Posługa ubogim

J 12,8

  • Maria ze swym rodzeństwem dobrze wyczuwała narastające napięcie wokół Jezusa. Atmosfera stawała się ciężka. Presja ze strony arcykapłanów zaciskała się wokół Jezusa jak pętla na szyi.  Równie silnie we troje wyczuwali stres, który z pewnością nękał ich Gościa. Bliskie serca rozumieją się bez słów. Pomimo tego, że doświadczyli największej radości, (żałoba po śmierci Łazarza trwała tak krótko i skończyła się w tak niezwykły sposób), nie koncentrowali się wyłącznie na swym szczęściu. Jak prawdziwi serdeczni przyjaciele okazywali Jezusowi olbrzymią empatię. Wyprawili wielką dziękczynną ucztę. Wspierali, jak potrafili. On wskazał im sens życia na ziemi. Wlał w serca nadzieję, a właściwie już pewność życia wiecznego. W zamian oddawali Jezusowi całych siebie i to, co mieli najcenniejszego. Na stopy Jezusa polał się drogocenny olejek nardowy. Wart równowartość rocznych zarobków, jak skrupulatnie wyliczył Judasz. A może tylko tyle zamierzał zostawić we wspólnej sakiewce?
  • Szczerze powiedziawszy i mnie przychodzi na myśl, że było to marnotrawstwo. Z pragmatycznego punktu widzenia olbrzymie pieniądze poszły w pył i błoto betańskiej posadzki. Zrozumiałbym symboliczne skropienie głowy. Złożenie obietnicy, że ten wonny balsam zostanie użyty w pośmiertnej posłudze, byłoby mocno niedyplomatyczne, ale wciąż rozsądniejsze niż wtarcie go włosami w nogi Jezusa. Wybrałbym lepszy sposób wyrażenia swojej czci i wdzięczności. Coś bardziej praktycznego, bardziej użytecznego i trwalszego. Przecież namaszczanie Zmarłego przed Jego męką krzyżową mija się całkowicie z celem? Jest nieracjonalne, nieekonomiczne, niechronologiczne! Może pomysł Judasza wcale nie był taki głupi – uporczywie sugeruje mój zdrowy rozsądek.
  • Podobnie zdroworozsądkowo myśli wielu ludzi. Zżymając się na bogactwo świątyń pragną, by Kościół  poświęcił się wyłącznie działalności charytatywnej. Dotarł do mnie wpis w internecie, gdzie wyliczano datki bogatych instytucji i celebrytów na walkę z epidemią. Cała ta wyliczanka zakończona była szyderczym komentarzem, że Kościół prosi o darowizny w związku z niemożnością zbierania tacy. Bardzo cieszy mnie ta troska o potrzebujących. Jestem dumny z każdego przejawu dobroci serca, który objawia się nie tylko w słowach i deklaracjach, ale w konkretnych czynach i … kwotach. Również ze strony duchowieństwa i kościelnych organizacji.
  • Jezus przypomina mi tymczasem, że oprócz dobroczynności, ważny jest dar z samego siebie. Biednych zawsze będziemy mieli wśród siebie. Sami jesteśmy niejednokrotnie ogołoceni, czy to materialnie, czy duchowo. On daje mi coś więcej niż datek. Więcej nawet niż cała tarcza antykryzysowa. Pochyla się do moich stóp w geście nieprzebranego miłosierdzia. Obmywa mnie swoją Najświętszą Krwią. Wonniejszą i cenniejszą niż najlepsze olejki nardowe.
  • Dopiero gdy moje dłonie będą pełne autentycznego miłosierdzia, moje dary składane potrzebującym nabiorą właściwej wartości. I przestanę kalkulować, porównywać się z innymi, czy jak Judasz, potrącać należny sobie procent.

Ewangelia (J 12, 1-11)

Na sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta usługiwała, a Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt szlachetnego, drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi stopy, a włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku.

Na to rzekł Judasz Iskariota, jeden z Jego uczniów, ten, który Go miał wydać: «Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?» Powiedział zaś to nie dlatego, że dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem i mając trzos, wykradał to, co składano.

Na to rzekł Jezus: «Zostaw ją! Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze macie u siebie, Mnie zaś nie zawsze macie».

Wielki tłum Żydów dowiedział się, że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Arcykapłani zatem postanowili zabić również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w Jezusa.

Jak wam się zdaje?

J 11,56

  • Wielokrotnie w codziennym życiu staję przed moralnym dylematem. Muszę dokonać wyboru pomiędzy swoim własnym przekonaniem a głosem sumienia. Gdy te dwa punkty widzenia są zbieżne, życie toczy się gładko. Jednakże, kiedy moja wola podsycana swoistą „chcicą” staje okoniem do moralnego determinanta z głębi mego jestestwa, wewnętrzny pokój staje w obliczu niewypowiedzianej wojny. Niestety, bardzo często kampania  ta przybiera formę blitzkriegu. Nim sumienie się zmobilizuje, już decyzja nie tylko jest podjęta, ale i wykonana. Łatwiej jest mi pójść za tym, co jest wymierne, materialne i przynoszące natychmiast  doraźne korzyści, niż docenić abstrakcyjne wartości duchowe. Gdy zgwałcone sumienie wystosowuje protestacyjną notę dyplomatyczną, za Kajfaszem powtarzam: Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod rozwagę, że lepiej jest dla was poświęcić to, czego się nie widzi, niż stracić to, co samo się pcha w ręce.
  • Każdy taki wybór coraz bardziej zanurza mnie w świecie materialnych, doraźnych korzyści. Z każdą taką decyzją staję się jednocześnie coraz mniej wrażliwy na świat duchowy, ukierunkowujący mnie na wieczność. Aż przychodzi moment, kiedy przestaję dostrzegać Jezusa. Kiedy nie potrafię odróżnić głosu sumienia od swoich własnych wewnętrznych przemyśleń. Jeśli w takim momencie moje kroki poprowadzą mnie do strefy sacrum, odczuwam pustkę, wyobcowanie. Moje słowa modlitwy zdają się wtedy czczą paplaniną skierowaną do Nieobecnego. Mogę zamilknąć i uznać to za bezsens. Mogę też zacząć szukać Jezusa, którego zgubiłem. Stawać w świątyni i z niepokojem pytać: Czyżby nie miał przyjść na święto?
  • Jutro rozpoczyna się wyjątkowy Wielki Tydzień. Czas, kiedy w kościołach spędzaliśmy dużo więcej czasu niż zwykle. Tym razem jednak będzie inaczej. Pascha – przejście od śmierci do życia, od niewoli do wolności musi się dokonać wyłącznie w moim umyśle i sercu. Jeśli do tej pory byłem tylko widzem wspaniałego liturgicznego misterium, teraz będę musiał stać się głównym aktorem tego dramatu z happy endem.
  • Zamiast przyglądać się, jak proboszcz obmywa stopy dwunastu mężczyznom w Wielki Czwartek, sam muszę pochylić się z miłosierdziem nad swymi współdomownikami, aby rzeczywiście stali się moimi bliskimi. Zamiast ustawiać się w kolejce do ucałowania wymalowanych ran na figurze Ukrzyżowanego, sam muszę zrobić uczciwy rachunek sumienia, by z wrażliwością pochylić się nad ranami, które zadaję i które otrzymuję. Zamiast podziwiać buchający ogień z płonących palemek, sam muszę wykrzesać sobie ogień, który rozświetli mroczne zakamarki w moim życiu. Zamiast oceniać wykonanie exultetu, sam muszę wzbudzić w sobie autentyczną radość z budzącego się we mnie nowego życia, by całym sobą wykrzyczeć Alleluja!
  • To bardzo trudne wyzwanie, jeśli cała moja dotychczasowa pobożność wypływała bardziej z siły przyzwyczajenia, wierności tradycji i owczego pędu. Trudno uwierzyć, że w tych czterech ścianach, które z konieczności stały się wyłącznym miejscem pracy i odpoczynku miałby się wydarzyć większy cud, niż przy wskrzeszeniu Łazarza. Sacrum spotyka się z profanum. Chętka z łaską. Serial na ekranie z transmisją Mszy świętej… Czy wywieszę białą flagę i zamiast walki o swą duszę znów wyruszę na polityczną wojenkę pomiędzy władzą a opozycją?

Ewangelia (J 11, 45-57)

Wielu spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego. Niektórzy z nich udali się do faryzeuszów i donieśli im, co Jezus uczynił.

Arcykapłani więc i faryzeusze zwołali Sanhedryn i rzekli: «Cóż zrobimy wobec tego, że ten człowiek czyni wiele znaków? Jeżeli Go tak pozostawimy, to wszyscy uwierzą w Niego, a przyjdą Rzymianie i zniszczą nasze miejsce święte i nasz naród». Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który w owym roku był najwyższym kapłanem, rzekł do nich: «Wy nic nie rozumiecie i nie bierzecie tego pod rozwagę, że lepiej jest dla was, aby jeden człowiek umarł za lud, niżby miał zginąć cały naród».

Tego jednak nie powiedział sam od siebie, ale jako najwyższy kapłan w owym roku wypowiedział proroctwo, że Jezus ma umrzeć za naród, i nie tylko za naród, ale także po to, by rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno. Tego więc dnia postanowili Go zabić.

Odtąd Jezus już nie występował otwarcie wśród Żydów, tylko odszedł stamtąd do krainy w pobliżu pustyni, do miasta zwanego Efraim, i tam przebywał ze swymi uczniami.

A była blisko Pascha żydowska. Wielu przed Paschą udawało się z tej okolicy do Jerozolimy, aby się oczyścić. Oni więc szukali Jezusa i gdy stanęli w świątyni, mówili jeden do drugiego: «Jak wam się zdaje? Czyżby nie miał przyjść na święto?»

Arcykapłani zaś i faryzeusze wydali polecenie, aby każdy, ktokolwiek będzie wiedział o miejscu Jego pobytu, doniósł o tym, by można było Go pojmać.

Bądźmy prawdziwie wolni

J 8,36

Zachłyśnięci wolnością

popłynęliśmy w swój rejs

dookoła globalnej wioski

wygodnym statkiem wycieczkowym

który wszystko zapewniał

cudowne all-inclusive

wliczona iluzja bezpieczeństwa…

Wystraszony świat zamknął ostatnie porty

wraz z klątwą przegranego

Cóż – mieli prawo

Żyjemy w wolnym świecie…

Maseczka stłumi chichot drwiny

by nie ranić ludzi wyzbytych

poczucia jakiejkolwiek winy

Ewangelia (J 8, 31-42)

Prawdziwe wyzwolenie przez Chrystusa

Jezus powiedział do Żydów, którzy Mu uwierzyli: «Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli».

Odpowiedzieli Mu: «Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakże Ty możesz mówić: „Wolni będziecie?”»

Odpowiedział im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie pozostaje w domu na zawsze, lecz Syn pozostaje na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni. Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie Mnie zabić, bo nie ma w was miejsca dla mojej nauki. Co Ja widziałem u mego Ojca, to głoszę; wy czynicie to, co usłyszeliście od waszego ojca».

W odpowiedzi rzekli do niego: «Ojcem naszym jest Abraham».

Rzekł do nich Jezus: «Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to dokonywalibyście czynów Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie czynił. Wy dokonujecie czynów ojca waszego».

Rzekli do Niego: «My nie urodziliśmy się z nierządu, jednego mamy Ojca – Boga».

Rzekł do nich Jezus: «Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem sam od siebie, lecz On Mnie posłał».