- Problem głodu i ubóstwa. Choćbym nie wiem jak starał się go usunąć ze swojej świadomości, nie sposób go przeoczyć. Głód i bieda same wciskają się przed otwarte oczy. Dla własnej wygody i bezpieczeństwa nie zamierzam całe życie chować głowę w piasek. Nie chcę też żyć w złudnej bańce samozadowolenia. Jezus daje mi najlepszy przykład. Gdy Jezus ujrzał wielki tłum, zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce niemające pasterza.
- Najczęstszą postawą ucznia jest typowa „spychologia”. Jezu, Ty się tym zajmij! Odpraw ich jak najdalej od nas, by w końcu zadbali sami o siebie i za uczciwie zarobione pieniądze kupili sobie coś do jedzenia. My mamy swoje własne problemy więc niech nie zatruwają naszego życia swoimi.
- Lecz On im odpowiedział: «Wy dajcie im jeść!» Gdy sumienie nie pozwala przejść obojętnie wobec tego wezwania, zaczynamy „kombinować” jak rozwiązać ten problem najszybciej i najwygodniej. Apostołowie błyskawicznie oszacowali liczbę potrzebujących i wyliczyli kwotę potrzebną do zakupienia odpowiedniej ilości żywności. Wyszła im spora sumka, bo około 25 tysięcy współczesnych nam złotych. Ta kwota z pewnością uszczupliłaby ich oszczędności. Z pewną nieśmiałością przedstawiają ją Jezusowi. Może On uzna, że tę kwotę można zachować na poważniejsze wydatki, niż nakarmienie kilku tysięcy głodomorów? Może poleci wydać mniej? Tak samo i my chcemy dzisiaj uspokoić swoje sumienia „dobrowolną” wpłatą na cele charytatywne. Przecież rzucamy na tacę co niedzielę. Ktoś inny z fanfarową dumą przeznacza na potrzebujących tradycyjną „dziesięcinę”. Przecież wysłanie przelewu jest o wiele skuteczniejsze i wydajniejsze niż wzięcie pod pachę niedomytego żebraka, by go nakarmić…
- On ich spytał: «Ile macie chlebów? Idźcie, zobaczcie!» Symptomatyczne jest, że apostołom policzenie pięciu chlebów i dwóch rybek zajęło więcej czasu, niż wykalkulowanie 200 denarów. Musieli się nawet upewniać, jakby te chleby same chowały się pod pazuchami. Dopiero osobiste zaangażowanie, odjęcie sobie chleba od ust oraz wejście z nim pomiędzy gromady głodnych zaowocowało prawdziwym cudem Jezusowego błogosławieństwa. By apostołowie dobrze zapamiętali tę naukę, każdy z nich otrzymał po jednym koszu ułomków i rybich ości.
- Nawet jeśli moje osobiste zaangażowanie wydaje mi się nieefektowne i nieefektywne jak pięć małych chlebków lub puszka szprotek wręczana żebrakowi przy wychodzeniu z dużych zakupów w hipermarkecie, jeśli okraszona jest moją miłością i troską, zwielokrotni się w dłoniach Jezusa. O wiele bardziej niż moje dobre rady, czy rzucony dla świętego spokoju lub z przyzwyczajenia grosz na tacę. Wśród biednych bowiem mam szansę dostrzec swoje ubóstwo, zrozumieć, że wszystko co mam, zawdzięczam wyłącznie Bogu. Tu łatwiej uwolnię się od swego samozadowolenia.
Archiwa tagu: ubóstwo
Więcej niż inni.
Poniedziałek w 34 tygodniu zwykłym.
W ramach Szlachetnej Paczki pomagamy pewnej rodzinie. Samotny ojciec z córką w wieku gimnazjalnym i parę lat młodszym synem, których porzuciła żona i matka. Ojciec do tej pory sobie radził, ale stracił pracę. Potrzebują praktycznie wszystkiego. Jak pozostali biedni ludzie, wskazani do pomocy w ramach tej charytatywnej akcji. To już siódmy raz, kiedy przygotowujemy paczki. Co roku zbieraliśmy żywność, ubrania, przybory szkolne, węgiel. Czasami potrzebne były meble, gdyż matka musiała spać w jednym łóżku z dziećmi. Albo trzeba było odrabiać lekcje przy stole kuchennym, bo biurka nie było. Zawsze jednak nieśmiało pojawiały się indywidualne prośby. Jakaś zabawka, gra, kosmetyk, czy skromny sprzęt elektroniczny. Namiastka zbytku, o której się skrycie marzyło, której się jeszcze bardziej skrycie zazdrościło. Tym razem na liście oczekiwań nie było niczego w tym stylu. Dlatego wybrałem tę rodzinę, gdyż była uboższa od innych. Straciła też marzenia.
Pomimo tego, jak ewangeliczna wdowa rzucająca dwa pieniążki do skarbony, mają oni coś więcej niż wszyscy inni. Nadzieję. Brak nadziei, to choroba dotykająca zwłaszcza bogatych. W walce o zdobycie jeszcze więcej i nie stracenie niczego, co już mają, zamykają się w sobie. Jak w skarbonie zamkniętej na szyfrowy zamek strachu. I już nie potrafią się obyć bez tego lęku i głodu. Nie mają nadziei, że można żyć inaczej. Bez tego wyścigu zbrojeń w hipermarketach. Gdzie amunicją jest marka, cena i moda. Odstajesz od reklam, to jesteś już martwy.
To nie jest problem ludzi, którzy mogą liczyć tylko na siebie i Miłosierdzie Boże. Oni są szczęśliwi, gdy mają kanapkę do szkoły. Bogaci się martwią, gdzie zamówić egzotyczny składnik do wymyślnej potrawy z topowej książki kucharskiej. Ubodzy są szczęśliwi, świetnie się bawiąc na trzepaku pod familokiem, a tamci się zamartwiają, czy nie będzie problemów na przesiadce lotniczej w drodze na karaibskie wakacje.
Proszę Cię Panie o ufność w Twoją pomoc, choćby tak skromną, jak te dwa małe pieniążki rzucane przez wdowę. Bo tylko ufając Ci bezgranicznie, nie muszę się niczego bać. Jestem bogaty we wszystko, gdy otwieram się na Ciebie.