Wpierw przeczytaj : Mt 9,1-8
Z pewnością się ze mną zgodzisz, że złe myśli z wielką łatwością wpadają do głowy. Dopóki są jak pyłki z drzew na letniej łące, które kręcą się wokół nas, albo jak drobne muszki owocówki – to mały problem. Wpadają i wnet znikają, nie wyrządzając żadnych szkód. Katastrofa się zdarza wtedy, gdy staję się na nie zbyt przeczulony. Gdy zaczynam je roztrząsać, uganiać się za nimi. Złe myśli, karmione uwagą, rodzą coraz gorsze sądy. One wzbudzają emocje, negatywne uczucia. Podminowany, coraz bardziej tracę kontrolę nad sobą. Zło, które się zagnieździło, wyłazi na zewnątrz w postaci nieopatrznych słów, nierozważnych czynów. Drobne złe myśli przepoczwarzają się do rangi poważnych spraw, problemów, dramatów. A konsekwencje? Wyobraź sobie owe muszki, gdy zirytowany ich brzęczeniem, z furią chcesz je zabić, wymachując masywnym młotem. Słoniowy breakdance w składzie porcelany! Tak właśnie to, co z łatwością przyszło, komplikuje wszystko, gmatwa, ogłupia, rujnuje lub paraliżuje.
Jeśli szybko wyrzucę owe myśli z siebie w szczerej rozmowie, która przywróci zdrowy osąd sytuacji, mogę przejść przez to bez większych szkód. Ale wnet Zły podsuwa mi myśl: Po co. I tak cię wyśmieją, zlekceważą, nie zrozumieją, albo zrozumieją opacznie. Wykorzystają wszystko co powiesz przeciwko tobie. Będzie jak zwykle fatalnie. Przygnieciony tymi myślami, zamykam się w sobie. Sytuacja wydaje się nie do ogarnięcia. Pat. Okopuję w swoim cichym kątku. Chowam pod kołderką, wypłakuję w poduszkę. Przykuty do łoża boleści – jak paralityk.
Tymczasem Jezus tylko czeka na to, bym zwrócił się do Niego z wiarą o pomoc, o uwolnienie. Samemu nie dam rady Panie. To dla mnie za trudne. A On z taką Boską lekkością powie: Wstań i chodź!” A ja wstanę i po prostu wrócę do siebie. Po prostu.
To takie łatwe.