Figa z makiem

Łk 21,29

  • „Figa z makiem” i charakterystyczny gest jest nieprzyjemną odprawą albo marną oceną szansy na powodzenie. Dostać figę jest bolesne jak fanga w nos. Nikt nie lubi gdy jego prośby odbijają się bezowocnie jak groch od ściany. Taką głuchą ścianą zdaję się być dla Słowa Bożego. A dłonie niejednokrotnie składają się w figę zamiast do modlitwy. Dlatego pragnę być wrażliwy na Ewangelię. Nie chcę marnować tych rzadkich chwil, gdy moje rozbiegane oczy skupiają się w końcu na Jezusie.
  • Słuchając przypowieści o fidze mógłbym wykazać się typowym uczniowskim zaangażowaniem i poprzestać na standardowej interpretacji. „Mam być uważny, by nie przegapić znaków czasu”. Zadanie odrobione, mogę zamknąć Pismo Święte i wrócić do swojego małego światka. Ale właśnie przy takiej postawie wychodzę na super gapę. A więc – skup się! Mam spojrzeć na figowca, jego pączki. Figowiec i inne drzewa – to znak dla mnie. Dlaczego właśnie on? Zajrzałem do internetu i rozpocząłem za radą Mistrza czytać z figowca jak z podręcznika. Okazuje się, że to bardzo ciekawa i pouczająca lektura.
  • Figowiec na jesień zrzuca liście. Nic ciekawego? Gdy patrzę na gołe kikuty za oknem, ten ponury widok zdaje się być powszechną, ponurą rzeczywistością. Ale w Ziemi Świętej – tej pełnej słońca krainie, to ewenement. Taki golas z dywanem gnijących liści musi się rzucać w oczy. Odmieniec, ponuras, smutas… Spójrzcie na figowiec i na inne drzewa. Nawet jeśli teraz zdaję się być przegrany, nawet jeśli inni mnie lekceważą i szydzą ze mnie, jestem wciąż figowcem, który w swoim czasie wyda słodkie figi. Rozkosz dla podniebienia! Niech tylko przyjdzie mój czas! Myślę, że figowiec jest najbardziej niecierpliwą rośliną spośród wszystkich jerozolimskich drzew. Wypatruje lata całym sobą.  Jesień i zima odzierają figowca z liści, przystrajają go jednocześnie żarliwą nadzieją. Może dlatego jego owoce są najsłodsze?
  • Szukałem długo zdjęć, by przekonać się jak wyglądają kwiaty figowca i właściwie takich nie znalazłem. Owe wzmiankowane pączki od razu przeobrażają się w figi, które stopniowo nabierają barwy i smaku. Często wydaje mi się, że zanim zacznę zbierać owoce swoich wysiłków, wcześniej doświadczę uroków bycia podziwianym kwiatem. Będę się puszył ferią barw. Zachwyt w oczach innych będzie miodem . Większość ludzi doświadcza tych przyjemnych chwil, gdy słyszą podziękowania, pochwały, słowa zachęty. Tymczasem nie muszę być taki jak inny. Może to ja jestem tym figowcem, którego owocami rozkoszują się inni, a sam pozbawiony jest słodyczy pochwał? Czy z tego powodu jestem gorszy? Czy to niesprawiedliwe?
  • A może jest jeszcze inaczej? Wydaje mi się, że moje życie nie przynosi żadnych owoców, albo że są one niedostrzegane przez innych. Tak ma właśnie figowiec. Owa słodka figa to w gruncie rzeczy nie owoc tylko swoista szyszka, kwiatostan. Piękne kwiaty, zamiast wzbudzać podziw przechodniów i owadów, rozwijają się wewnątrz figi. W końcu przemieniają się w słodki miąższ i w ukryciu wydają owoce – drobne orzeszki, które zdają się pestkami w fidze. Każdy pałaszujący figę te orzeszki ignoruje. Czy z tego powodu potępia figowca, że nie daje owoców? Jakże często największym skarbem, którym cieszą się inni, nie są bezpośrednio owoce naszych starań, nasze dobre intencje. Zazwyczaj ubogacamy innych zupełnie inaczej. Mimochodem.
  • Tak też działa mój Pan. Nawet wtedy, gdy pokazuję Mu figę, Jego Słowo ostatecznie zawsze dociera do mnie. Może niebo i ziemia przeminąć, ale Jego słowo wciąż trwa i bezustannie drąży moje serce, by na kształt figi nabrało słodyczy świętości. Czasami uderza wprost – jak miecz obosieczny. Zazwyczaj jednak działa mimochodem. Nieprzewidywalnie i niezauważalnie, ale zawsze skutecznie.

Szczypta drożdży i morze mąki

Łk 13,20n

  • Narasta we mnie frustracja. Czuję się przytłoczony narastającą wokół agresją, zniecierpliwieniem, żalem, zwątpieniem, podejrzliwością. Moja wiara, że możemy żyć ze sobą w zgodzie i jedności, jest malutka jak szczypta drożdży wobec morza mąki. Na portalach społecznościowych przygniatają mnie dwie fale, które zdają się przeć z łoskotem na siebie. Pełne są zadufania we własną siłę i przekonania o monopolu na rację. Nie prowadzą one żadnego dialogu, tylko we własnym zamkniętym gronie umacniają się we własnych przekonaniach. Jeśli już spotkają się twarzą w twarz, argumenty w ich ustach szybko pierzchają przed wulgaryzmami i jadem potępienia.
  • Oglądam twarze bardzo młodych ludzi na zdjęciach z ulicznych demonstracji. Z sąsiedniego pokoju dolatują okrzyki awantury moich synów, którzy bezustannie ze sobą rywalizują i oskarżają o cokolwiek. Nie mogę pójść na łatwiznę i uciec do pracy na pół dnia, bo epidemia wtłoczyła mnie wraz z obowiązkami zawodowymi przed ekran domowego komputera. Trudno o ciszę i czas na refleksję, zwłaszcza że za chwilę żona będzie prowadzić tuż obok na laptopie zdalną lekcję gry na instrumencie. Potrzebuję tej ciszy. Pomimo przytłoczenia pragnę dostrzec w dzisiejszych czasach choć odrobinę dobra. Chociażby tak niewielką, jak ziarnko gorczycy.
  • Trzy palety mąki to olbrzymia ilość. Jednakże Jezus zapewnia mnie, że nie stanowi to żadnego problemu, jeśli znajdzie się choć szczypta zakwasu. Wszystko się zakwasi! Podobnie ziarnko gorczycy jest niewielkie. Jeśli jednak starczy mi cierpliwości, by doczekać się czasu owocowania, wkrótce schronię się w cieniu wielkiego drzewa. Ufam, że moi synowie i ci młodzi demonstranci, dojrzeją w końcu i wyrosną na dojrzałych ludzi. Ziarna dobra są w nich zasiane.
  • Choć zło panoszące się we mnie i wokół mnie przytłacza mnie, spoglądam w przyszłość. Królestwo Boże zatriumfuje!

Ewangelia (Łk 13, 18-21)

Jezus mówił: «Do czego podobne jest królestwo Boże i z czym mam je porównać? Podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał w swoim ogrodzie. Wyrosło i stało się wielkim drzewem, tak że ptaki podniebne zagnieździły się na jego gałęziach».

I mówił dalej: «Z czym mam porównać królestwo Boże? Podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż wszystko się zakwasiło».

Ze spieczonej ziemi

Iz 35,1

  • Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli! Błogosławieni również ci, co doświadczają cienia nocy, pustynnej spiekoty, a wciąż wierzą, że spoczywa na nich Boże błogosławieństwo. Jak Jan można mieć pewność, że właśnie Jezus jest tym oczekiwanym Barankiem Bożym. W tym samym momencie można jednakże przeżywać bolesne wątpliwości. «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Czy skok w przepaść wiary jest rozsądnym wyborem? Czy oddanie życia doczesnego nie wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem, gdy nie dostrzega się życia wiecznego przez kotarę śmierci? Czy warto iść pod prąd, gdy tak realne jest zagrożenie bycia zdeptanym?
  • Chwile namacalnego doświadczenia Boga, usłyszenia Jego głosu są niezapomnianym przeżyciem. Potrafią dodać mocy na długie lata. Wiara rośnie, gdy na własne oczy widzi się, jak niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. Zazwyczaj są to jednak tylko przebłyski światła. Zagubione oazy zieleni w bezgranicznej martwocie pustyni.
  • Żeby przejść od oazy do kolejnej studni wody żywej, przebyć wypada wiele kilometrów spieczonej ziemi. Niezaspokojone pragnienie wody wysysa wolę życia. Pan zapewnia mnie, że błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi w Niego. Nie daje jednak forów. Ciemna noc wiary jest dłuższa niż noc polarna. Jan Chrzciciel zamknięty w lochach, nie mógł słyszeć na własne uszy nauczania Jezusa, nie mógł napawać wzrok widokiem nieziemskiej radości uzdrowionych, nie nasycił się cudownie rozmnożonym chlebem. Do ostatniej chwili swego życia skazany był na mrok ciemnicy.
  • Tak i wy bądźcie cierpliwi i umacniajcie serca wasze, bo przyjście Pana jest już bliskie. Mobilizuje mnie Jakub. Pan jest blisko, ale tysiąc lat w Jego oczach jest jak wczorajszy dzień, który minął albo straż nocna. Moja cierpliwość ma się nijak do Jego cierpliwości. Czekam zatem, bo cóż innego może mi podpowiadać moja wiara? Czekam, dopóki nie spadnie deszcz wczesny i późny. Deszcz Jego łask, lekkiego powiewu Jego obecności.
  • Pokrzepcie ręce osłabłe, wzmocnijcie kolana omdlałe! Powiedzcie małodusznym: odwagi! Nie bójcie się! Jeszcze tylko parę kroków, może jeszcze jedna wydma do pokonania. Wkrótce kolejne święta! Może w końcu i ja dojrzeję do radości? Może i ja dojrzę wyraźnie chwałę Pana, wspaniałość naszego Boga? Nawet najmniejszy w królestwie niebieskim jest wszak błogosławionym. Wierzę w to i wciąż ufam.

Czytania na dziś