-
- Scenariusz nie jest optymistyczny. Według opinii naukowców z NASA, uderzenie mknącej ku nam asteroidy Bennu będzie tak silne, że zabije 60 % ludzkości. Nieprawdopodobne? Nie do końca… Naukowcy szacują, że prawdopodobieństwo uderzenia Bennu w Ziemię to 1:2700. Krytyczna dla naszej planety chwila może nastąpić 25 września 2135 roku. I to jest pocieszająca wiadomość, gdyż ten kataklizm to nie mój problem. Bliższy termin zagłady wieszczą prorocy ekologicznej niewydolności planety. To może nas spotkać za kilkadziesiąt lat. Wciąż to jednak odległa perspektywa. Wystarczająca, by odpowiedzialność zrzucać na innych, lub uspokajać sumienie półśrodkami. Nie martwię się końcem świata. Nie przychodzi mi do głowy myśl, że jutra już może nie być. Nawet w obliczu postępującej choroby najbliższych, pozbawiam podświadomie śmierci racji bytu. To jeszcze nie teraz. Życie jest dłuższe niż brazylijskie seriale. Ciągnie się, ciągnie i tak bez końca. Lepiej martwić się problemami chwili bieżącej, bo dość ma dzień swoich trosk.
- Dlatego koniec świata zaskoczy mnie i większość z nas. Nie zastanie przygotowanego, ubranego w elegancki czarny garnitur, z gromnicą w dłoni i zamkniętymi wszystkimi sprawami. Nieodwracalny wyrok dopadnie mnie równie znienacka jak przedpotowych ludzi: jedzących, pijących i w chwilach wesela. Decyzja na wieczność co do mojej osoby zastaje mnie przy codziennych obowiązkach, przy pracy, w zwyczajnej dniówce. Mój los rozstrzyga się w takiej samej prozaiczności jak twoja.
- Pan bowiem przychodzi właśnie teraz. A może nawet wcześniej. Nie wiem kiedy, gdyż nie słyszę jak stoi pod drzwiami do mego jestestwa i uparcie wisi na domofonie. Nie otrzeźwiają mnie z tej swoistej drzemki kamienie rzucane w okna. Nie robią na mnie wrażenia bezustanne zawołania pod balkonem. Moje oczy nie widzą zawalonej skrzynki mailowej. Pan przychodzi bezustannie. Codziennie chce karmić na Eucharystii. Bezustannie chce dać się spotkać w potrzebującym człowieku. Mówi do mnie w Słowie Bożym.
- W końcu Jego pragnienie spotkania się ze mną przemoże wszystko. Wyłamie zaryglowane drzwi i porwie do siebie. Wprost od żaren mielących moją codzienność. I to będzie prawdziwy koniec świata. Jakim mnie wtedy zastanie? Nie wiem. Tak samo jak nie wiem, kiedy to się stanie. Gdy będę otwarty na Jego obecność już teraz, gdy wyczulę się na Jego przyjścia i bezustanne powroty, być może nie przegapię zbytnio tego momentu i zdążę odsunąć zasuwkę w drzwiach, zanim wylecą z futryną.
Ewangelia (Mt 24, 37-44)
Potrzeba czujności w oczekiwaniu na przyjście Chrystusa
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona.
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. a to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie».