Wpierw przeczytaj: J 12, 1-11
Tyle pytań rodzi się w mojej głowie, gdy scena z Betanii przewija się przed moimi oczami. Malowana słowami Ewangelii. Kim była ta trójka rodzeństwa – tak bliska Jezusowi? Musieli być niezwykle bogaci i wpływowi. Na pogrzeb Łazarza, a potem na tę ucztę dziękczynną za dar wskrzeszenia, przybyło mnóstwo ważnych osobistości z Jerozolimy. Drobnych wieśniaków ze zbocza Góry Oliwnej nie byłoby stać na taką celebrację. Na flakon olejku nardowego również.
Dlaczego nic nie wiemy o ich małżonkach? Rolę gospodyni w domu zacnego Łazarza pełni jego siostra. A przecież małżeństwa były wpisane niejako w rodzinny biznesplan. Zawierano je wtedy bardzo wcześnie, by zwiększyć wpływy, powiększyć majątek, ugruntować partnerstwo. Kilkunastoletnie mężatki a nawet wdowy nie bawiły się lalkami.
Dlaczego Maria wytarła stopy Jezusa swoimi włosami? Wszak włosy kobiety były w miejscach publicznych zawsze spinane i skrywane pod chustami. Jedynie najbliżsi, w intymnych okolicznościach, mogli je podziwiać.
Dużo pytań, które niejako chcą odwrócić moją uwagę od Prawdy. Szukając na nie odpowiedzi uciekam od Jezusowych pytań. Ile jest On dla mnie wart? Ile jestem gotów poświęcić, by oddać Mu cześć; by wyrazić Mu swoje oddanie i miłość?
Funt olejku nardowego Judasz wycenił na 300 denarów. Mógł niedoszacować jego wartość – nie podejrzewam go o kupowanie tak drogich prezentów dla kobiet. To około 300 ml najdroższych perfum wartych kilkanaście tysięcy złotych. Towar importowany z Indii. Rzadkość, której nie uświadczysz w drogerii za rogiem. Patrząc na dzisiejsze ceny w sklepach internetowych – były one tak z osiem razy droższe niż legendarne perfumy Chanel. Nie trudno jest sobie wyobrazić, jaki to skarb dla kobiety. Używany po kropelce za uszy na wyjątkowe okazje. By olśnić i oczarować. Tymczasem Maria w Betanii wylała całą ich szklankę, by umyć nimi stopy Gościa. Czapki z głów – poszła na całość.
Czy stać mnie na coś podobnego?
Nawet moje bylejakie modlitwy i uczynki miłosierne ( jak najtańsze perfumy z kiosku Ruchu) są przeze mnie pazernie wydzielane. Rozcieńczane wodolejstwem, pozerstwem i rozproszeniami. Jak Judasz zerkający na sakiewkę, spoglądam niecierpliwie na zegarek wyglądając końca Mszy świętej. Odwracając się od żebraka wyciągającego dłoń po pięć złotych, usprawiedliwiam się dbałością o trzeźwość narodu. Zwiększenie synowi czasu na komputerze o kwadrans zwalnia mnie z obowiązku poświęcenia mu uwagi i innych wyrazów miłości.
To nie miejsce na rachunek sumienia. Myślę, że i ty mnie rozumiesz, że tak wiele mamy za uszami w tej sprawie. Przykładów nie trzeba przytaczać.
Niech ten Wielki Tydzień będzie błogosławionym czasem. Niech miłość ugnie mój sztywny kark i pozwoli mi uklęknąć u stóp Jezusa przywracającego życie. Bez zbędnych kalkulacji. Bez wystawiania rachunków.
Najdroższy Jezu.