Miłość, miłość, miłość! Któż jej nie pragnie, nie tęskni za nią, gdy mu jej brakuje? Któż nie unosi się pod chmurami, nie śpiewa o niej, nie spala w jej żarze, gdy już ją przeżywa? To miłość inspiruje gigantów sztuki do tworzenia arcydzieł, jak i ponurych smutasów do pięknego uśmiechu. Miłość działa jak najsilniejszy narkotyk – zalewa nasz mózg potokami hormonów szczęścia, popycha do nadzwyczajnych wysiłków, jest bezustannie pożądana i nigdy się nie przejada. Dlatego wielu z nas, spragnionych tych motyli w żołądku, gdy odurzająca ekstaza przemija, w pogoni za „złotym strzałem” przeskakuje z kwiatka na kwiatek. Jak motyle. Ciągle nienasyceni miłości, w poszukiwaniu jej nowych smaków. Zachłanni. Wyruszają na kwiecistą łąkę, by zdobyć i zawłaszczyć najpiękniejszy kwiat. Najseksowniejszą laskę, najsmaczniejsze ciacho w okolicy. A gdy już się nachapią, objedzą i obliżą, lecą dalej.
Inni są zaś jak te owadożerne kwiaty, które kuszą i mamią, a gdy już pochwycą, nie puszczą. Wysysają ze swej ofiary całą życiodajną energię, aż do ostatniej kropelki. A potem wypluwają zużytą skorupkę, by otworzyć się na kolejny łup. Ciągle piękne i jeszcze bardziej niebezpieczne.
Niektórzy z nas są jak uschnięte kwiatuszki, zmarniałe i pokurczone w cieniu tych dorodniejszych. Inni zaś jak egzotyczne kwiaty, które nie chcą się przyjąć na przydomowym ogródku – takie wybredne i wymagające. Oczekujemy na swego księcia z bajki, królewnę. W swym sercu, ciągle czekając, ryjemy podobiznę tego upragnionego, by go nie przegapić. Doprecyzujemy szczegóły, wypieszczamy ten model, ten ideał. Im dłużej marzymy, tym nasze oczekiwania są większe. Nieosiągalne… Bo czy ideały chodzą po ziemi? Prawdziwy królewicz mieszka w Anglii, ma już swoje lata, drugą żonę i gromadkę fotogenicznych wnucząt. Tęskniąc za ideałem odrzucamy, nie dostrzegamy tylu wartych miłości ludzi, tylko dlatego, że nie pasują do wydumanego wzorca z posteru wiszącego nad łóżkiem. Zabijamy uczucie w zalążku zapominając, że wszystko co dobre i piękne, potrzebuje czasu, by w pełni rozkwitnąć.
Motyle i kwiaty.
Tymczasem Pan nie uczynił nas na ich obraz, lecz na podobieństwo Siebie samego. Mam kochać tak, jak On jest przepełniony miłością. Miłością, która rzeczywiście jest nieugaszonym żarem. Jej płomień ma jednak nie spalać, spopielać, lecz uszlachetniać i wzmacniać. Miłość Boża nie dąży do zaspokojenia żądzy i pragnień. Nie jest nastawiona na branie, lecz chce się bezustannie dawać. Bóg kocha dlatego, że jestem, a nie „za coś” lub „po coś”. On nie kocha, dlatego, że musi zdobyć moją uwagę, ale z powodu nadmiaru własnej miłości. Taka miłość to nie emocje, pożądania, zaspokajanie głodów, lecz naturalna więź i bliskość. Jestem blisko Najświętszego Serca, jak osobista pieczęć noszona pod koszulą na piersi.
W tym miesiącu mija już dziewiętnaście lat, jak jestem razem z moją ukochaną żoną – Alicją. Lata mijają, obrastamy tłuszczykami, namiętność już nie jest tak pikantna jak przed laty, ale więź pomiędzy nami z każdym dniem coraz mocniej się zaciska. Już bardzo dobrze poznaliśmy własne wady i niedoskonałości. Znamy na pamięć wspomnienia i skojarzenia tylokrotnie już opowiadane. Wiemy, czego możemy od siebie oczekiwać i na co daremnie nie czekać, bo i tak tego nie otrzymamy, choć byśmy nie wiem jak chcieli i nalegali. Pomimo tego trwamy przy sobie. Mimo tak wyraźnie już zarysowanych różnic, stajemy się powoli jednością.
Najmocniej to odczuwam w momencie rozłąki. Tej fizycznej, gdy Ala wyjeżdża w artystyczne tournee, jak i tej emocjonalnej, gdy uparcie obstawiamy na swoim, odwracając się od siebie plecami. Czuję się wtedy, jak z urwaną nogą i ręką. Swoje kończyny mam już tak długo, że nie myślę o nich bezustannie, nie dziękuję za nie Bogu, ale gdybym spadał z drabiny na magazynie i nie miałbym się czym chwycić, albo na czym wylądować, byłoby bardzo źle.
Brak ukochanej osoby jest jak brak wszelkiego zasięgu i internetu na telefonie. Odbiera radość i spokój. Dlatego, gdy prawdziwie kocham, same nogi mnie niosą tam, gdzie moje serce trwa bezustannie. Jak Magdalena jestem gotów iść nawet do pustego i zimnego grobu. Bo jak śmierć potężna jest miłość. Jak Magdalena rozpoznam swą Ukochaną, nawet jeśli w tej chwili nie przypomina samej siebie i łatwo ją pomylić, z byle ogrodnikiem.
Emocje, zakochanie, żądza i duma z miłosnych podbojów nie trwają długo. Są kruche i przemijające jak motyle i kwiaty. To piękne i przyjemne uczucia, które są wartościowe, ale nie obligatoryjne. Jak premia na zachętę lub w nagrodę. Prawdziwej miłości wody wielkie nie zdołają ugasić, ani nie zatopią jej rzeki.