- Jakiż to mógł być owoc, który skusił Ewę? W Księdze Rodzaju czytam opis jak kobieta zobaczyła, że drzewo ma owoce dobre do jedzenia, że jest rozkoszą dla oczu i wzbudza pożądanie, bo daje możliwość poznania. Zwyczajowo na obrazach maluje się w tej scenie jabłko. Jabłko potrafi wyglądać smakowicie, ale czy daje możliwość poznania? Nikt przecież nie zajada się jabłkami, by zdobyć wiedzę. Nie posłałem dzieci do sadu lecz do szkoły. Skoro opis nie podaje nazwy owocu, niektórzy próbowali dociec gatunek niezwykłego drzewa drogą dedukcji. Ktoś zasugerował figowca. Wszak pierwszym ciuchem były listki figowe. Musiały być one tuż pod ręką, gdy otworzyły się pierwszej parze oczy i poznali, że są nadzy. Szkoda, że Adam nie posłużył się skórą węża. Ewa miała by wystrzałowe bikini.
- Mogę toczyć dyskusje, spekulować, tworzyć hipotezy. Ale czy po to czytam Biblię? Czy ten opis tam się pojawił, aby ostrzec ludzkość przed śmiertelnym zagrożeniem wynikającym z jedzenia nieumytych owoców. Ciekawe co Ewa zjadła wcześniej, skoro potrafiła rozmawiać z wężem. Jeśli skoncentruję się wyłącznie na warstwie słownej tego fragmentu, to albo szybko zrezygnuję z lektury Pisma Świętego, jako tekstu głupiego, niezrozumiałego. Będę się naśmiewał z naiwnej wiary, że wszechświat powstał w sześć dni, a człowiek został ulepiony z gliny jak jakiś garnek. Będę się zastanawiał z kim miał dzieci Kain, skoro jedyną kobietą w tym fragmencie tekstu jest Ewa. Będę wyłapywał powtórzenia i sprzeczności. W Piśmie świętym Bóg mówi do człowieka w sposób ludzki. Aby dobrze interpretować Pismo święte, trzeba więc zwracać uwagę na to, co autorzy ludzcy rzeczywiście zamierzali powiedzieć i co Bóg chciał nam ukazać przez ich słowa. Sednem zaś tej opowieści jest wytłumaczenie lichej kondycji ludzkiej, której genezą jest grzech. W celu zrozumienia intencji autorów świętych trzeba uwzględnić okoliczności ich czasu i kultury, „rodzaje literackie” używane w danej epoce, a także przyjęte sposoby myślenia, mówienia i opowiadania. Inaczej bowiem ujmuje się i wyraża prawdę w różnego rodzaju tekstach historycznych, prorockich, poetyckich czy w innych rodzajach literackich.
- Adam i Ewa mieli w raju tylko jedno ograniczające ich przykazanie. Nie mogli zrywać owocu z drzewa dającego poznanie dobra i zła. Jeśli sięgnę do hebrajskiego oryginału, to wtedy zobaczę, że użyte słowo, które na polski tłumaczymy jako „poznawać” ma też inne znaczenia. Za chwilę Adam pozna swoją żonę i pocznie im się pierworodny syn. Dziś użyłbym słowo „posiąść”. Bóg dla dobra człowieka, powstrzymywał ich przed zdobyciem władzy o decydowaniu co jest dobrem, a co złem. Obdarzył go wolną wolą, bo tylko wolny człowiek może kochać. Wolny człowiek może też chcieć decydować, co mu wolno, a czego nie. Niestety wolność ta, nie idzie z wszechwiedzą i nieomylnością. Bardzo często pożądam tego co mi ma sprawić natychmiastową przyjemność. Mądrość natomiast wymaga refleksji. Zanim podejmę decyzję, warto rozważyć, jakie mogą być tego konsekwencje. Zwłaszcza te długofalowe. Adam z Ewą pomyśleli, że decydując w kwestiach moralnych, przejmą Boże kompetencje więc staną się równi Jemu. Nim głębiej się temu przyjrzeli już pierwotna zgoda pomiędzy nimi została zmącona. Zamiast wszechmocy poczuli wstyd swej nagości. I strach.
- Przepiękny jest ten opis pojawienia się Boga „na miejscu zbrodni”. Gdy zaś mężczyzna i jego żona usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze dnia kiedy był powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu. Jeśli jednak wgłębi się w ten opis jako dzieło literackie, to okaże się, że ta poetycka delikatność Boga wynika z tłumaczenia. Autor biblijny opowieść o Adamie i Ewie oparł na sumeryjskich i akadyjskich mitach. Obficie z nich czerpał, jednakże modyfikował tak, by oddawały Boże przesłanie. W mitach tych bohater konfrontuje się z Bogami, by zdobyć nieśmiertelność. Zanim stanął z najpotężniejszym bogiem twarzą w twarz, został uprzedzony przez pomniejsze, złośliwe bóstwo, by nie jadł owoców jakim go poczęstują, bo wtedy niechybnie umrze. W końcu pojawia się bóg. Towarzyszy mu burza i walą wokół grzmoty. W Biblii Jerozolimskiej znalazłem taki ciekawy komentarz. „W języku akadyjskim słowo tłumaczone jako „dzień” może również oznaczać „burzę”. Często łączy się ono z bóstwem przychodzącym w burzy na sąd. Jeśli tak należy odczytywać znaczenie tego słowa, pierwsi ludzie usłyszeli grzmot (słowo przetłumaczone jako „szelest”, w Biblii Tysiąclecia zaś jako „usłyszeli kroki”, często łączy się z grzmotem) Pana poruszającego się w ogrodzie w wietrze burzy. Wówczas jest zrozumiałe, dlaczego się ukryli”. Nie znając tego szczegółu możemy tylko ubolewać nad tym ludzkim upadkiem, którego przeraża sam odgłos kroków Boga. Autor jednakże celowo tak przetłumaczył słowo burza. Chciał skonfrontować szczerość i delikatność Bożych intencji z ludzkim wiarołomstwem.
- Akadyjski bohater mitu w końcu spotkał się z bogiem. Adapa nie przyjął owocu, którym został poczęstowany przez boga Anu. Dzięki temu żywy wrócił do swego domu. Na odchodne dostał jeszcze ozdobną szatę. Dopiero później dowiedział się, że odmówił spożycia owocu z drzewa nieśmiertelności.
Archiwa tagu: grzech
Nowy człowiek
Wpierw przeczytaj czytania z 18 niedzieli zwykłej, rok B
Trochę mnie nie było na blogu, gdyż pielgrzymowałem do Fatimy. Jestem urzeczony tym miejscem. Jego pięknem wypływającym z prostoty i przesiąknięcia światłem. Szczególnie mocno przeżyłem modlitwę w Kaplicy Najświętszego Sakaramentu w podziemiach nowej bazyliki. Białe ściany bez żadnych malowideł, dekoracji, witraży. Tylko dwa świeczniki, dwa wazony z kwiatami, prosty ołtarz i On. Bez złotej, ozdobnej monstrancji. Żadnych rozproszeń, niczego, co by odciągało uwagę od Gospodarza tego miejsca. Rzeczywisty namiot spotkania z Bogiem twarzą w twarz. Nic nie mogło zakryć przed Panem mojej nagości i pustki. Nic nie mogło stłamsić Prawdy.
Rzeczywistość własnej marności i bałaganu w sercu może być przygnębiająca. Dysproporcja pomiędzy ogromem Bożego Miłosierdzia a lichością dotychczasowego życia może wpędzić w rozpacz. Gdyż żadną miarą nie zasłużyłem na mnogość łask z Jego strony. Stojąc twarzą w twarz z Najświętszym ma się dość dotychczasowego życia. Pamiętając swe grzechy, trudno mieć nadzieję, że można żyć inaczej. Bardziej godnie.
Rzeczywiście nie można. Nie da się żyć po staremu, pozostać sobą i spoglądać ze spokojem w Oblicze Pana. Trzeba porzucić starego człowieka z jego zepsuciem i gnilizną. Przed Panem stanąć z czystą kartą, jak nowo narodzony. Bo tylko na czystej, białej kartce, tak czystej i białej jak adorowana Hostia, można zapisywać czytelnie słowa pełne nadziei i wiary.
Narodzić się na nowo – pobożny slogan, który łatwo powiedzieć, trudno zrealizować. Trudno porzucić swoje wieloletnie przyzwyczajenia, nałogi, sposób myślenia. Czym się otaczasz, czym się żywisz, na co patrzysz i czego słuchasz, ma wpływ na to kim się stajesz. Dlatego Izraelici byli karmieni przez Pana nowym pokarmem, którego wcześniej nie znali. Który miał zaspokoić ich głód, by tęsknota za egipskimi garnkami mięsa nie przeszkadzała im w przemianę w Naród Wybrany. Ten pokarm też był prosty, czysty, niby szron na ziemi.
Jezus zaprasza mnie do siebie. Woła mnie, bym porzucił za sobą starego człowieka. Nie oczekuje niczego więcej niż tylko wiary. Autentycznej wiary, która niesie za sobą cud przemiany w nowego człowieka. Na trud tej drogi daje mi prawdziwy pokarm z nieba.
Panie dawaj mi zawsze ten chleb! Niech inni, którzy mnie jutro zobaczą, zadziwią się, gdy ujrzą mnie wraz z Tobą na przeciwległym brzegu. By pytając się, kiedy tu przybyliśmy, sami zapragnęli dotrzeć do Twych stóp.
Krokodyl czy mucha?
Wpierw przeczytaj Mt 11,20-24
Jak myślisz, które zwierzę jest groźniejsze? Krokodyl, czy mucha, która brzęczy koło ucha? Oczywiście, że ten owad, gdyż jego złośliwe bzykanie irytuje mnie właśnie tu i teraz. A krokodyla mogę sobie co najwyżej wygooglować i dopóki nie muszę drukować jego zdjęcia w wysokiej rozdzielczości, może mi nawet służyć jako oryginalna tapeta na pulpit, lub tło do cytatu biblijnego.
Z pewnością mucha, która mnie drażni, nie ma złych intencji. Nie uwzięła się na mnie. Jej celem nie jest moja dziurka w nosie, lecz poszukuje czegoś do skonsumowania. Lub innej muszki do figlowania. Najprawdopodobniej skończy jednak pod moim papciem. I zakończy swój marny żywot.
Przyjąłem Jezusa za swojego Pana i Zbawiciela. Zaprosiłem do swojego życia, by być blisko Niego. Zamiast oddawać Mu chwałę i rozszerzać w świecie Królestwo Boże irytująco grzeszę, marudzę i roznoszę zarazki grzechów. I robię to w kółko, pomimo ostrzegawczych machnięć i upomnień. Jak natarczywa mucha.
Biada mi, jeśli nie zacznę żyć z godnością jak przystało na Bożego współdziedzica. Bo mój kres może nadejść szybciej niż krokodyla na fotce powyżej. I wcale nie z powodu mściwej natury Boga, lecz z powodu własnego chorobliwego podążania za smrodem. Gorzej niż sodomita.