- Mogę Boga dotykać tylko swoim rozumem. Zazwyczaj w takim wypadku moja religijność będzie się sprowadzała do wpojonych w dzieciństwie zasad moralnych, tradycji, wyuczonych modlitw, krzyżyka na szyi i przeświadczeniu, że jestem dobrym katolikiem. Mój rozum, w miarę potrzeby, będzie analizował, czy konkretne zachowanie przystoi katolikowi, czy też nie. Łatwiej oceniać cudze postawy niż własne. Z natury rzeczy będę miał zatem skłonność do bycia surowym sędzią. W mojej głowie będzie narastało przekonanie, że świat schodzi na psy, Boga i Kościoła się nie szanuje i większość ludzi wokoło beztrosko zmierza wprost do piekła. Wszak tak podpowiada mi zero-jedynkowy rozum.
- Czasami zmuszę swój rozum do większego wysiłku. Poszperam w tym „lepszym” internecie, by znaleźć argumenty w sporach religijnych z sąsiadem. Wiem, że mam rację, ale nie za bardzo potrafię w tym momencie to udowodnić. Czasami też sięgam po media katolickie, by pozbyć się wrażenia, że jestem ostatnim Mohikaninem, który myśli prawidłowo.
- Moja pobożność jest bardzo formalna. Dlatego zwracam uwagę na prawidłowość wykonywanych gestów. Nie lubię nowinek, spontaniczności i wszelkich odlotów. Kłócą się bowiem one z wzniosłością głęboko utrwalonej idei Boga i przeświadczeniem, że sfera sacrum musi być dostojna.
- O Bogu najczęściej myślę jako o sprawiedliwym Sędzim i Prawodawcy. Rozsądek podpowiada mi, że kto Boga nie szanuje, ten gorzko pożałuje. Dlatego nie zapominam padać przed Nim na kolana. Raczej też Mu się nie narzucam, bo przecież z pewnością Mu kiedyś podpadłem. Może nie tak jak inni, ale zawsze jakoś…
-
Mogę Boga dotykać także swoim sercem. Wejść z Nim w relację. Zamiast postawy podsądnego ze złamanym przykazaniem na sumieniu, przyjąć postawę dziecka, które nawet jak coś zbroi i wie, że sprawił tym smutek Ojcu ani przez moment nie wątpi, że ciągle jest przez Niego kochany. Bo to przecież Tatuś!
- Wtedy w mojej moralności, nie tyle będzie mi chodziło o przestrzeganie kodeksu karnego, a o synowskie naśladowanie Ojca. Trochę nieporadnie, a nawet lekko groteskowo naśladując Jego wielkie kroki, Jego styl mówienia, staram się być tak dobrym i pełnym miłości jak On. Bo czyż to nie powód dumy każdego małego chłopca, gdy udaje mu się być podobnym do Taty?
- To prostaczkowie z otwartym sercem dostrzegli w Jezusie to, czego nie ujrzeli pogrążeni w intelektualnych dywagacjach uczeni w Piśmie. I to oni usłyszeli głos Pana, choć rozum uparcie twierdzi, że z definicji to niemożliwe.
Rozum i serce
Odpowiedz