Bądźmy prawdziwie wolni

J 8,36

Zachłyśnięci wolnością

popłynęliśmy w swój rejs

dookoła globalnej wioski

wygodnym statkiem wycieczkowym

który wszystko zapewniał

cudowne all-inclusive

wliczona iluzja bezpieczeństwa…

Wystraszony świat zamknął ostatnie porty

wraz z klątwą przegranego

Cóż – mieli prawo

Żyjemy w wolnym świecie…

Maseczka stłumi chichot drwiny

by nie ranić ludzi wyzbytych

poczucia jakiejkolwiek winy

Ewangelia (J 8, 31-42)

Prawdziwe wyzwolenie przez Chrystusa

Jezus powiedział do Żydów, którzy Mu uwierzyli: «Jeżeli trwacie w nauce mojej, jesteście prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli».

Odpowiedzieli Mu: «Jesteśmy potomstwem Abrahama i nigdy nie byliśmy poddani w niczyją niewolę. Jakże Ty możesz mówić: „Wolni będziecie?”»

Odpowiedział im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu. A niewolnik nie pozostaje w domu na zawsze, lecz Syn pozostaje na zawsze. Jeżeli więc Syn was wyzwoli, wówczas będziecie rzeczywiście wolni. Wiem, że jesteście potomstwem Abrahama, ale wy usiłujecie Mnie zabić, bo nie ma w was miejsca dla mojej nauki. Co Ja widziałem u mego Ojca, to głoszę; wy czynicie to, co usłyszeliście od waszego ojca».

W odpowiedzi rzekli do niego: «Ojcem naszym jest Abraham».

Rzekł do nich Jezus: «Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to dokonywalibyście czynów Abrahama. Teraz usiłujecie Mnie zabić, człowieka, który wam powiedział prawdę usłyszaną u Boga. Tego Abraham nie czynił. Wy dokonujecie czynów ojca waszego».

Rzekli do Niego: «My nie urodziliśmy się z nierządu, jednego mamy Ojca – Boga».

Rzekł do nich Jezus: «Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to i Mnie byście miłowali. Ja bowiem od Boga wyszedłem i przychodzę. Nie wyszedłem sam od siebie, lecz On Mnie posłał».

Światło

Ml 3, 1-4

Burning_candle_on_black_background

Wszystko było jasne. Jak płomyk świecy. Prorok zapowiedział  posłańca przygotowującego drogę. Posłaniec ogłosił przybycie Pana. Anioł Przymierza pojawił się w Świątyni jako Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Izraela. Pojawił się nie jeden raz. Przez trzy lata napełniał Ziemię Świętą blaskiem Swojej nauki. Rozjaśniał mroki nieznajomości Świętego Oblicza Pana. Wszak od czasu Mojżesza nikt nie rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem.

Pomimo tego, większość pozostała w ciemności niewiary. Swoi Go nie przyjęli, nie rozpoznali. Wielu spośród tych, którzy Go rozpoznali, wolało pozostać w cieniu. Gdyż z kupiecką smykałką do kalkulowania wszystkiego, doszli do wniosku, że nierozpoznawanie Pana bardziej im się opłaca niż realna metanoia. I tak posłańca skrócili o głowę, a  Anioła Przymierza przybili do drzewa krzyża. Przekreślili Tego, którego oczekiwali, którego pragnęli.

Wpatruję się w płomyk świecy. Spoglądam głębiej – do swego sumienia. Świeca pomaga rozjaśnić najciemniejsze zakamarki jestestwa. Oczekuję Pana, pragnę z Nim przebywać. Czy to tylko wyuczone słowa, pobożna papka wtłaczana w trybiki myśli od dzieciństwa? Czy też rzeczywiste pragnienie, które pcha mnie, jak Symeona, do świątyni? Oczekiwanie, które zmusza, bym z uwagą spoglądał w każdą twarz, by rozpoznać Oczekiwanego.

Niech ta świeca w mej dłoni będzie pochodnią posłańca zwiastującego Miłość, a nie gromnicą wtykaną w martwe dłonie pogrążonego w mroku śmierci.

Dziękuje Panie za Twe światło. Sygnalizację na skrzyżowaniach i przejściach.

Dla nich

Czwartek w 1 tygodniu zwykłym.

Gebhard_Fugel_Christus_und_die_Aussätzigen_c1920

Trędowaci byli skazani na zerwanie wszelkich więzi ze społeczeństwem. Ciążył na nich wyrok okrutnej śmierci z dala od bliskich. Kwarantanna była konieczna w obliczu zakaźnej choroby, przed którą w żaden inny sposób nie można było się ustrzec. Jednakże w kulturze narodu izraelskiego, który z dumą uważał się za jedną rodzinę, takie odizolowanie musiało być równie bolesne jak odpadające ciało. Nie dziwi mnie, że chorobę tę traktowano jako najsroższą karę za grzechy.

Pomimo tej nakazanej prawem izolacji i odtrącenia, trędowaty z dzisiejszej ewangelii znał Jezusa. Na tyle dobrze, że był przekonany, że tylko Mistrz z Nazaretu można go uwolnić od jego śmiertelnego piętna. A przecież to nie była epoka telewizji, prasy i internetu. Informację przekazywano z ust do ust. Ktoś go dobrze poinformował. Świadomie lub mimochodem. Z pewnością jednak zgodnie z wolą Pana. Jezus bowiem chciał tego uzdrowienia. Dobra rada nieznajomego informatora musiała być z natchnienia Bożego. Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z [Jego] wolą (Flp 2,13).

Uzdrowiony trędowaty został posłany przez Jezusa do kapłanów. To miał być swoisty “łańcuszek” posłuszeństwa bożym natchnieniom. Posłuszeństwo rodzące świadectwo, by uzdrowiony przyprowadził kolejnego chorego do Lekarza dusz i ciał. Być może widok tego posłańca miał być czytelną odpowiedzią na kapłańską modlitwę. Miał być taranem kruszącym ostatni mur wokół serca. Złóż swą ofiarę na świadectwo dla nich – prosi Jezus. Oni też czekają na dobre słowo, które skieruje ich stopy we właściwą stronę. Właśnie ty masz być dla nich drogowskazem. Posyłam cię. Nie zwlekaj, gdyż każda chwila z dala ode Mnie przybliża ich do śmierci.

Tymczasem nasz bohater poszedł za głosem przeszczęśliwego serca, a nie Jezusowego nakazu. Myślę, że uczyniłbym podobnie. Radość z uzdrowienia rwała by się z okrzykiem do mych ust. Po latach izolacji, odrzucenia, rzucałbym się wszystkim wokoło w ramiona. Wróciłem! Wszystko z dobroci serca.

Ten ludzki odruch zamknął jednak przed Jezusem bramy miasta. Ta szalona radość przerwała “łańcuszek”. Ziarno, które miało być zasiane w sercach kapłanów padło gdzie indziej. Wydało może jakiś plon, ale jednocześnie skazało serca na pozostanie ugorem.

Radość, euforia, pozytywne stany emocjonalne nie mogą pozostać celem naszej wiary. Wierność powołaniu może zdziałać więcej dobra, niż sensacyjność cudu.