Pełny zasięg Ewangelii

  • Za Jezusem ciągnie wielkie mnóstwo ludzi. Już nie tylko z Galilei, Judei, okolic Tyru i Sydonu. Imię Jezus pojawia się na ustach ludzi od Hawajów po Patagonię. Przedstawiciele chyba wszystkich narodów pod słońcem spragnieni są Ewangelii. Jezus zaprasza do siebie. Przyjdźcie do Mnie wszyscy – woła każdego dnia. Idźcie i głoście – daje nam polecenie. Dlatego Kościół podejmuje trud ewangelizacyjny, by Dobra Nowina, jak prąd czy internet, dotarła pod każdą strzechę. By Królestwo Boże obejmowało swym zasięgiem większy obszar niż telefonia komórkowa.
  • W zapale wiary stajemy się niejako zachłanni. Wyobrażamy sobie, że Jezus stanie się dla nas cudownym panaceum na wszelkie choroby i zło. Zasypujemy Go całą masą próśb, życzeń i niespełnionych pragnień. Nawet takich, których nie ośmielilibyśmy napisać w liście do świętego Mikołaja. Wydaje się, że pochwycenie Jezusa, uchwycenie się Go z całej siły, będzie jak główna wygrana w totolotku. Wraz z Jezusem znikną wszelkie bolączki i problemy. Jezus jest moim Królem – drżyjcie wszyscy moi wrogowie ziemscy i duchowi! Wznosząc wysoko ręce w modlitwie uwielbienia upajamy się zwycięstwem nad wszelkimi pokusami.
  • Lecz wtedy pokusy mimo wszystko przychodzą. Wśród próśb znajdujemy i takie, które ciągle są niewysłuchane. Na modlitwie zamiast cudownego duchowego odlotu odczuwamy posuchę, noc wiary, pustkę… Jezus niejako wyrywa się z ramion i wsiada do osobnej łódki. Stwarza dystans.
  • Przypomina w takim momencie, że jest po trzykroć święty. Jest transcendentny. Jego sacrum jest czymś oddzielonym, odseparowanym od naszego profanum. On nie chce i nie będzie talizmanem szczęścia, podkową przynoszącą szczęście, dobrą wróżką. On jest Bogiem, alfą i omegą, początkiem i końcem. Pragnie być celem naszego życia, a nie środkiem do uczynienia życia takim, jakim chcemy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *