Wpierw przeczytaj Łk 11, 5-13
Wszystko ma być jak najszybciej, natychmiast. Otacza mnie świat instant. I nie chodzi mi tylko o obiady w proszku czy speed dates. Szybkość wciska się w każdy kąt i aspekt życia z prędkością światła. Gotowe odpowiedzi na wszelakie pytania wyszukuję w internecie od ręki. By nie tracić przy tym czasu, dopłacasz kilkanaście złotych miesięcznie, by strona otwierała ci się nie w jedno mgnienie oka, lecz trzy razy szybciej (Ja jestem już zbyt stary – nie widzę różnicy). Samochody pędzą, by dotrzeć do miejsca, które jest tuż za rogiem. Nawet kierowniczka w pracy oczekuje ode mnie, że teczkę dokumentów posortuję nie w minutę, lecz w 20 sekund. W ten sposób wyrobię w końcu oczekiwaną normę tysiąca teczek dziennie.
Wszystko wokół pędzi, jest pod jednym przyciskiem, tylko Bóg oczekuje, że będę Go prosił rano, w wieczór, we dnie, w nocy. A przecież deklaruje, że zna moje pragnienia wcześniej ode mnie. Czyżby Go bawiły te litanie próśb, czyżby był przygłuchy, uparty? Bóg nie potrzebuje czasu, by spełnić prośby swoich dzieci. On nie potrzebuje tej zwłoki. Ten czas dany jest mnie i tobie.
- Być może to natrętne, niecierpliwe pukanie do Jego drzwi jest mi potrzebne, bym w końcu odczuł radość i wdzięczność, gdy zostaną mi otworzone podwoje łask.
- Być może to oczekiwanie na zaspokojenie jest konieczne, bym zrozumiał, że to Bóg jest mi najbardziej niezbędny i Jego wezwania są ważniejsze od wszelkich moich zachcianek (nawet tak ważnych z ludzkiego punktu widzenia jak zdrowie własne i dzieci, praca, małżeństwo).
- Być może Bóg cierpliwie czeka, aż pojmę, że to o co proszę, nie jest zgodne z Jego wolą.
- A może po prostu Bóg tęskni za mną i odkłada spełnienie mojej prośby, by choć przez chwilę zatrzymać moją uwagę, potrzymać mą dłoń w Swojej i z miłością szeptać wprost do serca: „Mów do mnie jeszcze.”