Dlaczego widzisz, a nie grzmisz?

Łk 7,18-35 KKK 68-73

  • Święty Jan Chrzciciel – najdoskonalszy narodzony z niewiasty przed przyjściem Jezusa – nawet taki duchowy heros miał wątpliwości. Jedyny z proroków, który imiennie wskazał oczekiwanego mesjasza, szuka pewności, że się nie pomylił. Jezus zachowywał się bowiem zupełnie nie „po mesjaszowemu”. Miał być siekierą przyłożoną do pnia. Tymczasem Mistrz z Nazaretu nie wymierzał natychmiast surowej kary tym, którzy na nią z pewnością zasługiwali, pozwalał się znieważać i zdawał się tolerować zło. Jawnie przekraczał tradycyjne przepisy dotyczące czystości rytualnej. Dotykał publicznie zwłok, uzdrawiał w szabat. Wchodził w spór z pobożnymi faryzeuszami a uzdrawiał pogańskiego sługę setnika. Halo! Czy mi się zdaje, ale chyba coś tu nie gra!?
  • Ileż razy sam jestem zaskoczony postępowaniem Jezusa. Czyżby nie widział, że Kościół Mu się sypie? Ileż razy mógł się mylić, powołując tylu kapłanów, którzy zamiast być alter Christus, stawali się zgorszeniem dla wiernych? Dlaczego zło triumfuje? To może generalne wątpliwości, ale czyż Pan i mnie osobiście niemile zaskakuje? Dlaczego pozwala, że moje dobre intencje są źle odbierane? Dlaczego moje inicjatywy, jak choćby ten blog, nie są wspierane mocą z góry i zdaje mi się, że w pojedynkę zmagam się z własną nieudolnością? Pytania, pytania, pytania…
  • Tymczasem Katechizm twierdzi dobitnie, że Bóg przynosi przeobfitą i ostateczną odpowiedź na pytania człowieka. Poczułem się tak, jakbym nie potrafił zadawać sensownych pytań. Jak podczas turnieju „Miliarderzy”. Przed pytaniem o główną nagrodę wykorzystuję koło ratunkowe i dzwonię do przyjaciela. Zamiast jednak uzyskać konkretną wskazówkę, to tracę czas pytaniami o pogodę, która godzina, jak się czuje, co słychać u sąsiadki, jaki był wynik meczu… Może się nawet dziwię, że Przyjaciel upiera się, żeby mi dać odpowiedź za miliard. Obrażony obruszam się, dlaczego mnie ciągle ignoruje…
  • Jan Chrzciciel nie pytał się o takie bzdury. Siedział w więzieniu. Zło dobitnie dawało mu odczuć, kto tu rządzi. Jego pytanie było krzykiem rozpaczy. Takim samym jak krzyk ofiar księży pedofili, krzyk tysięcy wiernych odmawiających różaniec w intencji odnowy moralnej w Ojczyźnie.
  • Cóż odpowiedział Jezus? «Idźcie i donieście Janowi to, coście widzieli i słyszeli: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia i głusi słyszą; umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię». Wiem, że zło rzuca się w oczy. Uwiera jak odcisk. Jeśli jednak rozejrzę się dookoła,  bez wątpienia zobaczę jak wiele dobra się dzieje. Ile cudów i Bożych prezentów czeka na mnie po każdej nocy! Boże przymierze będzie trwało aż do końca świata. I jest to sojusz silniejszy niż NATO, Rosja, Chiny a nawet kosmici.
  • Kościół chyli się ku upadkowi? Tak mi się zdaje, bo usłyszałem kilka wiadomości na ten temat.  Tymczasem w 2023 roku liczba chrześcijan na całym świecie znacznie wzrosła. Po raz pierwszy przekroczono granicę 2,6 miliarda. Chrześcijaństwo rośnie obecnie w tempie 1,18 proc. rocznie, co oznacza 30 milionów wierzących. Na poziomie globalnym obserwuje się zaskakujący zwrot w kierunku chrześcijaństwa. Każdego dnia społeczność wyznawców Chrystusa powiększa się o 82 tys. osób. Pokazuje to „Study of Global Christianity” przeprowadzone przez badaczy religii z Bostonu.
  • Błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi. Może mi nawet kat ścinać głowę, ale i tak będę spokojny. Bo moja śmierć będzie jak ugryzienie komara tuż przed celnym ciosem gazety.

W Kościele, lecz nie w kościele.

Łk 6,12-36
KKK 59-61

  • Bóg wybiera. Bóg powołuje, człowiek zaś odpowiada albo nie. Czy Bóg może powołać osobę niegodną? Nawet jeśli ktoś zachowywał się wcześniej parszywie, powołanie dowodzi, że Bóg dostrzegł w nim wartość i uznał za godnego Swej przyjaźni. Wystarczy wspomnieć celnika Mateusza, Szawła z Tarsu zanim stał się Pawłem… Wystarczy wspomnieć siebie. Zostałem bowiem powołany do świętości. Tak jak i ty drogi Czytelniku. Przynajmniej w momencie chrztu świętego. Żadną miarą nie mogłem sobie na to zasłużyć.
  • Katechizm dziś przypomina, że Kościół czci jako świętych Abrahama oraz innych patriarchów i proroków. Oznacza to, że świętość jest przeznaczona dla każdego. Wszak wielcy bohaterowie Starego Testamentu nie byli ochrzczeni. Ba! Nie słyszeli nawet o Synu Bożym. Dla Mojżesza Joshua to był jego osobisty sługa, pomocnik i w końcu następca, który miał wprowadzić Izraela do Ziemi Obiecanej. Słusznie przytaczamy prawdę, że poza Kościołem nie ma zbawienia, ale czy tak samo słusznie Kościół ograniczamy jedynie do stałych bywalców w kościele?
  • Jakie warunki osiągnięcia szczęścia podał Jezus w swych błogosławieństwach? Cóż należy spełnić, żeby otrzymać nagrodę w niebie? Czy mówił o przynależności do bractwa szkaplerznego? Czy wspominał o odmówieniu pompejanki? Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą, i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.
  • Jeśli pozostaję wierny Bogu nawet wtedy, gdy to się mi nie opłaca, gdy naraża mnie to na drwinę, mam powód do radości. Taką agresję mogę doświadczyć od wojujących ateistów ale też ze strony katolików, którym nie w smak, że służę chorym jako nadzwyczajny szafarz Najświętszego Sakramentu. Którzy uważają mnie za świętokradcę, bo bez święceń kapłańskich biorę do dłoni Ciało Chrystusa. Zanosząc Jezusa do tych starszych ludzi, którzy już są przykuci do swoich mieszkań, dostrzegam w ich oczach głód Eucharystii, głód modlitwy we wspólnocie. Widzę ich cierpienie spowodowane ubóstwem możliwości oddawania czci Bogu. Nie mogą pójść na majowe, nie pójdą w procesji Bożego Ciała. Pomimo tego, gdy przyjmują z moich niegodnych rąk Jezusa, bez wątpienia są szczęśliwi. Mocno to przeżywają. A ja wraz z nimi.  O wiele mocniej, niż podczas komunikowania długiej kolejki ludzi na niedzielnej mszy świętej.
  • Jakże często zdarza mi się kogoś odrzucać. Zazwyczaj z błahego powodu. Jakże często Bóg wybiera i pozostaje wierny w swym wyborze. Bo Pan Bóg jest niezmienny. Zdania nie zmienia. Tylko człowiek schodzi na manowce i odrzuca wybranie. Zamiast miłować wszystkich, jak Niebieski Ojciec, dzielę ludzi na tych, których lubię i nie lubię, na przyjaciół i nieprzyjaciół, na wierzących i niewierzących, na pobożnych i bezbożników, na „tradsów” i charyzmatyków, na katolików i heretyków. Wyliczać mogę w nieskończoność.

Skrucha, wynagrodzenie, miłosierdzie.

Sytuacja grzechu w Kościele mocno dyskutowana ostatnimi dniami skłania mnie to poniższej refleksji. Kapłan dopuszczający się grzechu molestowania zaciąga winę wobec swych ofiar, które ewidentnie skrzywdził. Zaciąga też winę wobec Kościoła. Był on bowiem Jego reprezentantem. Wykorzystał i nadużył swój autorytet wypływający ze święceń, czym wyrządził szkodę autorytetowi całego Kościoła. Ksiądz pedofil ma zatem na sumieniu zarówno te dzieci, które skrzywdził fizycznie i psychicznie, oraz Kościół, któremu wyrządził szkody wizerunkowe i moralne. Jest bowiem zgorszeniem dla innych. To postawa jego i jemu podobnych przyczynia się do odejścia wielu ludzi ze wspólnoty wierzących. Jego grzech pośrednio przyczynia się do zerwania licznych relacji z Bogiem.

Często się mówi w tym kontekście, że biskupi dawali drugie szanse takim kapłanom. Po pierwsze usuwali ich z miejsca ich zbrodni, by dalej nie krzywdzili swych ofiar. Po drugie odesłanie ich na inne parafie miało przerwać sianie zgorszenia wśród wiernych, którzy znali jego występek. Biskup niejako jest ojcem dla podległych mu księży. Jak ojciec karze ich występki ale też okazuje miłosierdzie. Jest to postawa jak najbardziej ewangeliczna. Jeśli biskup reprezentuje lokalny Kościół skrzywdzony przez księdza pedofila, ma prawo i obowiązek nie tylko go ukarać ale i okazać mu miłosierdzie.  Zwłaszcza wtedy, gdy dostrzega w nim skruchę i chęć zadośćuczynienia. Nikt nie ma prawa zabraniać okazywania mu miłosierdzia. Nieuzasadnionym też jest nazywanie tego kryciem winnych, zamiataniem pod dywan.

Miłosierdzie okazuje ofiara swemu krzywdzicielowi. Żadną miarą jednakże nie może okazywać miłosierdzia osoba trzecia, postronna. A taką osobą trzecią jest biskup w relacji ksiądz pedofil – skrzywdzone dziecko. Biskupowi, dbającemu o dobro swojej diecezji, bardzo często ten pierwotny wymiar przestępstwa schodził na dalszy plan. Albo bywał zupełnie pomijany. I oto można mieć jak najbardziej żal i pretensje. Czy suspendowanie księdza, cofnięcie mu prawa do katechizowania i spowiadania, odesłanie do surowej klasztornej celi, by odpokutował i przemyślał wszystko wynagradzało krzywdy wyrządzone tej konkretnej dziewczynce? Biskup zatroszczył się o Kościół skrzywdzony grzechem pedofila. Zadbał o to, by relacje pomiędzy pedofilem a diecezją zostały uzdrowione. Kto zatroszczył się o te biedne dzieci? Takie działania, dosyć niemrawe, podejmowane są dopiero teraz.

Zamiast toczyć pianę w dyskusji, czy Kościół krył pedofili. Czy donosy są autentyczne, czy sfabrykowane, skoncentrujmy swoją uwagę na tym, jak zapobiec w przyszłości takim sytuacjom (poprzez dogłębną selekcję kandydatów do kapłaństwa) oraz jak wyrazić swoją skruchę wobec poszkodowanych dzieci. Stwórzmy też sprawnie działający system, który zaopiekuje się ofiarami. By tej troski, opieki, wynagrodzenia szkód nie musiały szukać poza Kościołem.