- Setnikowej wierze wystarczało tylko słowo Jezusa. Nie potrzebował dowodów, gwarancji. Nie musiał tego krytycznym okiem zobaczyć, zmierzyć, zweryfikować. Było dla niego czymś oczywistym, że na słowie Pana może polegać. Cokolwiek rzeknie – wykona się. Jak przy stwarzaniu świata. „Wtedy Bóg rzekł: «Niechaj się stanie światłość!» I stała się światłość.” Silna wiara nie potrzebuje cudów czy objawień. Wystarcza słowo. Wystarcza pewność, niepodparta niczym innym, jak przekonaniem o Bożej bezgranicznej miłości.
- Jezus zachwycił się wiarą centuriona. W przypadku innych uzdrowień, by wzmocnić wiarę źle się mającego, nie wahał się użyć dodatkowych gestów. Nawet takich jak pomazanie oczów błotem. Nie obrusza się, że człowiek potrzebuje czegoś więcej. By wzmacniać naszą wiarę, cud Eucharystii otoczył przebogatą liturgią. On rozumie, że bez doświadczenia sacrum, człowiek może się nie otworzyć na łaskę komunii z Bogiem. Jak amant, który pragnie oczarować swoją wybrankę, zachwyca nas pięknymi barwami szat, oszałamiającym rytuałem, pobudzającymi zapachami kadzideł, muzyką… W tym kontekście rozumiem tych wiernych, którzy tęsknią za tak zwaną przedsoborową liturgią. Znużeni szarzyzną codzienności, pragną się umówić z Panem na wykwintnej randce. Chcą czegoś ekstra. Z górnej półki… Ktoś inny mocno zakochany w Panu, nie potrzebuje zaś tego, a może nawet nie zauważa. Wpatrzony jest bowiem rozmiłowanym wzrokiem w Jezusa i chłonie Go całym sobą – nie tylko zmysłami.
- Myślę, że wielu mi współczesnych, odchodzi od wiary, nie tyle z powodu swej racjonalności, że nie potrafią pogodzić prawd wiary, ze swoim rozumem. Bombardowani bezustannie milionami zmysłowych bodźców, stali się ślepi i głusi wobec Pana, który do nich przychodzi. Ze słuchawkami na uszach nie słyszą Jego głosu. Wpatrzeni w ekrany, nie dostrzegają Go wokół siebie. Nawet Jego Słowo zostawione w Biblii, nie przemawia do nich skutecznie, bo wydaje im się nudne, jak opisy przyrody w twórczości Nałkowskiej. Jest nastawiony na huragan wrażeń. Tymczasem konsekwentnie Bóg przychodzi w lekkim powiewie.
- Od bardzo długiego czasu zmagam się ze swoistą posuchą na modlitwie. Nie czuję jej. Nie daje mi ona bezpośrednio radości i pokoju. Cały czas Jezus skrywa się przede mną za trudną do przejrzenia zasłoną. Dlatego nie lubię charyzmatycznych modlitw, bo zdaję mi się, że jestem ograbiony z tych wszystkich jej dobrodziejstw, jakimi upajają się niemal lewitujący charyzmatycy. Mógłbym zwątpić, rozczarować się. Mógłbym oskarżać Boga, że mnie opuścił, że mnie zbyt ostro karze. Z pokorą jednak wyznaję, że nie czuję się godzien, by On wszedł pod mój dach. Łapczywie chwytam po Pismo Święte. Święcie bowiem wierzę, że wystarczy tylko słowo, a odzyskam zdrowie. I choć nie byłem nigdy świadkiem spektakularnego cudu, choć nie porwał mnie ognisty wiatr Ducha Świętego, mocno wierzę. Spoglądając wstecz na swoje życie, widząc jak niezauważalnie (bo w długotrwałym procesie), ale diametralnie zmieniam się na dobre, jestem przekonany, że Pan nie skąpi mi Swego błogosławieństwa.
Ewangelia (Mt 8, 5-11)
Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: «Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi». Rzekł mu Jezus: «Przyjdę i uzdrowię go».
Lecz setnik odpowiedział: «Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: „idź!” – a idzie; drugiemu: „Przyjdź!” – a przychodzi; a słudze: „zrób to!” – a robi».
Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: «Zaprawdę, powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary. Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i z Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim».