Wpierw przeczytaj: Łk 9,51-56
Samarytanie byli kimś obcym dla prawowiernych żydów. Co zapalczywsi rzekliby, że byli paskudnym wrzodem wszczepionym przez Persów w czasach niewoli babilońskiej. Byli kimś w rodzaju imigrantów, którzy przez wieki nie potrafili i nie chcieli się do końca zasymilować. Pomimo tego, że w zasadzie przyjęli wiarę w Jedynego Boga, to uparcie pozostawali sobą. Nie pozwalali zapominać o swojej odrębności. Inność zmusza do ustosunkowania. Najczęściej wyzwala uczucia strachu i nieufności.
Najlepszą obroną jest atak. Agresja rodzi chęć rewanżu. Rany podziału leczą się najdłużej. Konflikt narasta…
Ponieważ bezpośrednie spotkanie wrogów może się źle skończyć, żydzi zwyczajowo do Jerozolimy pielgrzymowali okrężną drogą wzdłuż Jordanu. Decyzja Jezusa by pielgrzymować przez Samarię, musiała zatem mocno zirytować apostołów. Gdy spotkali się z problemami po drodze, pewnie pod nosem sobie mruczeli: A nie mówiliśmy? Ja wiedziałem, że tak będzie. Zawsze tak jest z tymi psami. Oby ich ogień pochłonął!
W mojej parafii żaden z księży nawet nie wspomniał, że rozpoczął się Tydzień Modlitwy za Uchodźców. Może nie chcą wtykać kolejnego kija w to mrowisko? Trwa gorąca dyskusja, czy przyjmować uchodźców i w ten sposób narażać się na niebezpieczeństwo, czy też pomagać im w ich własnych środowiskach. Zanim się odpowie na to pytanie, potrzebna jest jednak wcześniejsza zmiana myślenia.
Nie znajdę właściwego rozwiązania, dopóki nie zrozumiem w pełni, że ten ktoś inni to też człowiek jak ja. Uchodźcy to „nie liczby, tylko osoby: to twarze, imiona, historie życia i odpowiednio do tego należy ich traktować” – przypomnę słowa papieża Franciszka.
Naturalnym priorytetem człowieka jest zapewnienie bezpieczeństwa sobie i własnym bliskim. Oddanie życia za osobę obcą to szczyt świętości, do jakiej wzywa mnie Jezus. Wiem, że nim ten szczyt osiągnę, muszę pokonywać małymi kroczkami kolejne etapy. Zawsze w górę! Inni dla mnie to nie tylko imigranci, innowiercy, czy ludzie o odmiennej orientacji politycznej lub seksualnej. Innym, który mnie irytuje, może być nawet ktoś tak bliski jak żona (chyba z Wenus tu spadła) lub własne dziecko, które ciągle gasi moje oburzenie argumentem, że wszyscy jego znajomi tak robią. Nie akceptować mogę nawet samego siebie.
Obym zaczął oswajać się z innością.