Święty Antoni czy trędowaty?

Wpierw przeczytaj : Mk 1, 40-45

teodor_axentowicz,_anachoreta

Postać świętego Antoniego – pierwszego pustelnika jest fascynująca. Usłyszawszy Boże wezwanie w Słowie Bożym, nie główkował, nie szukał gotowych szablonów, nie kalkulował. Wziął Ewangelię na poważnie i odpowiedział na nią tak, jak potrafił najlepiej. Dosłownie. Sprzedał wszystko co miał, zerwał wszelkie więzi inne niż przywiązanie do Boga i schronił się przed kuszącym do powrotu światem na pustkowiu. Stał się pierwszym zakonnikiem – choć nigdy o sobie tak nie pomyślał. Jego przykład pociągnął bowiem innych.

To był świadomy i dobrowolny wybór Antoniego. Trędowaci też byli skazani na ubóstwo i samotność. Lecz to nie był ich wybór – to był wyrok. Choroba pozbawiła ich wszystkiego, wypełniając sobą całe ich jestestwo. Pozbawieni zostali nawet własnego ciała. Odpadało od nich – kawałek po kawałku. Wyrzutki społeczeństwa – poza miastem.

Właśnie poza miastem trędowaty z Markowej perykopy spotyka Jezusa. Do jego pustki i powolnego umierania wkroczył Pan Życia. Uzdrowił go, gdyż tak chciał. Jego wolą jest bowiem, by życie wyrugowało śmierć. By pełnia zastąpiła pustkę.

Bóg przychodzi z obfitością. Rozsądnie jest spotykać Go z pustymi dłońmi, czystym sercem i umysłem. Dlatego chodź ze mną i świętym Antonim na miejsce pustynne. Porzuć gwar pędzącego donikąd miasta. Oderwij wzrok od ekranu, ściągnij słuchawki, odłóż hot-doga. Pan czeka.

Ujrzałem i daję świadectwo.

Wpierw przeczytaj J 1, 29-34
Chrystus z przyjacielem

Chrystus z przyjacielem

Jeśli jesteś ochrzczony, otrzymałeś udział w misjach królewskiej, kapłańskiej i prorockiej. Twoim powołaniem jest panować nad sobą, jak przystało na Bożego dziedzica. Masz też uświęcać siebie i wszystkiego wokół poprzez składanie ofiar miłości i błogosławienie. Wezwany w końcu jesteś do dawania świadectwa Prawdzie i głoszenia Dobrej Nowiny o Jezusie. I nie ma co zrzucać tego obowiązku na księży i zakonnice. To nie przykry obowiązek – to twój zadatek nieba. Wypełniając swoje chrześcijańskie powołanie, stajesz się niejako regentem Boga tu na ziemi. Jego dłońmi, Jego ustami. Czyż tylko dla własnej wygody warto zrezygnować z tego przywileju i zaszczytu?

Całe dzieciństwo wpajano mi, że nie wolno pokazywać palcem, zwłaszcza wskazywać innego człowieka. Tymczasem za Janem Chrzcicielem jestem ponaglany, by wskazywać innym na Jezusa. By nazywać Go po imieniu. By robić to jak najprecyzyjniej i najdobitniej.

By móc kogoś wskazać, trzeba go samemu dobrze widzieć, dobrze wiedzieć gdzie się znajduje, jak można do niego trafić. Wskazać mogę Jezusa tylko wtedy, gdy jestem blisko Niego, gdy utrzymuję z nim bliską relację, gdy jesteśmy zjednoczeni przyjaźnią, więzami miłości. Jeśli Jezusa wyłącznie z lękiem czczę, padając na kolana i nie śmiąc na Niego spojrzeć, uwielbię Jego Boski Majestat. Ale czy dam tym skuteczne świadectwo innym? Czyż w oczach tych, którzy nie znają Jezusa, będę się różnił od wyznawców bożków, którzy też z lękiem ściśle przestrzegają przepisanych rytuałów?

Święty Jan Chrzciciel ogłaszał rychłe nadejście Mesjasza, takiego jakiego pragnął; jakiego oczekiwał z utęsknieniem wraz z całym wiernym Izraelem. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». (Mt 3,11n) Jednakże kiedy dostrzegł swojego młodszego o parę miesięcy kuzyna Jezusa, rozpoznał w Nim swego Pana. Nie rozpoznał Go po ognie i wiejadle. Dostrzegł Go solidarnie stojącego pośród zwyczajnych grzeszników oczekujących na oczyszczające zanurzenie w Jordanie. Czekał na mocarza, rozpoznał i wskazał Baranka.

Pragnę wszystkim ukazać Tego, który jest moim Panem, ale i zarazem Przyjacielem. Tego, który jest moim Królem i starszym Bratem. Chcę stanąć przed wami pełen dumy i zachwytu, by powiedzieć wam z niezachwianą pewnością. Nie muszę Go wskazywać palcem, gdyż stoi obok mnie i serdecznie obejmuje jak swego druha. Oto Jezus – mój Przyjaciel. On jest Synem Bożym! 

Kim jestem?

Wpierw przeczytaj: J 1,19-28

Alessandro_Allori_-_The_Preaching_of_St_John_the_Baptist_-_WGA0183

Kim jestem? Z pozoru jest to proste pytanie, na które chętnie odpowiadam. Zwłaszcza wtedy, gdy mam okazję przedstawić się w korzystnym świetle i zyskać podziw oraz uznanie słuchaczy. Jednakże prawda o nas jaką prezentujemy na zewnątrz, jest tylko propagandową karykaturą, fotoszopowym potworkiem. Zaprzeczysz, że nie jesteś z tych i zawsze mówisz o sobie całą prawdę? Nie kryjesz swoich wad i niedoskonałości? Ciągle to jednak półprawdy. Bo czy sami dokładnie wiemy, kim tak naprawdę jesteśmy? Co nas gryzie, jakie drzemią w nas możliwości? Ile lat życia nam pozostało? Ba! Co się nam przydarzy za chwil parę?

Łatwiej nie mijać się z prawdą, gdy przyznaję się do własnej ograniczoności. Jestem człowiekiem i nic co ludzkie nie jest mi obce. Najbardziej zaś ludzka jest słabość. Wszak tylko to wiem z pewnością, że nic nie wiem. Tak często doświadczam zdumienia, tak łatwo mnie zaskoczyć. Cały czas męczy mnie głód wiedzy i informacji.

Jak Jan Chrzciciel od siebie mogę tylko wyznać, a nie zaprzeczyć, że nie jestem Bogiem wszystkowiedzącym, nieomylnym. Nie znam odpowiedzi na pytania, które mnie nurtują, tym bardziej na twoje, drogi czytelniku. Nie jestem w stanie zapewnić nam szczęścia i nieba. Choćbym nie wiem jak się starał, choćbym mnożył dobre uczynki i pisywał tutaj nie wiadomo jak pobożne hasełka, nie ukręcę sobie autentycznej aureoli nad głową, nie odfrunę z anielskimi skrzydłami. Żadne noworoczne postanowienia mi w tym nie pomogą.

Jedynie Bóg zna całą prawdę o mnie. To co św Jan powiedział o sobie, było cytatem z proroka Izajasza – a więc słowem Bożym. Właśnie w świętych księgach jest zapisana prawda. Zgłębiać Biblię, to poznawać prawdziwego siebie.