Oko


Boże oczy obrócone. Dzień i noc patrzą w tę stronę, gdzie moja niedołężność ratunku czeka. I nie tylko patrzą z sadystycznym zaciekawieniem. Wpadłem bowiem Bogu w oko i patrzy na mnie z miłością. Zachowuje mój obraz i strzeże jak źrenicy oka.

Boża Opatrzność to nie rodzaj reality-show. Pan Bóg to nie big brother, ale Ojciec, który czuwa. Bez zbędnej nadopiekuńczości. Jego skrzydła nas osłaniają, lecz nie wyręczają w samodzielnym chodzeniu.

Samotność rozkapryszonego dziecka


Dlaczego w czasie niedoli dopada mnie przemożne poczucie osamotnienia? Dlaczego brak wsparcia wtedy, gdy jest najbardziej potrzebne?

Zauważam i zarazem doświadczam na własnej skórze, jak szkodliwe jest usuwanie sprzed własnych dzieci wszelkich przeszkód. Wyręczanie w trudach. Pobłażliwość. Wszystko niby z miłości i dla jego dobra. Dziecko od małego uczy się, że to, co trudne – to „działka” mamusi. Dla niego zostaje wyłącznie to, co przyjemne.

Taką samą postawę przyjmujemy potem często wobec Pana. „Gdy trwoga, to do Boga.” Zrób coś – jeśli mnie kochasz. Przecież nie mam prawa znosić niedoli.

I w ten sposób, jak rozkapryszone dzieciaki bezstresowo chowane, obrażamy się na swego niebieskiego Ojca, gdy pozwala nam uczyć się na własnych błędach. Gdy chce wzmocnić hart naszego ducha.

Bez stresu

Pierwsze co dopada człowieka, to świadomość, że znów źle się spało. Że godziny nieuchronnie biegły, a myśli kłębiące się w głowie, jak rozkapryszone dzieciaki nie chciały wraz z tobą położyć się do łóżka. By zasnąć. To stres. Powoli wpędza cię w rozpacz lub inną niewolę duszy.

Ciągle bowiem przeżywasz wszystko na nowo. Oceniasz, czy było inne, lepsze wyjście. Lecz nie tylko przeszłość musztruje cię w te nocne godziny. Dyscyplinują cię plany, analizy, spodziewania, obawy. Cała przyszłość, za którą czujesz się odpowiedzialny.

Przerzuć to na Pana i zaśnij w końcu spokojnie. A delikatny powiew ukołysze cię łaskawie do snu. Bo tylko Pan zna przyszłość i przeszłość. One są poza twoim zasięgiem.