- Ten, kto naucza, powinien „stać się wszystkim dla wszystkich” (1 Kor 9, 22), by zdobyć wszystkich dla Chrystusa… Bliska temu stwierdzeniu Katechizmu była pewna praktyka w śląskim Kościele. Bp Herbert Bednorz po jednej z wizyt w Watykanie i rozmowie z ojcem świętym Pawłem VI przyjechał do Katowic i oznajmił zdumionym księżom, że każdy kleryk przed święceniami, po trzecim roku studiów będzie musiał opuścić Kraków, wrócić do swojego miejsca zamieszkania i podjąć pracę. Miał przepracować rok, najlepiej fizycznie, w wybranym zakładzie. Do seminarium trafiali zazwyczaj młodzi ludzie wprost ze szkół średnich. Normalne życie, z jego blaskami i cieniami, znali jedynie z perspektywy dziecka obserwującego swoich rodziców. Mając wyłącznie takie doświadczenie, obładowany wiedzą teoretyczną, młodzi księża z pewnością przez pierwsze lata mieliby kłopoty ze zrozumieniem sytuacji powierzonych im wiernych. Dlatego ten rok w pracy był niezwykle cennym doświadczeniem. Księża ze Śląska nie byli wyłącznie intelektualistami i idealistami z delikatnymi dłońmi.
- Bóg cały czas podkreśla, że jest mi bliski. Że mnie rozumie. To nie są tylko lekko składane deklaracje. On – doskonały Byt duchowy – stał się człowiekiem. Zechciał przeżyć i doświadczyć każdy moment mojego życia. Od poczęcia aż do śmierci. Nawet takiego życia w najgorszej z możliwych wersji. Nie przypuszczam bowiem, żebym był bezdomnym, wędrownym nauczycielem, z krewnymi traktującymi mnie jak człowieka niespełna rozumu, harującym i spalającym się w służbie w formule 24/7. Chyba mi też nie grozi prześladowanie ze strony oficjalnych władz, zdradzenie przez przyjaciół, gwałtowne przejścia od niezwykłej popularności do powszechnego potępienia. Z bliska 100% pewnością mogę stwierdzić, że ominie mnie śmierć krzyżowa. To Jezus zna lepiej życie ode mnie. Nikt nie jest bardziej kompetentny do dawania mi rad w życiu. Nikt nie ma większej empatii w każdej sytuacji życiowej.
- Moja wiara ma być ukierunkowana na dojrzewanie, ale i zakorzeniona w życiu. Bóg zasiał ziarno swojego Ciała w Betlejem. Doskonała próba losowa. Pracował najprawdopodobniej jako cieśla lub najemny robotnik rolny przez 30 lat. Znacznie dłużej niż śląscy klerycy w PRL.
- Dziś szczęśliwie się złożyło, że opis Bożego Narodzenia czytam w uroczystość Wniebowstąpienia. Jezus nie wstydzi się swego ziemskiego epizodu w wiecznym życiu. Tego, że ogołocił samego siebie stawszy się podobnym do ludzi. Co więcej – to nie był tylko eksperyment, gdyż po zakończeniu Swojej ziemskiej misji nie zrzucił ciała jak kombinezonu roboczego. Z ciałem wrócił do Ojca i zasiadł dumnie po Jego prawicy.
- A ja? Jak traktuję swoje życie? Jako porażkę? Zbędny trud? Okazję, by się wyszumieć i nie zapracować? Czy traktuję swoje ciało z szacunkiem, z troską, ale i z dumą? Jako element mego jestestwa, który nawet Bóg chce mieć przy sobie w niebie?
Archiwa tagu: ciało
Chleb życia
Wpierw przeczytaj J 6,41-51
Pisząc ten wpis, zajadam z miseczki mieszankę studencką. Moja dłoń raz za razem sięga po orzeszka, żurawinę, suszonego bananka i co tam jeszcze jest pysznego. Właściwie nie wiem, gdyż robię to mimochodem. Ani się spostrzegę w twórczym zapale, jak miseczka się opróżni. Słodycz mnie wypełni, ale nie nasyci. Jak skończę pisać i opublikuję ten wpis, szybciutko przygotuję kolację.
- Nie wystarczy nasycić głód, trzeba się porządnie najeść.
- Nie wystarczy wypić jeden kieliszek, trzeba się upić.
- Nie wystarczy odwiedzić rodzinę na wsi, trzeba wykupić wczasy na Karaibach.
- Nie wystarczy mieć telefon do rozmów, trzeba mieć najnowszy topowy model.
- Nie wystarczy mieć 100 minut w abonamencie, trzeba mieć wszystko bez limitu.
- Nie wystarczy mieć 110 kanałów w telewizorze, trzeba mieć jeszcze Netflixa.
- Nie wystarczy obejrzeć dobry film po kolacji, trzeba obejrzeć cały sezon serialu.
- Nie wystarczy 20 sukienek w szafie, trzeba pójść wydać krocie na wyprzedażach.
- Nie wystarczy najlepsza przyjaciółka z klasy, trzeba mieć tysiące znajomych na FB.
- Nie wystarczy czuła noc z żoną, trzeba szukać inspiracji w pornografii.
- Nie wystarczy pensja z pracy, trzeba dodatkowych fuch, etatów, nadgodzin i przekrętów finansowych.
Wyliczanka ta nie ma końca. Tak jak nienasycone jest nasze ciało. Ciągle chcemy więcej, gdyż ciągle nam mało. Ciągle mamy powody do narzekań i szemrań. Dłoń sięga raz za razem do miseczki i za chwilę uderza o puste dno. Ciało pęcznieje, lecz i apetyt rośnie w miarę jedzenia. Co innego mój duch.
- Dlaczego duch nie jest tak nienasycony?
- Dlaczego nie odczuwam tak nieprzepartego głodu Jezusa?
- Dlaczego siedem razy przebaczać, to wciąż dla Pana za mało?
- Dlaczego dłuży mi się Msza święta i każda modlitwa?
- Dlaczego sądzę, że jedna przyjęta Eucharystia wystarczy mi jak Eliaszowi na czterdzieści dni i nocy wędrówki, a może i dłużej?
- Dlaczego wciąż zawężam listę bliźnich wartych szczypty mej miłości?
Obym przesadnie dbając o zachcianki ciała, nie zagłodził się z dala od jedynego chleba życia – Jezusa.