Tonący Jezusa się chwyta.

Mt 14,28

  • Doświadczony rybak wie, kiedy żywioł bierze nad nim przewagę. Piotr znał dobrze ten akwen. Lepiej niż własną kieszeń. Dokładnie wiedział, że minie zbyt wiele czasu, by bezpiecznie odbić się od dna i wypłynąć na powierzchnię. Zachciało mu się chodzić po wodzie, jakby łódź już mu nie wystarczała. Całe życie woda go żywiła, teraz toń odbiera co swoje. Jezioro było drugiem jego domem. Ba! Może nawet pierwszym. Teraz będzie jego grobem. Ale przecież tak nie miało być! Miał takie wspaniałe plany! Wszak obiecano mu, że ludzi będzie łowił. Był przekonany, że w swych ambicjach może sięgać wyżej, niż docierają marzenia. Skoro Jezus docenił, jak świetnie sobie radził jako szef rybackiego przedsiębiorstwa, z pewnością jemu powierzy zarząd nad całym Królestwem Bożym. Któż do tego lepiej się nadaje z całej Dwunastki?! Miał takie szczytne powołanie, takie świetliste przeznaczenie, teraz pogrąża się w mrokach głębi. Skończony głupiec! Nie na darmo nazwano go Piotrem, bo jak kamień przepadnie w wodzie.
  • „Panie, ratuj mnie!” – wykrzyczał ostatnim tchem. Nie warto było zachowywać go na przedłużanie konania. Świadom swojej niemocy i bezsilności, Piotr całą swą nadzieję skoncentrował na Tym, który nie jeden raz przekonał go o swojej potędze. Ale czy zechce On ratować takiego szaleńca, który w czas sztormu wyskakuje z łodzi? Szymon sam z pewnością pozbyłby się uczniów, z naturalną tendencją do wciskania palców między tryby. Tykające bomby nie są mile widziane na pokładzie. Czy mógłby mieć żal, gdyby Jezus machnąłby na niego dłonią?
  • Rzeczywiście, Jezus machnął dłonią, ale nie w geście rezygnacji. Jak wędkę zarzucił ją pomiędzy wodne bałwany. Choć nie było na niej przynęty, Szymon rzucił się na nią z pazernością szczupaka. Tonący brzytwy się chwyci, ale tylko pomocna dłoń Zbawiciela może przynieść ratunek. Brzytwa tylko porani, byś krwią przywabił drapieżniki, żerujące na nieszczęśnikach.
  • „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia”. Z pionierską gorliwością wyśpiewuję te słowa. Dopada mnie syndrom aktywizmu. Chcę działać, snuję wielkie plany. Wraz z każdym powodzeniem umacnia się we mnie przekonanie, że dobre intencje, szczytny cel, gwarantują sukces. Każdy zatem dobry pomysł natychmiast chcę zrealizować. Dam radę! Gdy słyszę jakąkolwiek prośbę, natychmiast rzucam się do jej realizacji. Już nie tyle ich wysłuchuję, łapczywie rozglądam się komu tu życzliwie doradzić. Duch Święty na pewno coś mądrego podsunie. Powtarzam za świętym Ignacym: „Tak się wysilaj, jakby wszystko od ciebie zależało, a nic od Boga.” Zbawiając jednak siebie i cały świat wokół, zapominam jednak o początku myśli założyciela jezuitów: „Tak Bogu ufaj, jakby wszystko od Niego zależało, a nic od ciebie.”
  • Na szczęście, nie ma nic bardziej otrzeźwiającego z takich mrzonek od porządnej burzy, która zachwieje zbytnią pewnością siebie. Która zmyje z twarzy pozerstwo i gwiazdorski makijaż. Obym zawsze miał wtedy pokorę wezwać pomocy Pana, a nie z obrażoną miną szedł jak Titanic na dno.

Ewangelia (Mt 14, 22-36)

Jezus chodzi po jeziorze

Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał.

Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli.

Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!»

Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!»

A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!»

Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?»

Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym».

Gdy się przeprawili, przyszli do ziemi Genezaret. Ludzie miejscowi, poznawszy Go, posłali po całej tamtejszej okolicy i znieśli do Niego wszystkich chorych, prosząc, żeby ci przynajmniej frędzli Jego płaszcza mogli się dotknąć; a wszyscy, którzy się Go dotknęli, zostali uzdrowieni.

Milczenie albo banał?

  • Pan obiecał, jak wyśpiewuje nam dziś psalmista, że otoczy opieką ubogich z ludu,
    będzie ratował dzieci biedaków. Zupełnie zrozumiałym zatem jest, że do Niego zwracam się o pomoc w trudnych chwilach. Zwłaszcza moment podejmowania  decyzji jest okazją, bym podążał do Tego, który jest Alfą i Omegą, Wszechwiedzącym i Wszechmogącym. Zazwyczaj w takiej sytuacji chcę prawidłowo i precyzyjnie odczytać Boże wskazówki. Jaka wielka jest moja radość i podziw do Boga, gdy takie podpowiedzi otrzymuję, czy to w słowach kogoś bliskiego, czy w tak zwanych zbiegach okoliczności, a zwłaszcza w Słowie Bożym. Pełen pokoju czuję się wtedy jak dziecko, bezpiecznie prowadzone za rękę. Nabieram pewności. Moje zaufanie do swego Stwórcy wzrasta.
  • Bardzo często jednakże przychodzą takie dni, kiedy miotam się bezradnie. Nie wiem co mam uczynić, czego unikać. Boję się, ze popełnię błąd. Tymczasem Bóg milczy albo w gmatwaninie znaków nie potrafię rozróżnić tych właściwych. Podobnie bywa podczas lektury Pisma Świętego. Istnieją takie fragmenty, które zdają się nie mówić nic cennego, nic skierowanego do mnie, nic dopasowanego do dzisiejszych realiów. Weźmy taki rodowód Jezusa – długi ciąg imion. Jedne imiona są bardziej znane, które od razu kojarzą się z konkretną historią biblijną. Inne zupełnie anonimowe lub nawet śmieszne. Któż dzisiaj nadaje swemu synowi imię Azor albo Esrom? Czytam taki fragment, który Kościół podsuwa mi akurat w dniu dzisiejszym i zastanawiam się, jak to ma się do moich problemów. Czy wiedza, że przybrany dziadek Jezusa miał na imię Jakub pomoże mi przekonać swego trzynastoletniego syna, by racjonalniej się odżywiał, bo ma fatalne wyniki laboratoryjnych badań krwi? Choćbym wczytywał się uważnie w ten tekst raz za razem, odpowiedzią na moje pytania pozostaje milczenie.
  • Żadną pomocą zdają się być w takim momencie komentarze do czytań. Można ich coraz więcej znaleźć w internecie. Sam pomnażam ich ilość. Większość spośród z nich jest jednak powtarzaniem wciąż tej samej myśli. Zmieniają się tylko słowa – bardziej lub mniej zgrabne. Przewałkowywana na wszystkie możliwe sposoby myśl staje się powoli banałem, który zatraca swą moc. Mając więc do wyboru milczenie albo banał, pozostaję bezradny. Przychodzi pokusa, by szukać gdzieś indziej.
  • I właśnie w tym momencie Pan delikatnie szepcze odpowiedź. Czy jestem wróżką, która ma przepowiedzieć ci przyszłość? Pragnę dla ciebie być Kimś bliższym i droższym niż ostatnia deska ratunku czy infolinia. Dlaczego uparcie chcesz mieć nad wszystkim kontrolę – nawet nad Moim słowem?  Zaufaj Mi, nawet jeśli nie wszystko pojmujesz. Moje myśli nigdy nie będą twoimi myślami. Jeśli nawet nie słyszysz Mego głosu, wciąż przy Tobie jestem. Może nie jesteś jeszcze w stanie tego pojąć? Z każdym uderzeniem twego serca powtarzam ci, że cię kocham. To też jest dla ciebie banałem? Kocham cię, niezależnie od tego, czy prosisz mnie o przebaczenie jak Dawid, ale i wtedy, gdy głupio postępujesz jak jego wnuk Roboam, który otoczył się nieroztropnymi doradcami. Zaufaj mi, mam plan i nie tylko od czasów Abrahama wszystkie idzie po Mojej myśli.

Ewangelia (Mt 1, 1-17)

Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida

Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama.

Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Esroma; Esrom ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse ojcem króla Dawida.

Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.

Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.

Tak więc od Abrahama do Dawida jest w sumie czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.

Wiara, która ocala

Wpierw przeczytaj:  Mt 9, 18-26

Ilja_Jefimowitsch_Repin_013

Zrozpaczony ojciec wybiega z domu, w którym dopiero co skonała jego córka. Ból rozdziera jego serce, bezradny umysł nie wie jak cofnąć ten zły los. Mógłby zostać i tulić do piersi stygnące ciałko, by jak najdłużej zatrzymać tą , którą tak mocno kochał. Wie jednak, że jest to niemożliwe. Dotykając zmarłej zaciągnąłby rytualnej nieczystości. A przecież jest zwierzchnikiem synagogi. Nie wypada. A czy wypada zwrócić się do Jezusa, który gdzieś w pobliżu naucza? Jest cudotwórcą, leczy z najbardziej beznadziejnych chorób. Ale przecież jest już za późno… Nie! Wbrew głosowi rozsądku, nie potrafi wykreślić jej ze swojego życia. Już nie należy do niego. Odeszła do Szeolu… Nie! Ona ciągle żyje w sercu, w pamięci. Wybiegł. Nie był w stanie znieść lamentów i żałosnego zawodzenia fletów. Tyle dobra przechodzi przez ręce tego wędrownego Nauczyciela z Nazaretu. Nikomu, kto Go prosi jeszcze nie odmówił. On jest ostatnią nadzieją. Zanim wraz z córką umrze i wiara. Wiara jednak szybko nie umiera. Wiara dodaje mocy, zrywa łańcuchy wewnętrznych oporów. Nie zważa na to, że z racji pełnionej funkcji, to do niego zwykle przychodzą proszący. Że jego dostojeństwu i wiekowi nie przystoi ten pośpiech z jakim biegnie. Wiara znosi bariery. Dystans został pokonany tak szybko. Czas powrotu do domu z Jezusem jeszcze szybciej.

Tymczasem w domu zgiełkliwy tłum żałobników żył już w pełni zanurzony w sferze śmierci. Najemne płaczki i zawodowi fleciści angażowali się w dwójnasób, gdyż liczyli na wielokrotną zapłatę od bogatego klienta. Ich wyćwiczony do granic perfekcji dramatyzmu płacz, godzien był podwyższonej stawki. Ton jednak się rwie. Jakiś chichot nie powstrzymany w porę. Kto śmiał?! Przecież nie jesteśmy amatorami, jak ten samozwańczy rabbi, który właśnie wszedł z gospodarzem. Cudotwórca się spóźnił. Ona już jest nasza. Trzosy czekają na zapłatę za nią. Nie wyjdziemy stąd dopóki się nie zapełnią po brzegi…

Z jednej strony, żywa niepohamowana wiara wypływająca z autentycznej miłości i ufności. Z drugiej formalizm, małostkowość, nie liczenie się z człowiekiem.

Podobnie jak w przypadku uzdrowionej po drodze kobiety.

Boże prawo, dostosowane do realiów i mentalności ówczesnych ludzi, nakazywało chronić i szanować życie. Tym bowiem jest nakaz nie przelewania krwi, jako siedliska życia, którego jedynym dysponentem jest Bóg. To co związane z krwią jest świętą tajemnicą, jest nietykalne. W ten sposób prawo chroniło również kobiety, oddzielając je od innych w czasie bolesnego krwawienia. Dopiero po tym trudnym okresie, gdy ustawało krwawienie, niewiasta mogła wrócić do swoich codziennych obowiązków, również tych małżeńskich. Wszystkich obowiązków, których normalnie nie miała prawa odmówić. Zatem prawo to chroniło godność kobiety. Cóż jednak zrobić, gdy krwawienie nie ustaje przez długie dwanaście lat? Dwanaście lat izolacji od społeczeństwa, wykluczenia? To, co miało chronić, odczytywane wyłącznie w duchu litery a nie miłości, stało się przekleństwem. Jak łatwo napiętnować, skreślić człowieka, wydać ostateczny wyrok zapominając w swym osądzie o miłości. To miłość musi stać u źródeł wszelkiego wyroku.

I tą miłością kierowany Jezus odwrócił się i zamiast osoby nieczystej, nie mającej prawa wmieszać się w ten tłum „czystych”, zobaczył konkretną osobę. Z jej wiarą.

Wiarą, która ocala z okrucieństwa świata, pełnego formalizmu i braku empatii.