- Spoglądam na swoją dłoń. Zazwyczaj ją wyciągam, by brać, by trzymać, czasami zabija nudę klikając w klawiaturę. Teraz patrzę na nią uważnie oczami wiary. Jest uschła w tej chwili. Dłoń, która nie niesie pomocy jest martwa. Dłoń, która nie trzyma w sobie jałmużny jest martwa. Dłoń, która nie składa się do modlitwy jest martwa. Dłoń, która nie służy pożyteczną pracą jest martwa. Dłoń, która nie uderza ze skruchą w pierś jest martwa. A martwa dłoń – nieruchoma w swym rozleniwieniu, jeśli już się poruszy, z łatwością może się zacisnąć w pięść. Z łatwością może sięgnąć po cudzą rzecz. Z łatwością może posłużyć do grzechu. Mam uschłą dłoń i kryję się gdzieś w cieniu pleców innych. Nie wychodzę przed szereg. Niby jestem we wspólnocie wiernych zgromadzonych w domu modlitwy, ale jakby mnie nie było. Jestem uschłym członkiem Kościoła, łatwym do zmanipulowania. Jestem uschłą latoroślą, którą można bez trudu odłamać od Winnego Krzewu.
- Choć w swej martwocie i bierności nie zdobywam się na modlitwę prośby, Jezus mnie dostrzega. Wywołuje mnie na środek. Stawia mnie w centrum uwagi, gdyż pragnie, by wspólnota nie była obojętna na pojawiającą się martwotę. Nie chwycił mnie za ucho i nie wyszarpał mnie zza pleców innych, ku przestrodze i ku sądowi. Jego uwaga jest pełna miłosierdzia i troski. Nie wyrywa mnie na siłę, jak ogrodnik, który plewi chwasty. On wzywa mnie bym sam się podniósł. Bym uczynił pierwszy gest wolnej woli skierowanej ku Niemu. Tyle Mu wystarczy. Resztę sam już dokona.
- Uzdrowioną dłoń z powrotem kładę na klawiaturze. Tym razem, by pisać 150 już wpis na tym blogu. Jezus daje mi zdrowie, daje mi swoje dary, daje mi wszystko. Ale to nie jest nagroda za dobre zachowanie. Czy bowiem „popełniłem” jakiekolwiek dobro sam z siebie, bez Jego pomocy? Czy kiedykolwiek moja dłoń podarowała coś, czego wcześniej nie otrzymałem z Jego szczodrobliwości. Życie podarowane w moje dłonie jest zadaniem. Dlatego piszę. Dlatego służę. Żyję.
Człowiek, który ma uschłą rękę
Odpowiedz