- Nazwiesz to niepokojem, stresem, lękiem, przemęczeniem, rozdrażnieniem, gniewem… To uczucie, emocja, ten stan ducha, który tkwi gdzieś głęboko, ma wiele nazw, ma wiele oblicz. Kipi i kotłuje się pod przykrywką opanowania i samokontroli, by wybuchnąć znienacka pod byle pretekstem. Przeraził mnie ostatnio filmik z monitoringu wewnątrz autobusu miejskiego. Młodej, dość korpulentnej, kobiecie zwrócił uwagę starszy zniedołężniały pan, że blokuje wyjście z pojazdu. Kobieta po wymianie kilku ostrych słów zareagowała gwałtownym wypchnięciem staruszka przez otwarte drzwi. Jego upadek na chodnik spowodował śmierć, czego z pewnością nie zauważyła owa sfrustrowana pani. Nie oglądając się za siebie, przeciskała się do zwolnionego miejsca. Przykrywka podskoczyła z sykiem i znów furkocze na garnku… To może skrajny przykład, ale z takimi niekontrolowanymi wybuchami agresji nie tylko u innych, ale i u siebie samego spotykam się niezwykle często. Przychodzą niespodziewanie, siejąc zagładę, przynoszą mnie i innym ból. Nie sposób przed nimi umknąć, bo tkwią we mnie, w moich dzieciach, w politykach, w kierowcach wyprzedzających mnie samochodów…
- Ów duch niepokoju szczególnie się uaktywnia w konfrontacji z radością, pokojem, ciszą. Zwłaszcza młodych ludzi drażni cisza i pewnie nie wiedzą dlaczego. Ze słuchawek na uszach bezustannie dolatuje dudnienie, które współgra z jazgotem myśli, łomotem rozdygotanego serca. Być może ten duch zmusza do niszczenia tego co piękne, bazgrania sprayem po ścianach, łamania parkowych ławek, szpecenia samych siebie wyzywającym makijażem czy piercingiem. Z pewnością ten duch nieczysty krzyczy wniebogłosy: «Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Im bardziej chaos rządzi w sercu, tym zawzięciej atakuje się Kościół, a nawet wprost Boga.
- Być może nie dostrzegasz tego problemu. Może myślisz, że to coś normalnego, że się czasem wkurzasz. Może uważasz, że masz mocne powody, by z odrazą odwracać się od kościoła. Ale zastanów się: Czy zasługujesz na takie życie? Czy dobrze ci z tym, z tą niewolą? Naszym przeznaczeniem jest niebo. Jego przedsmakiem możemy się cieszyć już dzisiaj! Żyjemy dla pokoju i nieziemskiej radości i szczęścia. Mam kiepski sen, bo z lęku budzi mnie każdy szmer dochodzący do mnie z ciemności. Budzi mnie przejeżdżający kilometr od nas pociąg, wstający do toalety sąsiad, przebiegający za oknem kot… Lęk budzi mnie swoim wrzaskiem. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego!» Czy poddamy się władzy Księcia Pokoju?
Archiwa tagu: lęk
Jeden jest tylko Dobry
Wpierw przeczytaj:Mt 19, 16-22
- Młodzieniec wiedział jak się w życiu ustawić. Był zaradny i zapobiegliwy. Cała jego energia ukierunkowana była na zapewnienie sobie bezpiecznego bytu. Młody wiek zapewniał mu zdrowie, długie lata życia przed sobą, atrakcyjny wygląd, siłę i chęć działania. Majątek gwarantował mu wygodę życia, niezależność i perspektywy na przyszłość. Nienaganne życie pozwalało mu żyć w powszechnym poszanowaniu i życzliwości innych. Jednakże wciąż poszukiwał spokoju swego serca. Wciąż był w nim lęk. Lęk o własne zbawienie, który wypływał z obaw przed sądem Bożym. Co mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?
- Swoją troską obejmował wszystkie sfery życia. Chciał mieć pewność, że zapiął wszystko na ostatni guzik. W ten sposób zapewniał sobie poczucie bezpieczeństwa. Spokój i pewność siebie. Ale jak uspokoić własne sumienie? Jak wyciszyć tą burzącą pewność siebie obawę, że się nie jest jeszcze doskonałym w oczach Boga? Jak zasłużyć na zbawienie? Jak zapewnić sobie niebo? Czego mi jeszcze brakuje?
- Czy wszystko zależy ode mnie – nawet zbawienie? Jak sobie pościelę, tak się wyśpię. Jestem kowalem swojego losu. Potęga i przymus samorealizacji… W walce z codziennymi troskami, w codziennym rozwiązywaniu problemów i liczeniu tylko na siebie, nawet sobie nie zdaję sprawy, jak bardzo jestem narażony na pychę. Sukcesy w życiu wypływające z moich starań, wbijają mnie w przekonanie, że jestem samowystarczalny, kompletny, doskonały. Podporządkowuję sobie całą rzeczywistość, by mi służyła, albo przynajmniej nie przeszkadzała. Chcę nawet owinąć wokół małego palca samego Boga. Stąd moje modlitwy, dobre uczynki, jałmużna, które nie są wyrazem miłości, ale swoistą łapówką. Buduję swoją twierdzę, która ma mi zapewnić absolutne bezpieczeństwo.
- Tymczasem Jezus przypomina mi, że tylko tam, gdzie jest prawdziwa miłość, tam nie ma lęku. Tylko ramiona czułego Ojca są bezpiecznym schronieniem. Jeden jest tylko Dobry! Uwolnić się od lęku może tylko ten, kto zda się całkowicie na Niego. Mam przestać liczyć na siebie, na swoje majętności, swoją zapobiegliwość, swoje przemyślne plany. Przyjdź i chodź za Mną! Tylko Ja jestem drogą, która nie zwodzi na manowce, lecz prowadzi wprost do Ojca.
A była noc
Wpierw przeczytaj: J 13,21-33.36-38
A była noc. Mrok już wpełzł pomiędzy wąskie uliczki świętego miasta Jeruzalem. Radosne przygotowywania do Paschy zakłócał narastający lęk i smutek. Nie przywykłe do ciemności oczy apostołów w poruszających się cieniach wypatrywały arcykapłańskich siepaczy.
A wokół mnie noc. Wyglądam wokół siebie szatana, by w porę zdobyć się na unik, lecz lęk przytłumia mój wzrok. Przez jego pryzmat oceniam wszystko i wszystkich budując coraz większy dystans. Zamykam się we własnym pobożnym getcie – obwarowany uprzedzeniami i dobrym mniemaniem o sobie. Spoglądam wraz z innymi jeden na drugiego, niepewny. Czy on mnie wyda? Czy mogę się przed nim otworzyć? Osądzam. Skazuję wyłącznie na podstawie obaw.
Tymczasem rozgościwszy się w zbudowanej twierdzy dla uczciwych, nie dostrzegam, że brat mój ma coraz większy problem. Że cierpi, że się waha. Apostołowie do ostatniej chwili nie podejrzewali Judasza o zdradę. Cały czas obdarzali go pełnym zaufaniem. Nie zauważali jego stygnącej wiary. Nie pomogli. Nie dostrzegli. Wokół była noc.
Jezus ciągle ponawia swoje zaproszenie do pójścia za Nim. Krok w krok, choćby przez samotność Getsemani i cierpienia Golgoty. Lecz ja – ślepy, potykam się o najmniejsze pokusy. Choć dziarsko zapewniam, że gotów jestem na blitzkrieg wprost do wielkanocnego zwycięstwa. Nie dostrzegam swojej dziecinności.
«Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz». To nie wyrzut, ani dyskwalifikujący wyrok. Ileż pociechy w tym „później pójdziesz”! Choć mój smutek krzyczy wraz z wyrzutami sumienia, przecież wiem, że noc minie. Moje oczy w końcu dostrzegą właściwą drogę. Uznaję swoją chwiejność, że jak kulawy ślepiec potrzebuję wsparcia. Zaparłem się Jezusa nie raz, ale ufam, że z Jego łaską, jak Piotr, wyznam swoją miłość Panu. „Panie, Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham.”