Do takich bowiem należy królestwo Boże.

Syr 17,1-15
Mk 10,13-16

wisdom

Przeczytałem dzisiaj informację, że tylko 20% dzieci z ponadprzeciętnym IQ osiągnie w życiu większy sukces, niż ich rówieśnicy. Ślęcząc nad książkami, lub, co gorsza, wkuwając na pamięć regułki, niejednokrotnie nie mają bowiem czasu nauczyć się korzystać z tej nabywanej wiedzy. Z podręczników nie sposób też wyczytać, w jaki sposób nawiązywać zdrowe relacje z innymi. Jakże ważne jest by pamiętać, że wiedza i mądrość może nie pójść w parze. Sporo nieprzeciętnych umysłów zapomniało o tym. I to nie tylko w kontekście stereotypowego roztrzepanego naukowca.

Syracydes, wpisując się w nurt pozostałych ksiąg mądrościowych Starego Testamentu, podkreśla wagę życiowej mądrości. Jest ona jednym z najwspanialszych Bożych darów. Ściśle się wiąże z bojaźnią Bożą – swoistym respektem wobec Boga, który przewyższa mnie i każdego człowieka pod każdym względem. I dlatego jest ostatecznym autorytetem. Po prostu On wie lepiej. Jest ekspertem w tym, co jest lepsze, a co gorsze. Dlatego decyzje podjęte zgodnie z Jego logiką, są najkorzystniejszym wyborem. Mądrość, to zatem umiejętność wczytania się w tę Bożą logikę i kierowania się nią. Wiedza sporo może w tym pomóc. Prawdziwi mędrcy dobrze wiedzą, że nauka nie kłóci się z wiarą.

Jezus podaje nam za wzór dzieci. Wielu rodziców nastolatków w dzisiejszych czasach może mieć problem z tym fragmentem. Jakże często pójście do pracy jest dla mnie szczęśliwą ucieczką od jazgotu, utarczek, awantur, roszczeń, pretensji… Warto zatem zwrócić uwagę na kontekst. W czasach ewangelicznych dzieckiem przestawało się być w wieku 13 lat. Chłopiec wtedy stawał się bar micwa. W uroczystej ceremonii,  w tym dniu młody żyd bierze na siebie obowiązki wynikające z przywileju wykonywania przykazań Bożych. Trudno sobie wyobrazić bardziej radosną okazję do ucztowania w gronie przyjaciół i rodziny! Do tego czasu to rodzice za niego podejmowali decyzje. Oni autorytatywnie wskazywali co jest dobre, a co złe. Stać się dzieckiem w sprawach królestwa Bożego, to zatem bardziej ufać niebieskiemu Ojcu. To w pełni zdać się na Jego opinię. To wiedzieć kiedy Mu ustąpić i zrezygnować z własnej racji, gdy nasze zdania się rozmijają. Jak posłuszne dziecko.

Swoją drogą od swoich synów też mogę się czegoś nauczyć. Umiejętności wiercenia dziury w brzuchu i wytrwałości w tym, aż do osiągnięcia celu. Skoro im się udaje, czemu ma się nie udać i mnie, gdy usilnie proszę o coś Boga?

Światło

Ml 3, 1-4

Burning_candle_on_black_background

Wszystko było jasne. Jak płomyk świecy. Prorok zapowiedział  posłańca przygotowującego drogę. Posłaniec ogłosił przybycie Pana. Anioł Przymierza pojawił się w Świątyni jako Światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Izraela. Pojawił się nie jeden raz. Przez trzy lata napełniał Ziemię Świętą blaskiem Swojej nauki. Rozjaśniał mroki nieznajomości Świętego Oblicza Pana. Wszak od czasu Mojżesza nikt nie rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem.

Pomimo tego, większość pozostała w ciemności niewiary. Swoi Go nie przyjęli, nie rozpoznali. Wielu spośród tych, którzy Go rozpoznali, wolało pozostać w cieniu. Gdyż z kupiecką smykałką do kalkulowania wszystkiego, doszli do wniosku, że nierozpoznawanie Pana bardziej im się opłaca niż realna metanoia. I tak posłańca skrócili o głowę, a  Anioła Przymierza przybili do drzewa krzyża. Przekreślili Tego, którego oczekiwali, którego pragnęli.

Wpatruję się w płomyk świecy. Spoglądam głębiej – do swego sumienia. Świeca pomaga rozjaśnić najciemniejsze zakamarki jestestwa. Oczekuję Pana, pragnę z Nim przebywać. Czy to tylko wyuczone słowa, pobożna papka wtłaczana w trybiki myśli od dzieciństwa? Czy też rzeczywiste pragnienie, które pcha mnie, jak Symeona, do świątyni? Oczekiwanie, które zmusza, bym z uwagą spoglądał w każdą twarz, by rozpoznać Oczekiwanego.

Niech ta świeca w mej dłoni będzie pochodnią posłańca zwiastującego Miłość, a nie gromnicą wtykaną w martwe dłonie pogrążonego w mroku śmierci.

Dziękuje Panie za Twe światło. Sygnalizację na skrzyżowaniach i przejściach.