydziobią. Ileż okruchów ze stołu zamiatam do kosza? Ileż suchych kromek trafia w sytych krajach na wysypiska? Po cóż zginać dla nich swój dumny kark i ścierać pył kolanami? Czy okruchy to jeszcze chleb? Nawet te drobiny zebrane do koszy? Któż zechce się tym nasycić?

A Jezus wciąż rozgląda się za najlichszym śladem chleba na ziemi. Czeka aż podniosą go moje dłonie. Jezus uczy mnie miłosierdzia. Czyż sam nie jestem prochem i niczem? On wciąż jednakże czuwa nade mną. Troszcząc się, bym nie został zdeptany.

To dylemat dzisiejszych czasów. Jak pogodzić Bożą sprawiedliwość z Jego miłosierdziem? Niejeden z praktykujących ( i jeszcze trochę wierzących) z utęsknieniem oczekuje Dnia Pańskiego. Nie tyle jednak tęskni za miłosnym zjednoczeniem ze swoim Stwórcą, ile za sprawiedliwą karą dla tych wszystkich grzeszników, którymi przez całe życie pogardzał. Marzy o piekielnych kąpielach w ogniu dla zboczeńców, heretyków, komunistów i dzieciobójców. To nie jego bliźni – to śmieci, wyrzutki. To… okruchy z uczciwego chleba. Oczywiście mój hipotetyczny bohater uznaje Boże Miłosierdzie. Ale jest ono zarezerwowane dla takich sprawiedliwych grzeszników jak on. Wszak większość z nas wybiera się po śmierci do czyśćca. Tam będzie pole do popisu dla miłosiernej amnestii. Ci wszyscy godni pogardy odszczepieńcy na żadne zmilowanie wszak nie zasługują.

Wielu jest wokół mnie takich Jonaszów. Proroków, którzy burzą się na kolejne szanse dawane przez Boga obmierzłym Niniwitom. Wielu jest sędziów wyczuwających szatańskie pomioty wokół siebie z gorliwością policyjnej suki. Papieskich bardziej od papieża. Czyż sam nie oceniam teraz innych? Może mamy to w genach? Marzymy o silnym Kościele, który rozpędzi wszystkie czarne marsze i tęczowe pochody. Wzywamy Mocy Boga…

Tymczasem On posyła mnie znów na kolana. Pomiędzy rozsypane okruchy. Gdyż mocą Swej niezwyciężonej i nieśmiertelnej miłości, czyni wszystko, by nic nie zginęło.