- Kilka scen z Ewangelii i w każdej z nich apostołowie coś knocą. Nie potrafią wyrzucić złego ducha z epileptyka, nie pojmują zapowiedzi męki Jezusa, boją się Go pytać o rzeczy im niejasne, walczą ze sobą o najwyższe miejsce w hierarchii, są zazdrośni i mściwi. Całkiem niezła wiązanka. Daleko im do doskonałości, tak jak i mnie. W swej pysze nie robię codziennego rachunku sumienia, bo we własnych oczach wydaję się sobie doskonały. Ale obiektywnie rzecz biorąc…
- Gdy coś mnie zawodzi, natychmiast szukam lepszego zamiennika. Przeglądarkę internetową zmieniam średnio co kilka miesięcy. Wystarczy, że jakaś strona nie chce się otworzyć i już zapada wyrok. Gdyby Jezus szukałby do skutku doskonałych uczniów, to krzyż musiałby do dziś czekać na Niego. Mój grzech, moja słabość nie dyskwalifikuje mnie w oczach Pana. Za każdym razem daje mi kolejną szansę. I przepisuje skuteczne lekarstwo uodporniające – swoje Słowo. «Weźcie wy sobie dobrze do serca te słowa».
- Słowo Boże to dla mnie najlepszy antydepresant. Sposób na stres i niegasnący żar gniewu. W momentach, gdy mnie nosi, lektura tych słów mnie uspokaja. Gdy mój rozum otumaniony złymi emocjami ciągle wiedzie mnie na manowce, tylko pełne miłości słowa Boga mogą przywrócić mi zdrowy rozsądek. Gdy w desperacji wyję w duszy, że nikt mnie nie kocha, to najlepszymi zastrzykami ratującymi życie są takie teksty jak: Jr 31,3; Pwt 31,8; Iz 41,10, Iz 54,10; J 3,16; 1J 3,1. Przyjąć te słowa z wiarą, to szansa na przemienienie piekła wokół siebie w niebo.
- Celowo zacząłem od cytatów ze Starego Testamentu. Do dzisiaj bowiem brzmią mi w uszach słowa jednego mojego znajomego, który uprzedzał przed czytaniem tych żydowskich świętych ksiąg, jako nieaktualnych i ukazujących Boga w złym świetle.
- Bóg chce okazać nam Swą bezgraniczną miłość, dlatego, jak każdy zakochany, tą miłość wyznaje językiem dla mnie zrozumiałym. Wie doskonale, co do mnie szczególnie przemawia, jak może mnie wzruszyć, oczarować, zmotywować, rozbawić, zainteresować. Nie jest nudziarzem. Gdyby żona wyłącznie mnie krytykowała, dawała mi instrukcje co mam zrobić w domu w czasie jej nieobecności, albo zanudzała technicznymi opisami swej pracy, to… Nic nie napiszę, bo nie chcę sobie tego nawet wyobrażać. Czułe słowa, są równie ważne jak czuły dotyk. Notoryczny brak pochwał też nie mobilizuje do zintensyfikowania pracy nad sobą. My te prawdy musimy bez przerwy sobie przypominać, by dbać o relacje z bliskimi. Słowo Boże może być świetnym podręcznikiem w tej sztuce.
Archiwa tagu: depresja
Złe myśli
Wpierw przeczytaj : Mt 9,1-8
Z pewnością się ze mną zgodzisz, że złe myśli z wielką łatwością wpadają do głowy. Dopóki są jak pyłki z drzew na letniej łące, które kręcą się wokół nas, albo jak drobne muszki owocówki – to mały problem. Wpadają i wnet znikają, nie wyrządzając żadnych szkód. Katastrofa się zdarza wtedy, gdy staję się na nie zbyt przeczulony. Gdy zaczynam je roztrząsać, uganiać się za nimi. Złe myśli, karmione uwagą, rodzą coraz gorsze sądy. One wzbudzają emocje, negatywne uczucia. Podminowany, coraz bardziej tracę kontrolę nad sobą. Zło, które się zagnieździło, wyłazi na zewnątrz w postaci nieopatrznych słów, nierozważnych czynów. Drobne złe myśli przepoczwarzają się do rangi poważnych spraw, problemów, dramatów. A konsekwencje? Wyobraź sobie owe muszki, gdy zirytowany ich brzęczeniem, z furią chcesz je zabić, wymachując masywnym młotem. Słoniowy breakdance w składzie porcelany! Tak właśnie to, co z łatwością przyszło, komplikuje wszystko, gmatwa, ogłupia, rujnuje lub paraliżuje.
Jeśli szybko wyrzucę owe myśli z siebie w szczerej rozmowie, która przywróci zdrowy osąd sytuacji, mogę przejść przez to bez większych szkód. Ale wnet Zły podsuwa mi myśl: Po co. I tak cię wyśmieją, zlekceważą, nie zrozumieją, albo zrozumieją opacznie. Wykorzystają wszystko co powiesz przeciwko tobie. Będzie jak zwykle fatalnie. Przygnieciony tymi myślami, zamykam się w sobie. Sytuacja wydaje się nie do ogarnięcia. Pat. Okopuję w swoim cichym kątku. Chowam pod kołderką, wypłakuję w poduszkę. Przykuty do łoża boleści – jak paralityk.
Tymczasem Jezus tylko czeka na to, bym zwrócił się do Niego z wiarą o pomoc, o uwolnienie. Samemu nie dam rady Panie. To dla mnie za trudne. A On z taką Boską lekkością powie: Wstań i chodź!” A ja wstanę i po prostu wrócę do siebie. Po prostu.
To takie łatwe.
Post
Wpierw przeczytaj: Mt 9,14-15
Celem postu nie jest schudnięcie. Wielki Post to nie światowe dni dietetycznego odżywiania i dbania o własną figurę. Postem nie jest również masochistyczne zadawanie sobie jakiegoś niepotrzebnego bólu. Już dawno temu Kościół wykazał, że tłumy biczowników nie obrały słusznej drogi. Czym zatem jest post? To sztuka życia. Chrześcijańska alternatywa dla wschodnich filozofii, takich jak joga. Celem postu jest opanowanie własnej woli i nauczenie się przestrzegania dyscypliny nawet wówczas, gdy namiętności, czyli kaprysy woli, nawyki i słabości ciała pchają mnie w ramiona tego, co łatwiejsze, przyjemniejsze, bardziej odurzające… i mniej wartościowe.
Nie potrzebuję wielkiego wysiłku intelektualnego, żeby odkryć, czego mi w życiu brakuje. Czego bym chciał, co mają inni. Czego mi ciągle mało. Te pragnienia buzują we mnie jak w dobrze napalonym kominku. Każda spostrzeżona fajna rzecz, każda chwytliwa reklama lub cudze przechwalanie się, są jak kłody bukowego drewna dorzucone do tego ognia. Żadne zaspokojenie chwilowej zachcianki nie ugasi tego trawiącego żaru. Te pragnienia dnia codziennego pchają mnie w wyścig szczurów. Topią w zawiści. Wpędzają w depresję. Czytałem dziś o badaniach naukowców, którzy stwierdzili, że przy depresji pracują te same części mózgu, co przy rozczarowaniach, zawiedzionych nadziejach, niespełnionych pragnieniach.
Dlatego prawdziwy pokój odnajdę tylko wtedy, kiedy stawię opór nadmiernym namiętnościom, a nie kiedy im ulegnę. Najlepszym sposobem żeby to osiągnąć jest post. Czym zatem jest post?
To rezygnacja z mniejszego dobra, by to większe, wartościowsze tym bardziej mnie ubogaciło. Na swoim weselu nie czytałem książek, nie oglądałem telewizji, nie rozglądałem się za innymi dziewczynami, choć wszystkie wokół mnie zrobiły się na bóstwo. Cały skoncentrowany byłem na szczęściu przeżywanym z Ukochaną. Cokolwiek odrywałoby mnie od tego szczęścia, pozbawiałoby mnie tego, co najwartościowsze. Obym w ten sam sposób pościł, gdy mam okazję wykorzystywać te nieliczne chwile, które mamy wyłącznie dla siebie.
Pościć, to nie zawracać sobie głowy głupotami, gdy staję przed wielką szansą. Pościć, to nie psuć sobie dobrego smaku po wyśmienitej uczcie zapychając się śmieciowym jedzeniem. Pościć, to nie zadowalać się byle czym, gdy nadchodzi coś wspaniałego.