Niejednokrotnie spotkałem się z argumentem przedstawianym przez ludzi odchodzących od wiary, że Kościół ogranicza ich wolność. Mają oni dość nakazów, przykazań, zakazów, postów. Chcą swobodnie iść przez życie i robić to, na co mają w tej chwili ochotę. W tej apoteozie wolności być może nie dostrzegają, że Kościół, a właściwie Bóg, jedynie sugeruje nam właściwe wybory życiowe. Wolność jest darem Boga, tym co nas do Niego upodabnia. Po cóż miałby nam On odbierać to, co sam wcześniej nam obficie podarował? W Księdze Powtórzonego Prawa Mojżesz uzmysławia mi fakt, że bezustannie mam możliwość dokonania wyboru. Bóg nie chce mnie zmusić i siłą zaciągnąć do nieba. Mogę wybrać życie, ale i śmierć. Mogę słuchać Pana, ale i mogę służyć innym bogom. Mogę też nikomu nie służyć… czyli pozostać niewolnikiem własnych zachcianek i pożądliwości. Mam wybór, nic mi nie jest narzucone. Bóg za pośrednictwem Kościoła może jedynie rekomendować najlepsze opcje. Może zareklamować zbawienie. Czy zwrócę uwagę na tą reklamę, czyż też posłucham innej spośród tysiąca promocji dzisiejszego świata?
Sądzę, że problem współczesnego człowieka jest głębszy. On już ma dość dokonywania wyborów. Wybrać cokolwiek, to zrezygnować z wszystkiego innego. Wszystko wokół jest takie śliczne, piękne, kuszące…Nie chcę tracić! Jestem bardzo pazerny, chciałbym mieć wszystko! Dlatego, współczesny człowiek z oporem podejmuje się jakichkolwiek trwałych zobowiązań. Nie spala za sobą mostów, łapie wiele srok za ogon. Zamiast stałych małżeństw wybiera luźne związki. Wymienia coraz częściej na nowsze modele posiadane przedmioty, nawet jeżeli są jeszcze sprawne, tworząc coraz wyższe sterty śmieci. Chętniej niż kiedykolwiek się przekwalifikowuje, migruje po całym świecie. Na jednym z bilbordów przeczytałem hasło: „Zanim dokonasz właściwego wyboru, spróbuj wpierw wszystkiego.” Można w ten sposób próbować całe życie, którego i tak nie starczy, by nasycić się szczęściem spełnienia. Anglicy mają na tę okoliczność przysłowie: „you can’t have your cake and eat it”. Nie możesz jednocześnie zjeść ciastko i ciągle je mieć. Jestem wolny, ale w swej wolności muszę dokonać wyboru. Takie jest po prostu życie. Tylko w niebie będę mógł się cieszyć wszystkim jednocześnie i w pełni. Na ziemi skazany jestem na stawianie czoła ograniczeniom. „The sky is the limit” nabiera w tym kontekście właściwego znaczenia.
Boża propozycja brzmi jak oferta nieograniczonej, nieoprocentowanej i bezzwrotnej darowizny życia. To jest niekończąca się promocja. Bezustanny Black Friday! A właściwie Wielki Piątek. Do spełnienia jest tylko jeden warunek – miłość. Od razu Mojżesz tłumaczy, co oznacza to w praktyce: słuchać Jego głosu i lgnąć וּלְדָבְקָה־(czytaj :uledaweqah) do Niego. I to jest kolejne słówko z oryginalnego tekstu Biblii, z którym chcę się dziś z tobą podzielić.
Czasownik ten oznacza ściśle przylegać, kleić się, być trzymanym mocno w garści. Oznacza również odciśnięcie pieczęci. Dziś pieczątka nie przemawia do świadomości tak mocno jak kiedyś. Symbol pieczęci pojawia się już w starożytnym Bliskim Wschodzie i odnosi się do prawa własności. Właściciel pieczętował swoje zwierzęta. Pieczętowano też ważne dokumenty i listy. Pieczęć władcy umieszczano na monetach. Trwale odciśnięty znak uobecniał autorytet wystawiającego. Zerwanie pieczęci równoznaczne było z osobistą zniewagą właściciela. Poseł obdarzony królewską pieczęcią posiadał w tej chwili równą jemu godność. Stawał się niejako nim samym wobec tych, do których był posłany. Pieczęć to zatem odpowiednik notarialnie potwierdzonego pełnomocnictwa. Była zatem czymś cennym, osobistym, pilnie strzeżonym. Oblubienica w Pieśni nad Pieśniami pragnie, by Oblubieniec położył ją jak pieczęć na swej piersi. Pragnie być jak najbliżej, pragnie zjednoczenia. Nie na darmo w księdze Rodzaju zapisano: Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem. Tutaj też jest nasz czasownik!
Przylgnąć do Boga to nie tylko praktykować, chodzić raz w tygodniu do kościoła, nosić krzyżyk na szyi, odmawiać wszystkie przepisane modlitwy, a nawet nowennę pompejańską i ekstremalną drogę krzyżową. Przylgnąć do Boga, to zespolić się z Nim tak ściśle jak mąż i żona w czasie najintymniejszego zbliżenia. Czujesz to! Czyż Boża oferta nie brzmi logicznie i sensownie? Jeśli zbliżysz się do mnie i przyjmiesz na siebie Mój znak – weźmiesz swój krzyż i zaczniesz Mnie naśladować – wtedy zjednoczysz się ze Mną. Staniemy się jednym ciałem. Będziesz przebóstwiony. Gdzie Ja, tam i ty. Na zawsze. W niebie. Wchodzisz w to? Ja już jestem przekonany.