Postępowali nienagannie

Odcinek 2 Łk 1,1-25 KKK 1-3

  • Rozpoczynamy naszą przygodę z Pismem Świętym od Ewangelii wg św. Łukasza. Ewangelia czyli Dobra Nowina, radosna wieść, która zwiastuje nastanie długo oczekiwanego wydarzenia. Ewangelią w starożytnej grece nazywano choćby proklamację zwycięstwa w wojnie, urodzenia następcy tronu. Dziś akurat świętujemy 79 rocznicę zakończenia II wojny światowej w Europie. Data jest jednakże tylko symboliczna, bo ostatni żołnierze Wehrmachtu złożyli broń długo po tej dacie, grasując choćby w śląskich lasach. W Azji zaś Japonia kapitulowała oficjalnie 2 września 1945 roku. Fakty te nie zakłóciły jednak euforii, która ogarnęła cały świat. Dobra Nowina nie eliminuje ze świata zła, cierpienia i żałobnych tonów. Jednakże jej Światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie jest w stanie ogarnąć.
  • Historia ta nie jest baśnią. Nie dzieje się za siedmioma górami i siedmioma rzekami. Areną pierwszej sceny jest świątynia Pańska w Jerozolimie. Czas również jest określony – w czasach historycznego króla Heroda zwanego Wielkim. Boża historia nie jest jakąś alegorią, ideologią, opium dla mas. Bóg działa w konkretnym czasie i miejscu. Całe Pismo Święte, jak i historia Kościoła oraz mojego życia świadczą, że nie było to tylko wydarzenie jednostkowe. Nitki bożego działania są gęsto wplecione w osnowę rzeczywistości.
  • Pamiętam z lat licealnych, jak w grupce oazowej znalazłem sobie cichą przystań. To był mój azyl, gdzie czułem się akceptowany, kochany. Nie musiałem tu brać udziału w wyścigu szczurów, ostrej rywalizacji, w bezustannym udowadnianiu sobie i innym wszystkiego. Przy kościele spędzałem długie wieczory. Całkowicie oderwany od toksycznej rzeczywistości. Z rozpędu wybrałem się do seminarium duchownego. Właściwie nie z jakiegoś poczucia powołania, z marzeń o byciu księdzem. Chciałem tylko by ten spokój trwał bezustannie. Cena tego spokoju wydawała się tak niewielka – pobożność i wierność. Seminarium szybko wyleczyło mnie z tej utopii. Zwłaszcza, że trafiłem do osławionego seminarium sosnowieckiego i osobiście zetknąłem się z bohaterami ostatnich skandali. Przełożeni tuż przed pierwszymi święceniami zdecydowali, że nie nadaję się na księdza. Musiałem zrzucić sutannę i wrócić do normalnego życia. Miałem żyć, a nie wić sobie gdzieś przytulne gniazdko na plebanii. Wróciłem zatem do wspólnoty z której wyszedłem. Chciałem w gronie przyjaciół lizać swoje rany. Na parafii jednakże patrzono na mnie wilkiem.  Poczułem się jak Zachariasz i Elżbieta z Łukaszowej Ewangelii. Oni z pewnością za swoimi plecami też słyszeli te szepty: Niby tacy pobożni, święci… Z pewnością to tylko pozory skoro Bóg ukarał ich brakiem potomstwa.
  • Gdy w życiu jest źle, dotyka mnie jakieś niespodziewane pasmo nieszczęść, próbuję zrozumieć co się stało. Szukam winowajcy. Albo w sobie – kończy się to zwykle depresją i prostą drogą w kierunku autodestrukcji. Albo w innych – staję się pełnym żalu i zgryzoty nienawistnikiem. Obwiniać też mogę Boga. Z tych co mimo wszystko pozostaną wierni, Bóg łaskawie kiedyś zdejmie hańbę i ciężary. A nawet jeśli inne będą Jego plany, dźwigać je będzie razem z nami. Dobra Nowina nie jest tekstem marketingowym, cyklem reklam, gdzie słodkie słowa obiecują wygodne życie w luksusie i wieczną młodość. Bóg pragnie żywej ze mną relacji, a nie tylko ofiar z kadzidła, kościółkowych gładkich formułek i bizantyjskich (trydenckich) rytuałów.
  • „Bóg, w samym sobie nieskończenie doskonały i szczęśliwy, zamysłem czystej dobroci, w sposób całkowicie wolny, stworzył człowieka, by uczynić go uczestnikiem swego szczęśliwego życia. Dlatego w każdym czasie i w każdym miejscu jest On bliski człowiekowi. Bóg wzywa człowieka i pomaga mu szukać, poznawać i miłować siebie ze wszystkich sił.” Tak zaczyna się Katechizm. Bóg wezwał Zachariasza do czegoś więcej niż tylko nienaganne postępowanie. Wyznaczył mu konkretne zadanie.
  • Wielokrotnie w mediach społecznościowych spotkałem się z opiniami tradycyjnych katolików, że zanim przeczyta się Pismo Święte, powinno się wpierw zapoznać się z katechizmem i wedle niego żyć. Dopiero wtedy uniknie się pokusy swobodnego, a przez to niejednokrotnie błędnego interpretowania Biblii. Tymczasem Katechizm od pierwszych punktów wzywa mnie nie do głoszenia zasad moralności lecz do głoszenia Ewangelii. Bóg chce, bym świadczył wszystkim bez wyjątku, że ich przeznaczeniem jest dziedziczenie szczęśliwego Bożego życia. Wiara to nie moja prywatna sprawa – mój światopogląd, mój system wartości etycznych. Wiara to skarb, który się przekazuje z pokolenia na pokolenie.
  • Czasami mogę sobie pomyśleć, że od tego są inni. Że samym moralizowaniem i wytykaniem cudzych błędów spełniam już swoją misję. Jeśli jednak moje zdroworozsądkowe podejście lub przywiązanie do strefy osobistego komfortu rozmija się z Bożym posłannictwem, lepiej żebym zamilkł jak Zachariasz. Głoszenie własnych słów a nie Bożych zazwyczaj źle się kończy.

Krótkie refleksje znad Ewangelii Jezusa wg św. Marka.

Marka 1:2 

W księdze proroka Izajasza napisano: Oto posyłam przed Tobą mojego anioła, on Ci utoruje drogę;

Pan Bóg wspiera mnie w mojej aktywności, zwłaszcza w realizacji powołania. Niejako wyprzedza mnie i toruje drogę posyłając anioła, który jest w stanie usunąć wszelką przeszkodę.

Marka 1:12

Natychmiast też Duch wzbudził w Nim potrzebę wyjścia na pustynię.

Duch mówi mi, że wyjście na pustynię jest czymś koniecznym. Trzeba mieć pustynię w sercu, w umyśle, trzeba zrobić gruntowny porządek, by napełnić się Bogiem. Nie jest to łatwe, jak nie jest łatwym przebywanie w pojedynkę na rozgrzanej pustyni.

Marka 1:15

Podkreślał, że już koniec czekania, nadeszło Królestwo Boże, czas opamiętać się i zaufać tej dobrej nowinie.

Z nawróceniem, z oddaniem się Bogu, nie ma co czekać. Królestwo Boże jest sprawą nie cierpiącą zwłoki. A jeśli mam wątpliwości, powinienem zaufać Ewangelii.

Marka 1:20

Jezus nie zwlekając wezwał ich, a oni zostawili w łodzi swego ojca Zebedeusza oraz wynajętych robotników — i poszli za Nim.

Jezus nie zwleka ze Swoim wyjściem w moją stronę. oby i moja odpowiedź była równie zdecydowana i natychmiastowa. A jeśli mnie coś powstrzymuję niech nie waham się to zostawić za sobą. Nawet jeśli stanowiło to sens dotychczasowego życia.

Marka 1:22

Jego nauka wzbudziła ogólne zdumienie. W odróżnieniu od znawców Prawa uczył bowiem jak ktoś, na kim spoczywa władza.

Znawcy Prawa, uczeni w Piśmie powołują się na swoich mistrzów, przywołują całą bibliografię, powtarzają co usłyszeli mądrego od innych. Co ambitniejsi, starają się wyciągnąć wnioski: „ Cóż takiego, moim skromnym zdaniem, miał autor na myśli.” Tymczasem Jezus jest prawdziwym autorytetem w dziedzinie Pisma Świętego, moralności, mądrości, życia. On się nie domyśla – On wie. Nie jest interpretatorem – jest Twórcą.

Marka 1:24

Przestań! Nie wtrącaj się w nasze sprawy, Jezusie z Nazaretu! Czy przyszedłeś nas zniszczyć? Wiem, kim jesteś: Świętym Bożym.

Czyż nie te same słowa padają z ust wszystkich, którzy uparcie chcą żyć po swojemu? Lecz w przeciwieństwie do złego ducha śmią szydzić z Jezusa i negować Jego boskość.

Marka 1:35

A wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł z domu i udał się na odludne miejsce. Tam zaczął się modlić.

Modlitwa potrzebuje więcej czasu i skupienia. Dlatego warto zawalczyć o nią. Nawet kosztem zarywania nocy

 

Tak mi się tylko wydaje

Wpierw przeczytaj: Łk 9, 23-27

13923109301_2b49b471ae_c

Słyszałem to już tak wiele razy. Wyryte jest już głęboko w świadomości, że słuchając te słowa w kolejny Wielki Post, reaguję na nie jak na zwyczajowe „Dzień dobry” z ust mijanego na schodach sąsiada. Ale Ewangelia nie może być melodią tła. Słowo Jezusa to nie tło – to treść życia. To wręcz warunek przeżycia.

Mam się zaprzeć siebie. To zaparcie się samego siebie niejednokrotnie polega na uznaniu tego, że mylę się co do oceny siebie i świata, że jest inaczej, niż mi się wydaje. To próba zaufania Komuś większemu ode mnie samego. Ciągle brzmi to w moich uszach jak pobożny slogan? Tak mi się tylko wydaje. Jest dokładnie inaczej. Obym tym razem zaufał w to, co słyszę z Twych ust. Krzyż czeka.

Wydaje mi się, że krzyż jest ponad moje siły. Chwilami w głębi serca odczuwam delikatny żal, że Jezus nie pozostawia mi w zasadzie wyboru. Twardy warunek – albo krzyż, albo samozatracenie. Wszystko dlatego, że krzyż automatycznie kojarzy się z czymś nieprzyjemnym, trudnym, bolesnym. Samozachowawczy instynkt rozpieszczonego dziecka popycha mnie do odrzucenia drogi Jezusa. Zachowuję się jak małe dziecko, które wypluwa gorzką tabletkę.

A może, tylko tak mi się wydaje?