Od poganina do syna

Mt 6,9

Cima da Conegliano – Bóg Ojciec

  • Modlitwa jest chlebem powszednim. Może niejednego znużyć. Poddanie się pokusie jedzenia tylko pączków z pewnością nie wyjdzie jednak na dobre. Kuchmistrze i babcie potrafią przyrządzać rewelacyjne kanapki. Podobnie mistrzowie modlitwy mogą nas zachwycić nawet swą cichą adoracją. Moja modlitwa często ma smak twardych sucharów; trudnych do przełknięcia. Nie porzucam jej jednak ze wstrętem, gdyż zrezygnować z niej, to jak skazać się na powolną śmierć głodową.
  • Niejednokrotnie stoję przed problemem totalnej pustki w głowie i w sercu na początku modlitwy. Ta cisza mnie przeraża więc zagłuszam ją słowami różańca, pacierza, brewiarza albo czytanych cudzych modlitw i rozmyślań. Zasypuję Boga tą paplaniną jak poganin recytujący magiczne formułki. Łapię się, że usta wypowiadają jedne słowa, a myśl poddaje się bezwładnie rozproszeniom. Skruszony, tym intensywniej dalej paplam swoje… a właściwie cudze. A czyż nie lepiej by było wsłuchać się w tę przerażającą ciszę i nastawić się na odbiór? Wszak Bóg ma też coś mi do powiedzenia.
  • Zapominam w takich momentach o tym, że modlitwa jest uważną rozmową pomiędzy bliskimi sobie osobami. To nie wysyłanie raportów, petycji i zażaleń do anonimowego Urzędnika w niebie. Modlitwa to nie PIT albo podanie, wymagane ścisłymi przepisami karnymi. To spotkanie z Ojcem. Jak telefoniczna rozmowa – nie widzę swego Rozmówcy, ale mam absolutną pewność, że On nie odłożył słuchawki, lecz z uwagą mnie słucha. Właśnie w tej chwili. Jakbym był jedyną osobą na świecie.
  • Modlitwa Pańska dobitnie mi przypomina tę prawdę. Gdy wypowiadam się do Ojca, podobnie jak podczas rozmowy z swym ziemskim tatą, nie koncentruję się na formie, na odczuciach, długości trwania i przyjętej postawie. Liczy się przede wszystkim wspólnie spędzony czas. Modlitwa w której będę przed Bogiem całym sobą najpewniej mnie nasyci. Podobnie jak szczera rozmowa z bliskim – twarzą w twarz, serce przy sercu. Czy też nie lubisz, gdy syn odpowiada ci półsłówkami nie przestając się wpatrywać w ekran swojego smartfonu?
  • To od mojego nastawienia zależy czy „ojczenaszek” będzie brzmiał w mych ustach jak „hokus-pokus” albo „Sezamie otwórz się.” Jeśli odważę się potraktować Boga na serio, jak Kogoś, kogo autentycznie kocham, wtedy słowo „Ojcze” będzie tak słodkie w ustach jak miód. Modlitwa sama popłynie jak miłosna pieśń, jak okrzyk zachwytu.

 

Adoracja

Mt 8,2

  • Z nieba leje się żar. Pył unoszący się z kamienistej drogi wraz z zapachem przepoconego tłumu wdziera się wprost do nosa. Do tego dochodzi smród gnijącego ludzkiego ciała trędowatego człowieka, który wbrew wszelkim regułom wdarł się pomiędzy licznie zgromadzonych. Serce ścisnęła obawa przed złapaniem tej śmiertelnej zarazy. Jednakże wbrew tym wszystkim sygnałom, które docierają do mojego umysłu, jestem świadkiem podniosłej sceny. Rozpoczyna się audiencja. Król zasiadł na tronie w pełni Swego majestatu. Najwyższy czas, aby Jego poddani przystąpili do Niego w geście poddaństwa i czci. Być dopuszczonym do tronu to wielki zaszczyt. Uhonorowany tym przywilejem, każdy podchodzi do władcy, by oddać mu pokłon: προσελθὼν προσεκύνει αὐτῷ (proselthōn prosekynei autō). Dokładnie tymi słowami opisał ewangelista trędowatego, który właśnie przystąpił do Pana. On nie jest poddanym gorszego sortu. Nawet ktoś taki jak on może paść do stóp Jezusa i rozpocząć z Nim rozmowę. Dlatego nie waham się ani chwilę dłużej, czy mi wypada, czy jestem mile widziany, czy zasługuję, co pomyślą sobie inni. Wraz z trędowatym rozpoczynam swoją adorację.
  • Małostkowym byłoby wykorzystywanie tej podniosłej chwili, by zasypać Pana potokiem swych błahych słów. To nie czas na żale, biadolenia, krzykliwe petycje. Nie zasiadłem wszak do negocjacyjnego stołu. Nie przyszedłem też do okienka w biurze obsługi petentów. To uroczysta audiencja. Adorując Zbawiciela najstosowniej jest zapomnieć o wszystkich tych przyziemnych sprawach, które mnie nurtują i uwierają. Na nie przyjdzie czas, kiedy Król uzna to za stosowne. Uznałem Go za swego Pana więc czymś oczywistym jest ufność w Nim pokładana, że o mnie się zatroszczy. Podczas adoracji oddaję cześć Panu, mówiąc Mu jaki On jest, kim jest dla Mnie. Wychwalam Jego potęgę i wspaniałe Jego dzieła. To są najwłaściwsze słowa w tym momencie. Tak właśnie zwraca się do Jezusa trędowaty. Jesteś Bogiem Wszechmogącym! Nie ma nic dla Ciebie niemożliwego. Uczynisz cokolwiek, co tylko zechcesz. Jeśli tylko zechcesz nawet moje ciało pokryte trądem ugnie się Twej woli i w niepojęty dla mnie sposób stanie czyste i zdrowe. Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi!
  • Wpatrując się w Chrystusa, w Jego Boskość, mam wreszcie szansę przestać koncentrować się na sobie. Stop babraniu się w gnijących ranach! Ani to przyjemne, ani pożyteczne. Sprawia tylko więcej bólu. Odwracając wzrok od siebie, mogę w końcu dostrzec tę rzeczywistość, która już się dokonała. Otóż, zanim podszedłem do Pana, On wcześniej zstąpił z góry, by się ze mną spotkać. Ten ruch ukierunkowany w moją stronę jest zdecydowany. Jeśli i ja w swym podchodzeniu pozostanę konsekwentny, nie będę niepotrzebnie zbaczał odrywając wzrok od Jezusa w stronę wszelkim rozkojarzeniom. Prędzej niż mógłbym się spodziewać zbliżymy się do siebie. Dystans pomiędzy poddanym a Władcą momentalnie się skróci na odległość wyprostowanej dłoni. I to Jezus będzie właśnie Tym, który pierwszy wyciągnie dłoń. Słowo Pragnę Θέλω (thelō), które pada z ust Jezusa zachwyca mnie. Jest jak najczulsze wyznanie Umiłowanego. Jestem dla Syna Bożego kimś chcianym, pożądanym. On marzy o tym, by spotkać się ze mną. Wybiega mi na przeciw z tęsknoty, by wziąć w swoje czułe ramiona. Czyż świadomość tego sama w sobie nie ma mocy uzdrawiającej? Trędowaty natychmiast wstał z kolan oczyszczony z trądu. Choć moje oczy zamglone, jakby od łez, nie widzą tego, dobrze wiem, że Król oferuje mi Swój oczyszczający dotyk. Niech uwielbienie trwa…

To nie jest prywatna sprawa.

2 Sm 6,18n

  • Król Dawid jest przepełniony radością. Tańczy przed Arką Przymierza, którą uroczyście wnosi do swojego miasta. Wie, że niejako przyjmuje samego Boga w gościnę. Zaprasza Go nie tylko do Jerozolimy, ale do swojego życia. Gościnność wobec tak zacnego Gościa domaga się hojnego przyjęcia. Dlatego co sześć kroków składa w ofierze wołu i tuczne cielę. Dziś mnie przeraża ta krwawa jatka. Muszę mieć na uwadze mentalność ówczesnych ludzi. Tak liczne ofiary sporo z pewnością kosztowały. Ofiarodawca zatem musiał być pewny sensu tego, co robi. Musiał odczuć dobitnie, że to nie zabawa, ale poważna sprawa. Że Bóg, któremu składa ofiary, jest Panem życia i do Niego tak naprawdę wszystko należy. Czy dziś moneta, którą żona rzuca na tacę (do szafarzy przy ołtarzu nikt nie podchodzi z koszyczkiem) ma taką samą dla mnie wymowę?
  • Dawid nie poprzestaje na składaniu ofiar Bogu. Zaprasza na powitalną ucztę cały naród. Wszak oni też należą do Pana. Chociaż jest królem, w pełni utożsamia się z narodem wybranym przez Pana. Jest jednym z nich. Ma tylko więcej powierzonych dóbr w zarządzanie od Pana wszystkiego. Dlatego tymi dobrami się dzieli. Ze szczodrością. To takie ówczesne 500+, które wcale nie jest kupowaniem poparcia, ale prawidłowym odczytaniem swego miejsca w społeczeństwie.
  • Jezus przypomina mi, że nie mogę Go mieć wyłącznie dla siebie. Wiara nie jest moją prywatną sprawą. Przeżywam ją bowiem jednocześnie z całym nowym Ludem Bożym – Kościołem. Nawet gdy w intymnej ciszy, jak Maryja i Jego bracia, przywołuję Go do siebie, by rzucić Mu się w ramiona, dobrze jest sobie uświadomić, że w tych otwartych ramionach są już nieprzeliczone tłumy. Również moi wrogowie. Gdy z żarliwością proszę Jezusa o wysłuchanie prośby, zaspokojenie potrzeby, uzdrowienie choroby, moje żałosne jęki są tylko jedną kroplą w oceanie próśb. Gdy burza na morzu zostaje uspokojona, czy pojedyncza kropla nie ma powodów, by czuć się ukojoną?
  • Jezus poucza mnie, że mam w modlitwie przywoływać Ojca naszego, a nie mojego. Przypomina mi też, że mam całe mnóstwo braci i sióstr. To nie ode mnie jednak zależy, kogo uznam za członka tej rodziny. To nie tylko ci, z którymi potrafię się dogadać. Ba! To nie tylko wierzący-praktykujący. Wszak żyć w zgodzie z własnym sumieniem i czynić dobro, a więc wypełniać wolę Bożą, zdarza się każdemu człowiekowi. Nawet muzułmaninowi i homoseksualiście. Zaprzeczysz?

1. czytanie (2 Sm 6, 12b-15. 17-19)

Czytanie z Drugiej Księgi Samuela

Poszedł Dawid i sprowadził z wielką radością Arkę Bożą z domu Obed-Edoma do Miasta Dawidowego. Ilekroć niosący Arkę Pańską postąpili sześć kroków, składał w ofierze wołu i tuczne cielę. Dawid wtedy tańczył z całym zapałem w obecności Pana, a ubrany był w lniany efod. Dawid wraz z całym domem izraelskim prowadził Arkę Pańską wśród radosnych okrzyków i grania na rogach.

Przyniesioną więc Arkę Pańską ustawiono na przeznaczonym na to miejscu w środku namiotu, który rozpiął dla niej Dawid, po czym Dawid złożył przed Panem całopalenia i ofiary biesiadne. Kiedy Dawid skończył składanie całopaleń i ofiar biesiadnych, pobłogosławił lud w imieniu Pana Zastępów. Dokonał potem podziału między cały naród, między cały tłum Izraela, między mężczyzn i kobiety: dla każdego po jednym bochenku chleba, po kawałku mięsa i po placku z rodzynkami. Potem wszyscy ludzie udali się do swych domów.

Ewangelia (Mk 3, 31-35)

Prawdziwa rodzina Jezusa

Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie».

Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką».