- Złość jest ostra jak miecz obosieczny. Siecze zarówno winnego mej złości, jak i mnie samego. Karząc bliskiego „cichymi dniami”, awanturami, sam skazuję się na izolację, złe emocje i skołatane nerwy. Włóczniami, które bezustannie dźgają moje serce, są wewnętrzne troski, zmartwienia, obawy, zazdrości, wiecznie niezaspokojone ambicje… Okrutna wojna, którą marzę przekuć na pokój.
- Prostą receptę na ten ciążący jak topór nad głową niepokój wskazuje mi liturgia słowa z 1 niedzieli adwentu. Chodźcie, domu Jakuba, postępujmy w światłości Pańskiej!. Proste słowa, ale jak to odnieść do zwyczajnego życia? Jak mam pielgrzymować na Górę Pańską, skoro życie trzyma mnie w okowach codziennych relacji, obowiązków i przyzwyczajeń? Któż mnie zastąpi przy codziennej orce w polu lub przy mleniu na żarnach? Nie stać mnie na to, by przebrać się za mnicha, oderwać się od rzeczywistości i uciec w nierealny świat mistycyzmu. Czyż rzeczywiście można skutecznie zaklinać stres i lęk szeptanymi modlitwami? Czy różaniec ma odstraszającą Złego moc jak amulet indiański?
- Kluczem jest przejście z ciemności do światła. Jak przy topieniu wszelkiej artylerii, by ze śmiercionośnej broni przekuć ją w dobro. Noc się posunęła, a przybliżył się dzień. Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła! Ciemność – to zło. To wszystko, co ze wstydem pragnę ukryć przed sobą i całym światem. To, co mnie pogrąża w cieniu, pogrąża w bezczynnym i beznadziejnym śnie. To niedomówienia, niejasności. Porzucić tą całą nocną sferę, by obudzić się w jasnym słonecznym dniu – jaka to cudowna alternatywa! Tak sformułowane marzenie brzmi już bardziej czytelnie, działa bardziej motywująco. Ale wciąż tak trudno to wszystko zrealizować… Ciemność trzyma w garści i zadusza dobre chęci. Ciężko wyrwać się ze snu.
- Choć moja wola tęskni za światłem, tkwię w nocy polarnej. Tylko rozbłyski zorzy przypominają mi o brzasku, który ciągle nie nadchodzi. I w tej nocy zakrada się do mnie Złodziej. Oczekiwałem Go w dniu końca świata – czyli praktycznie nigdy. Albo w dniu mojej śmierci. Ale On zakrada się w środku tej nocy. Właśnie teraz, gdy mroczne myśli towarzyszą mojej codziennej młócce.
- Jezus – z wysoka wschodzące Słońce, Światło na oświecenie pogan właśnie majstruje przy drzwiach mego ponurego wnętrza. Dekoduje wszelkie mechanizmy obronne, wyważa bramy. By do mojej zatęchłej ciemnicy wpuścić światło i więcej świeżego powietrza. By skraść moje serce. Właśnie teraz. Teraz bowiem zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdy uwierzyliśmy.
Chcieć i móc, to znaczy mieć
- Naszą siłą, w dzisiejszych czasach, są nasze pragnienia. Dlatego tak często czujemy się bezsilni, gdyż sama zachcianka nie wystarczy, by poczuć się spełnionym. Z dzieciństwa wynieśliśmy naukę, że tupanie nóżką i upór zdartej płyty ma magiczną moc. W dorosłym życiu ta nauka staje się niejednokrotnie nauczką. Czyjaś nóżka tupiąca w tej samej sprawie zazwyczaj jest głośniejsza od naszej. Dobra rada, że wystarczy poprosić, też nie zawsze jest skuteczna. Uprzedzają nas ci, co nie proszą, tylko biorą jak swoje.
- Reklamy wciąż sztucznie wywołują nowe pragnienia, których nie nadążamy realizować. Frustracja narasta. Właściwie, sami już nie wiemy, czego chcemy. Rzucamy się zatem łapczywie ślepo na okazje, by uciszyć choć przez chwilę narastające poczucie braku. Tak jak żołądek zasypujemy śmieciowym jedzeniem, podobnie zagracamy nasze mieszkania gadżetami, a umysły bezmyślną, memowatą papką.
- Dwaj niewidomi głośno wołali do Jezusa przytłoczeni niezaspokojonym pragnieniem ujrzenia świata na własne oczy. Nie zostali wysłuchani od razu. Niejako wystawieni na próbę, podążali za Mistrzem aż do domu, w którym się zatrzymał. Dla niewidomego śledzenie kogokolwiek jest nie lada jakim wyzwaniem. Podjęli jednakże to wyzwanie. Z cierpliwością.
- Coraz trudniej nam pokonywać trudności. Jeśli coś ma nas za dużo kosztować, błyskawicznie przerzucamy swoją wolę na łatwiejszy łup. Dlatego wybieramy fast-fooda, zamiast samemu przygotować wykwintny obiad. Jezus pragnie, byśmy wzrastali do coraz lepszych wyborów. Dlatego ćwiczy nas w wytrwałej modlitwie. Chce, byśmy byli świadomi swoich najistotniejszych potrzeb. Gdyby każda modlitwa była spełniana natychmiast, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mielibyśmy wokół niezły cyrk.
- By mieć, nie wystarczy chcieć. Trzeba się natrudzić, by wyszukać w masie zachcianek te najistotniejsze pragnienia. Zbadać, czy są one realne. Jezus pyta się niewidomych, czy wierzą, że może przywrócić im wzrok. Czy wierzą, że to jest możliwe. A czy ja znam swoje możliwości i wierzę?
Ewangelia (Mt 9, 27-31)
Gdy Jezus przechodził, ruszyli za Nim dwaj niewidomi, którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!»
Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie». I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: «Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!» Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy
Ekipa budowlana
- Życie jest jak budowa domu. Jezus stara ci się pomóc ze wszystkich sił. Przygotował działki budowlane. Dostarcza zindywidualizowane projekty nieruchomości. Udziela bezpłatnych pożyczek. Polecił ci nieomylnego i wszechwiedzącego Konsultanta – Ducha Swiętego. Zadbał nawet o firmę ochroniarską ze świętym Michałem Archaniołem na czele. Spłaca wszystkie długi. Zapewnia odnowę ciała i ducha. Porzucił jednakże ciesielkę prawie dwa tysiące lat temu, gdy rozpoczął działalność publiczną. Budową musisz zająć się sam. Na twojej głowie jest ekipa budowlana.
- Jak najbardziej słuszne jest stare powiedzenie; „Jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz.” Projekt budowlany i materiały mogą być doskonałe, ale odstawiona fuszerka odbije się na standardzie życia. Choć Bóg wspiera nas w tak wielu sprawach, szanuje naszą wolność. Pozwala nam być kowalami własnego losu. Z szacunku pozostanie głuchy na wołanie: „Panie, Panie! Ty się zajmij budową domu. Jesteś moim deweloperem! Jeśli chcesz, wystawię nawet reklamowy krzyż na ogrodzeniu!” W tym szczeniackim rozleniwieniu nie chce się nam zakasać rękawów. Łopata parzy nam ręce. Budujemy na piaskach zamki z kart. Wygodniej, szybciej… nieodpowiedzialnie. Cóż – całą odpowiedzialność zrzuciliśmy na barki Jezusa.
- Przychodzi jednakże czas, kiedy spadnie deszcz, wzbiorą rzeki, zerwą się wichury i uderzą w nasz zamek z kart, a on runie. Obyśmy wtedy z żalem nie zrywali umowy z Jezusem w akcie apostazji.
Ewangelia (Mt 7, 21. 24-27)
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Nie każdy, kto mówi Mi: „Panie, Panie!”, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie.
Każdego więc, kto tych słów moich słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony.
Każdego zaś, kto tych słów moich słucha, a nie wypełnia ich, można porównać z człowiekiem nierozsądnym, który dom swój zbudował na piasku. Spadł deszcz, wezbrały rzeki, zerwały się wichry i rzuciły się na ten dom. i runął, a upadek jego był wielki».