Owce

Wpierw przeczytaj : Łk 10, 1-9 oraz Iz 66,10.12-14c

wolf-in-sheeps-clothing-2577813_1280

Upał często doskwiera więc nikt z nas nie nosi futerka, ale pokornie przyjmuję z ust Jezusa, że jestem jak ta wełniana kulka na czterech nogach. Jestem Bożą owcą. Kolejny raz słyszę ostrzeżenie o wilkach. Jak często trzeba przypominać o nich owcom? Pewnie lęk przed nimi mają wkodowany genetycznie. Już Adam i Ewa przekonali się, że my takiego zdrowego instynktu wobec szatana nie mamy. A zatem posłany jestem pomiędzy wilki. Chrześcijaństwo to nie ckliwa bajeczka sprzed pięćdziesięciu lat. Jesteśmy bez ustanku na pierwszej linii frontu. Pewnie słyszałeś to już nie raz. Ale widocznie trzeba nam to powtarzać, bo szybko o tym zapominamy.

Cóż zatem pozostaje nam uczynić, gdy postrzeżemy wokół siebie błyski wilczych ślepi? Mogę przeraźliwie beczeć, chować się w krzaki, udawać martwego lub niewidzialnego. Tak czyni spora liczba kanapowych katolików – wilczy fast-food.

Mogę też prężyć muskuły, ostrzyc kopytka, stroić się w wilczą skórę i śledzić zdrajców wśród czarnych owieczek. Ileż razy naiwnie sądziłem, że dam radę pokusie? A gdy już się wykrwawiałem po nierównej walce, pocieszałem się, że inni oberwali gorzej, albo szukałem winnych wśród innych.

Słuchając tych słów Jezusa do posłanych uczniów, może w końcu zrozumiem, że jestem tylko owcą. A owca nigdy nie da rady wilkowi. Dlatego musi być blisko pasterza. Trzymaj się blisko Pana, a On zatroszczy się o Ciebie. Dla wilków jest bowiem nieustraszonym i zwycięskim Pogromcą. A dla swych dzieci jak najczulsza matka. Jak niemowlęta będzie nas nosił, na kolanach będziemy pieszczeni i karmieni.

Taki jest nasz Bóg!

A była noc

Wpierw przeczytaj: J 13,21-33.36-38

Jerusalem_by_night

A była noc. Mrok już wpełzł pomiędzy wąskie uliczki świętego miasta Jeruzalem. Radosne przygotowywania do Paschy zakłócał narastający lęk i smutek. Nie przywykłe do ciemności oczy apostołów w poruszających się cieniach wypatrywały arcykapłańskich siepaczy.

A wokół mnie noc. Wyglądam wokół siebie szatana, by w porę zdobyć się na unik, lecz lęk przytłumia mój wzrok. Przez jego pryzmat oceniam wszystko i wszystkich budując coraz większy dystans. Zamykam się we własnym pobożnym getcie – obwarowany uprzedzeniami i dobrym mniemaniem o sobie. Spoglądam wraz z innymi jeden na drugiego, niepewny. Czy on mnie wyda? Czy mogę się przed nim otworzyć? Osądzam. Skazuję wyłącznie na podstawie  obaw.

Tymczasem rozgościwszy się w zbudowanej twierdzy dla uczciwych, nie dostrzegam, że brat mój ma coraz większy problem. Że cierpi, że się waha. Apostołowie do ostatniej chwili nie podejrzewali Judasza o zdradę. Cały czas obdarzali go pełnym zaufaniem. Nie zauważali jego stygnącej wiary. Nie pomogli. Nie dostrzegli. Wokół była noc.

Jezus ciągle ponawia swoje zaproszenie do pójścia za Nim. Krok w krok, choćby przez samotność Getsemani i cierpienia Golgoty. Lecz ja – ślepy, potykam się o najmniejsze pokusy. Choć dziarsko zapewniam, że gotów jestem na blitzkrieg wprost do wielkanocnego zwycięstwa. Nie dostrzegam swojej dziecinności.

«Dokąd Ja idę, ty teraz za Mną pójść nie możesz, ale później pójdziesz». To nie wyrzut, ani dyskwalifikujący wyrok. Ileż pociechy w tym „później pójdziesz”! Choć mój smutek krzyczy wraz z wyrzutami sumienia, przecież wiem, że noc minie. Moje oczy w końcu dostrzegą właściwą drogę. Uznaję swoją chwiejność, że jak kulawy ślepiec potrzebuję wsparcia. Zaparłem się Jezusa nie raz, ale ufam, że z Jego łaską, jak Piotr, wyznam swoją miłość Panu. „Panie, Ty wszystko wiesz. Ty wiesz, że Cię kocham.”

 

Argument

Rdz 2, 7-9  3, 1-7
Mt 4, 1-11

argue

W moim młodszym synu bardzo mocno odzywa się gen prawniczy. Wszak jego dziadek jest prawnikiem. Sztukę prowadzenia dyskusji ma we krwi. Praktycznie od momentu, gdy nauczył się składnie mówić. Każda moja prośba, uwaga czy nakaz natychmiast spotyka się z kontrargumentem. Nawet w beznadziejnej z jego punktu widzenia sytuacji, w jego mądrej główce natychmiast pojawiają się pomysły, jak zbić mnie z tropu. Jego ulubionym chwytem jest sprowadzenie wszystkiego do absurdu. Wie bowiem, że wobec takiego pogwałcenia prawdy zagotuje mi się w głowie i wdam się w  dyskusję. Będę chciał wykazać mu błąd, strzelić pouczający wykład. A czas leci i obowiązki czekają. Zawsze na koniec może się obrazić i w ten sposób dopiąć swego. W dyskusji z nim nie mam szans.

Jeszcze  bardziej przebiegły w rozmowie i argumentowaniu jest szatan. Jego inteligencja jest poza zasięgiem nawet największego ludzkiego intelektu. Jest ekspertem w kłamstwie. Świetnie też zna nasze słabe punkty. Wdać się z nim w dyskusję to przegrać. Żaden prawnik nie pomoże, gdyż i na nich ma haki.

Tylko jedno słowo potrafi zbić szatana z tropu. Jeden argument odpowiednio zastosowany zamyka mu usta. Zamiast polegać na sobie, gdy szatan mnie kusi, wystarczy, gdy pozwolę Bogu prowadzić spór. W Piśmie Świętym znajdę każdy kontrargument. Przykład dał Jezus kuszony na pustyni. W przeciwieństwie do Ewy, od razu zamykał diabłu dostęp do swego umysłu właściwym cytatem z Biblii. Jeśli słowo Boże jest dla mnie ostatecznym słowem, gdy Pismo przemówi, wątpliwości nie mają już do mnie dostępu.

Przepis na pokusy wydaje się tak prosty. Dlaczego jednak tak trudny w zastosowaniu? Bardzo często bowiem szatan przemawia moim własnym głosem. Pokusy są moimi pomysłami. Uleganie zaś pokusom następuje zwykle po sporze, który prowadzę ja sam z własnym sumieniem. Od czasów bowiem grzechu pierworodnego wydaje nam się, że od nas zależy, co jest dobre, a co złe. Nikt nie będzie za mnie decydować, co mogę, a czego nie mogę. Jestem Bogiem dla samego siebie. Choć szatan przezornie tego argumentu nie podsuwa do mojej egoistycznej główki.

Jak wykorzenić w sobie taki błędny tok myślenia? Codziennie czytam Pismo Święte. Przeczytałem je już całe i czytam wciąż, bym przesiąkł nim. Zaręczam ci, że to pomaga. Ten blog jest dla ciebie przykładem.