Wpierw przeczytaj : Mk 1, 40-45
Postać świętego Antoniego – pierwszego pustelnika jest fascynująca. Usłyszawszy Boże wezwanie w Słowie Bożym, nie główkował, nie szukał gotowych szablonów, nie kalkulował. Wziął Ewangelię na poważnie i odpowiedział na nią tak, jak potrafił najlepiej. Dosłownie. Sprzedał wszystko co miał, zerwał wszelkie więzi inne niż przywiązanie do Boga i schronił się przed kuszącym do powrotu światem na pustkowiu. Stał się pierwszym zakonnikiem – choć nigdy o sobie tak nie pomyślał. Jego przykład pociągnął bowiem innych.
To był świadomy i dobrowolny wybór Antoniego. Trędowaci też byli skazani na ubóstwo i samotność. Lecz to nie był ich wybór – to był wyrok. Choroba pozbawiła ich wszystkiego, wypełniając sobą całe ich jestestwo. Pozbawieni zostali nawet własnego ciała. Odpadało od nich – kawałek po kawałku. Wyrzutki społeczeństwa – poza miastem.
Właśnie poza miastem trędowaty z Markowej perykopy spotyka Jezusa. Do jego pustki i powolnego umierania wkroczył Pan Życia. Uzdrowił go, gdyż tak chciał. Jego wolą jest bowiem, by życie wyrugowało śmierć. By pełnia zastąpiła pustkę.
Bóg przychodzi z obfitością. Rozsądnie jest spotykać Go z pustymi dłońmi, czystym sercem i umysłem. Dlatego chodź ze mną i świętym Antonim na miejsce pustynne. Porzuć gwar pędzącego donikąd miasta. Oderwij wzrok od ekranu, ściągnij słuchawki, odłóż hot-doga. Pan czeka.